wtorek, 5. wrze?nia 2006
Jechałem dziś karawanem. Z przodu kierowca i ja, z tyłu Maria (w trumnie). Przypomniałem sobie komedianta o imieniu Leo, który wiózł mnie w New Yorku. Sypał dowcipami i żartami, żeby zabić swój ból związany z obcowaniem ze śmiercią. Zapytałem obecnego kierowcę, co sądzi na ten temat. Przyznał, że nie można wczuwać się zbyt głęboko, bo psychika tego nie wytrzymuje. Musi być współczucie i szacunek, ale intensywność wrażeń (a raczej ich codzienna obecność) wytwarza pewien mechanizm obronny - empatia ma swoje granice. Poza tym, on nie włącza radia, nie gada "o głupotach", nie smieje się, tylko się modli.
I znowu wracamy do sedna sprawy. Wiara, wiara, wiara - że to nie koniec, że śmierć to "nowe narodziny", że "życie ludzkie zmienia się, ale się nie kończy".
Pochowaliśmy Marię, a tu dzwonią, że umarł Sergio...

Von piotr um 21:58h| 7 Kommentare |Skomentuj ->comment

 

Wrzesień pachnący figami
Słońce, góry, śliwki o miodowym kolorze (i smaku), dojrzewające winogrona, górale (i góralki), cisza, powietrze, makaron, białe wino czyli DOLOMITY...
Wake me up when September ends...

Von piotr um 03:32h| 2 Kommentare |Skomentuj ->comment