... newer stories
niedziela, 4. marca 2007
Yo!
piotr, 12:40h
Nie cierpię blogów, na których autorzy z częstotliwością "raz w miesiącu" wpisują coś w rodzaju: "Sorry, że nie pisałem", "Dawno mnie tu nie było", "Przepraszam za tak długą przerwę", po czym podają powód.
Powody mogą być różne. Od prozaicznych ("Miałam szlaban na internet", "Byłem u Cioci w Drohiczynie, gdzie nawet RMF zawraca", "Ta szmata od Polskiego za dużo nam zadała"), po bardziej wymyślne typu: "Rodzice wyjechali na cały weekend, więc zrobiliśmy małe spotkanie kolegów z klasy i podczas wspólnego oglądania różnych ciekawych stron ktoś szturchnął szklankę z colą i zalał komputer, co spowodowało odcięcie mnie od sieci na czas 47 dni" albo "Szef powiedział, że jestem mało wydajny i wysłał mnie na szkolenie do Nowogródka Pomorskiego, gdzie piliśmy Tecqiullę i graliśmy w karty, po 3 tygodniach musiałem nadrobić zaległości w pracy a potem szef wysłał mnie do Świętoszowa na kolejny kurs i znowu byłem do tyłu z robotą, ale już powoli wychodzę na prostą, więc witam was po tych 7 miesiącach", lub też "Aśka pożyczyła ode mnie kompa i miała nikomu nie dawać, ale Dona chciała ściągnąć coś o Oł Per we Francji (nie wiem, jak to się pisze). Oczywiście nikt się nie przyzna, a raczej zwalą na Kamila, ale fakt jest faktem, że mój kochany laptopik spadł z łóżka na podłogę. Mogłam korzystać z komputera taty, ale po tej dopuszczającej z historii musiałabym to robić, jak nikogo nie ma w domu. A to się ni zdarzyło od 3 tygodni. Jak wyjdę na 4,0 na półroczę, to dostanę nowego kompusia, więc nie będzie mnie tu jeszcze jaki czas", czy bardziej filozoficznie "Wir rzeczywistości wessał mnie całego. Lepkie macki pogoni za kasą, pieniędzmi i mamoną zasznurowały mi usta na długie 6 miesięcy. Kołowrotek systematyczności miarowo odmierzał: praca/dom/praca/praca/dom, a ja jak w transie ślepo biegłem zadyszany, nie wiedząc, że z kieszeni wypadają kolejne wartości uważane przeze mnie dawniej za ważne. Kierat niewolniczego wyścigu powoli zabijał we mnie ostatnią żywą cząstkę. Bezwładny goniłem za iluzją sukcesu, wykrwawiając się po drodze."
Często jako powód nieobecności, lub niepisania podaje się powody egzystencjalne: "Net mi zdechł", "Miałam kryzys", "Kot mi zdechł", "Zakochałem się w sąsiadce", (rzadziej: "w moim króliku"), "Zastanawiałem siem nad sensę rzycia".
Bywa, że autor krytycznie spogląda na swoje wypociny i odkrywczo wyznaje: "Przeczytałam wszystko, co napisałam do tej pory i stwierdziłam, że to jest do dupy", "I tak poza mną, moim jamnikiem i jakimś przypadkowym, zagubionym, szuakjącym gołych bab internautą, nikt tego nie czyta, więc miałem dosyć" albo "Chciałam całkiem zrezygnować i rzucić w cholerę to pieprzone (sic!) blogowanie, ale w końcu te 4 miesiące coś znaczą, więc chyba nie mogę tak tego zaprzepaścić".
Niekiedy blogowicz nie ma pomysłu na usprawiedliwienie, (bo wszystkie już wyczerpał, albo żaden nie wydaje mu się wystarczająco dobry), więc próbuje odwrócić uwagę czytelników przerzucając środek ciężkości na ich "oczywistą" potrzebę bycia "happy", że oto długo oczekiwany wpis w końcu się pojawia. Służą temu zwroty typu "Nareszcie jestem", "Po wielu mailach proszących o nowy wpis, oto on", "Nie miałem czasu na pisanie, ale odkąd codziennie zapychała mi się skrzynka, na wycieraczce znajdowałem 30 kg listów, napisy sprayem na wszystkich okolicznych blokach mówiły WRACAJ, nawet raz samolot niebie zrobił białą smugę ze słowem PISZ, to powiedziałem sobie może jednak powinienem dać tym wszystkim ludziom to, czego oczekują, na co zasługują i co im się należy".
Oczywiście dużo prościej można to zrobić w stylu "Here we go again", "Siemka tym co wytrwali", "Hello ponownie", czy "Doczekaliście się!".
Wyższy poziom wtajemniczenia to udawanie, że nic się nie stało i kolejny wpis bez najmniejszej wzmianki na temat przydługawej pauzy w blogowaniu.
