poniedzia?ek, 19. stycznia 2004
Rozśpiewana Niedziela
Znowu prześladuje mnie śpiewanie. Najpierw na moją Wioseczkę zaprosiłem chór miejsko-szkolny (super śpiewali), potem wieczorem dwa chóry na mojej Mszy (też fajnie). A ja w duchu nuciłem i myślałem sobie: "Dlaczego muzyka chóralna jest tak mało popularna u nas?" Młodzież się nie garnie, starsi - to już w ogóle. Chór parafialny nie ma nowych członków. Śpiewanie w chórze jest dla ludzi kulturalnych. To niełatwe zmagać się dwa razy w tygodniu z pięknymi, ale trudnymi utworami dawnych i współczesnych mistrzów. Nie każdy by to potrafił.
"Gdzie słyszysz śpiew, tam wejdź, tam dobre serca mają. Źli ludzie, o tym wiedz, ci nigdy nie śpiewają".
Muzyka łagodzi obyczaje, sprawia, że człowiek odkrywa kawałek duszy. Może zmęczonym życiem, goniącym za chlebem powszednim, patrzącym bardziej pod nogi niż na horyzont przydałoby się pośpiewać od czasu do czasu.
Może łatwiej byłoby przetrwać trudności, zapomnieć o kłopotach, złapać szczyptę nadziei...
Może...
Dziś wykorzystałem w kazaniu Waldka motyw - historię Neila Armstronga. Siedziałem w konfesjonale i nie było chętnych do spowiedzi, więc mogłem posłuchać kazania Waldiego. Podobał mi się ten przykład i wykorzystałem go w swojej homilli. Muszę mu o tym powiedzieć.
Daj, Panie, dobry tydzień...

Von piotr um 00:41h| 2 Kommentare |Skomentuj ->comment