poniedzia?ek, 10. maja 2004
Jeszcze o zdrowiu, czy raczej jego braku
Byłem w szpitalu. Odprawiałem Mszę św.
Właściwie jak dobrze pomyśleć, to szpital mógłby być wielkim trumfem szatana, jego szyderczym śmiechem odbijającym się od ścian pustych korytarzy, kiedy nocny ból nie pozwala zasnąć, a minuta trwa godzinę. "Gdzie jest ten twój Bóg?"-krzyczy wykrzywiając cynicznie wargi.
O dziwo, dla mnie odwiedziny w szpitalu są często jakimś odwróceniem powyższego. Każdy uśmiech wdzięczności za poprawienie poduszki, każde słowo pociechy, każde poszukiwanie dobra w drobnostkach codzienności, każda radość w cierpieniu, każdy błysk nadziei w oku i każda modlitwa bezsennej nocy mają nieocenioną wartość.
Wyciągnąłem z sali szafkę. Zwykłą, małą szpitalną szafkę. Przykryłem ją kawałkiem białego obrusa i wraz z kilkoma osobami, które miały siłę i ochotę celebrowaliśmy na korytarzu oddziału chirurgii Eucharystię.
Kiedy łamałem chleb pomyślałem sobie, że na tej szafce chory kładzie swój kubek wody, swoją książkę, okulary, spluwaczkę, różaniec, ogryzek, termometr, chusteczki higieniczne, zestaw krzyżówek, walkmana... Wszyscy szpitalni towarzysze znajdują tu swój port: zegarek, zdjęcie syna, maskotka, stary bandaż, banan.
A teraz na tej szafce staje się Jezus.
I pomyślałem, że przecież to bardzo odpowiednie miejsce dla Niego. Przecież On się tu czuje na swoim miejscu. Przecież każdej nocy opiera się o tę szafkę, gdy drzemie trzymając chorego za rękę. Każdego dnia pogwizduje cicho podziwiając szybkie ruchy sprzątającej salowej. Kładzie talerz z niedojedzoną zupą i próbuje, czy nie za słona. Po prostu JEST. I błogosławieni, którzy Go widzą. Oni mają Nadzieję, a ja przychodząc czerpię od nich i staram się zanieść tym, co nie widzą...
Dobrej nocy Szpitalny Jezusie. Znów nie zaśniesz? Idę, siądę do brewiarza. Poczuwam trochę z Tobą...

Von piotr um 02:48h| 3 Kommentare |Skomentuj ->comment