poniedzia?ek, 21. czerwca 2004
A dziś u Marcina z netu korzystam...
W niedzielę zastępowałem chorego proboszcza z pobliskiej miejscowości. Najpierw byłem w G. Malusieńki kościółek, malusieńko ludzi, za to bardzo rodzinna atmosfera. Zdziewili się trochę ludzie, gdy przynieśli mi w woreczku foliowym zebraną podczas Mszy tacę, a ja powiedziałem, żeby oddali księdzu, jak przyjedzie za tydzień. "To co, do domu mam to zabrać?" - jeden z facetów zapytał. He, he. Szkoda, że nie mają tego poczucia, że to pieniądze ich wspólnoty...
Potem pojechałem do Ś. Najpierw długo nie mogłem znaleźć kościoła. Potem się okazało (koniec językaz za przewodnika), że Msza w Domu Pomocy Społecznej się odbywa. Wchodzę do imponującego pałacu, znajduję pomieszczenie z cudownym, kaflowym piecem sprzed 150-200 lat i rzeźbionym sufitem i... wszystko przygotowane, tylko bystre oko doświadczonego liturgicznie księdza dostrzega, że nie ma ampułki z winem. "Ksiądz zawsze przywoził ze sobą w buteleczce" - informują zebrani. Hmmm... Szkoda, że mi tego nie powiedział... "Zaczekacie Państwo chwilkę? Skoczę po wino"- wypowiadam te słowa myśląc już o najbliższym sklepie. "A może być Tokaj?"-dzięki Bogu, jakaś pani jest odważna. Biały? Gronowy? Może być.
Po Mszy Św. wziąłem Pana Jezusa i poszliśmy "zwiedzić pięterko".
I byli ludzie przykuci do łóżek, i oglądający telewizor wyłączony, i byli niemo patrzący w jeden punkt, i otoczeni rodziną, i samotni, bez wiary, że ktoś o nich pamięta.... I było też mnóstwo Pana Boga. W pomarszczonych starością twarzach, w bezgłośnym krzyku cierpienia, w czułym dotyku pielęgniarki, która głaskała rękę jakiejś babci. Nie wiem dlaczego, ale czułem, że ten dom jest pełen Boga. Zawsze to czuję, kiedy widzę miejsce, gdize człowiek staje wobec tajemnicy przemijania i wobec tego, co stanowi o godności starzenia się i wobec bliskości śmierci. Miejsca, gdzie nie jest problemem brak czasu- tu jest go aż tyle, że boli jego powolny upływ i tylko tyle, że już widać kres drogi. Miejsce, gdzie "być" jest ważniejsze niż "mieć". Miejsce, w którym wychodzi na wierzch prawdziwe piękno. Nie to z reklamy kremu odmładzającego, z markowego ciucha, czy z błyszczącej karoserii. Nie to z krótkiej chwili przyjemności, z energii, zdrowia, młodości, tylko to z uśmiechu, gestu dobra, z nadziei, że warto być dla kogoś przyjacielem, że warto trwać mimo łez, że człowiek jest wielki, nawet, gdy wygląda na słabego, pochylonego, zniszczonego. A może właśnie wtedy?...

Von piotr um 22:08h| 8 Kommentare |Skomentuj ->comment