poniedzia?ek, 26. czerwca 2006
Wyjątkowo niewiele dziś zwiedzaliśmy.
Najpierw wstałem baaaardzo wcześnie i stanąłem w kolejce do Muzeów Watykańskich. Reszta ekipy doszła tuż przed otwarciem i był Apollo, Grupa Laecoona (czy jak się go pisze), Sobieski pod Wiedniem, Rafael, Kaplica Sykstyńska i te sprawy. W sumie pierwszy raz tam byłem...
Po Aniele Pańskim na Placu i obiedzie (i sjeście oczywiście) wybraliśmy się na niedzielny spacerek przez Piazza del Polpolo do Villa Borghese. I tu hitem były czterokołowe, dwuosobowe rowery (zwane przez Włosiaków rikszami) z napędem akumulatorowo-siłowym. Zjeździliśmy na trzech takich pojazdach cały park.
Wieczorem - niente zwiedzania: niedzielny meczyk. Okazało się, że Portugalia-Holandia to niezły hicior. Jakaż dramaturgia...
Mogę się tylko domyslać, co się działo w Colleggio Portoghese.
Tobias pewnie świętuje z kolegami tańcząc na Campo di Fiori...
A co się będzie działo w Rzymie, jak Włosiaki po pokonaniu Australii znajdą się w ćwierćfinale...
Jutro Katakumby (i milion innych rzeczy).

Von piotr um 02:30h| 2 Kommentare |Skomentuj ->comment

 

Ciągle jestem trochę jakby obok Mundialu.
Nie oglądam meczy/meczów.
Jedynie śledzę wyniki.
Jutro wywieśmy flagi... Ekwadoru.

Von piotr um 03:06h| 4 Kommentare |Skomentuj ->comment