poniedzia?ek, 14. sierpnia 2006
Jablkowe notatki...
Wszedlem do firmowego sklepu Apple.
Maja tu 200 stanowisk z iPodami i iMacami i innymi McIntoshami.
Wszystko podlaczone do sieci i darmowe.
Zwiedzilem Boston (nocowalem w jakims slynnym hotelu, gdzie goscil m.in. Charles Dickens) i jestem juz ekspertem od amerykanskiej rewolucji. Jadlem tez homara i siorbalem ostrygi (pierwszy raz w zyciu).
A wczoraj obejrzalem "World Trade Center". Bardzo emocjonalne...
Zebralem niezle recenzje za moj pierwszy pogrzeb w US. Swoja droga zwyczaje pogrzebowe w roznych krajach to temat na niezla ksiazke. Jechalem karawanem z trumna i kierowca - komediantem amatorem. Jako pracownik zakladu pogrzbowego, Leo znal 1000 dowcipow na temat pochowku. Jechalismy tak ze 40 minut i az musialem w koncu go poprosic o powage. W sumie rozumiem go jakos. Majac na codzien doswiadczenie smierci musial ztrywializowac je maksymalnie, zeby nie pamietac o bolu i leku. Inna opcja byloby "Ja jestem Zmartwychwstanie i Zycie, kto wierzy we mnie nie umrze na wieki", ale wiara jest laska...
Odwiedzilem polskiego ksiedza w poblizu NYC. Milo pogadac w rodzimym jezyku. Chociaz przy poprzedniej niedzieli (jak to zabrzmialo po staropolsku) spotkalem Slawka i jego brata. Wzielismy prom do Staten Island (tym razem zabrzmialo jak tlumaczenie z amerykanskiego "to take a ferry") i popatrzylismy na skyline o zmierzchu.
No i jeszcze dzis rano usmazylem sobie jajecznice "with polish kelbasa" znaleziona przez proboszcza w markecie na Brooklinie.
Koncze, wychodze z Jablka i ide dalej poznawac Nowy York, ktory polubilem juz przwie tak samo, jak Rzym i tylko troszke mniej niz Jerozolime...

Von piotr um 22:58h| 4 Kommentare |Skomentuj ->comment