Powrótowi "po przerwie" można przydać pompy zmieniając kolorystykę, czcionkę, obrazki, tytuł, albo nawet całą szatę graficzną. Najczęściej jednak charakter pisaniny pozostaje na tym samym poziomie.
Blogerzy uznający się za bardziej wyrafinowanych wiedząć, że zaniedbali pisanie postanawiają nadrobić i "na przeprosiny" błysnąć jakimś dłuższym, ciekawym lub odkrywczym tekstem, co jak w przypadku niżej podpisanego nie zawsze się udaje.
Yo!
P.S. Jeszcze LINK na przeprosiny.
Powody mogą być różne. Od prozaicznych ("Miałam szlaban na internet", "Byłem u Cioci w Drohiczynie, gdzie nawet RMF zawraca", "Ta szmata od Polskiego za dużo nam zadała"), po bardziej wymyślne typu: "Rodzice wyjechali na cały weekend, więc zrobiliśmy małe spotkanie kolegów z klasy i podczas wspólnego oglądania różnych ciekawych stron ktoś szturchnął szklankę z colą i zalał komputer, co spowodowało odcięcie mnie od sieci na czas 47 dni" albo "Szef powiedział, że jestem mało wydajny i wysłał mnie na szkolenie do Nowogródka Pomorskiego, gdzie piliśmy Tecqiullę i graliśmy w karty, po 3 tygodniach musiałem nadrobić zaległości w pracy a potem szef wysłał mnie do Świętoszowa na kolejny kurs i znowu byłem do tyłu z robotą, ale już powoli wychodzę na prostą, więc witam was po tych 7 miesiącach", lub też "Aśka pożyczyła ode mnie kompa i miała nikomu nie dawać, ale Dona chciała ściągnąć coś o Oł Per we Francji (nie wiem, jak to się pisze). Oczywiście nikt się nie przyzna, a raczej zwalą na Kamila, ale fakt jest faktem, że mój kochany laptopik spadł z łóżka na podłogę. Mogłam korzystać z komputera taty, ale po tej dopuszczającej z historii musiałabym to robić, jak nikogo nie ma w domu. A to się ni zdarzyło od 3 tygodni. Jak wyjdę na 4,0 na półroczę, to dostanę nowego kompusia, więc nie będzie mnie tu jeszcze jaki czas", czy bardziej filozoficznie "Wir rzeczywistości wessał mnie całego. Lepkie macki pogoni za kasą, pieniędzmi i mamoną zasznurowały mi usta na długie 6 miesięcy. Kołowrotek systematyczności miarowo odmierzał: praca/dom/praca/praca/dom, a ja jak w transie ślepo biegłem zadyszany, nie wiedząc, że z kieszeni wypadają kolejne wartości uważane przeze mnie dawniej za ważne. Kierat niewolniczego wyścigu powoli zabijał we mnie ostatnią żywą cząstkę. Bezwładny goniłem za iluzją sukcesu, wykrwawiając się po drodze."
Często jako powód nieobecności, lub niepisania podaje się powody egzystencjalne: "Net mi zdechł", "Miałam kryzys", "Kot mi zdechł", "Zakochałem się w sąsiadce", (rzadziej: "w moim króliku"), "Zastanawiałem siem nad sensę rzycia".
Bywa, że autor krytycznie spogląda na swoje wypociny i odkrywczo wyznaje: "Przeczytałam wszystko, co napisałam do tej pory i stwierdziłam, że to jest do dupy", "I tak poza mną, moim jamnikiem i jakimś przypadkowym, zagubionym, szuakjącym gołych bab internautą, nikt tego nie czyta, więc miałem dosyć" albo "Chciałam całkiem zrezygnować i rzucić w cholerę to pieprzone (sic!) blogowanie, ale w końcu te 4 miesiące coś znaczą, więc chyba nie mogę tak tego zaprzepaścić".
Niekiedy blogowicz nie ma pomysłu na usprawiedliwienie, (bo wszystkie już wyczerpał, albo żaden nie wydaje mu się wystarczająco dobry), więc próbuje odwrócić uwagę czytelników przerzucając środek ciężkości na ich "oczywistą" potrzebę bycia "happy", że oto długo oczekiwany wpis w końcu się pojawia. Służą temu zwroty typu "Nareszcie jestem", "Po wielu mailach proszących o nowy wpis, oto on", "Nie miałem czasu na pisanie, ale odkąd codziennie zapychała mi się skrzynka, na wycieraczce znajdowałem 30 kg listów, napisy sprayem na wszystkich okolicznych blokach mówiły WRACAJ, nawet raz samolot niebie zrobił białą smugę ze słowem PISZ, to powiedziałem sobie może jednak powinienem dać tym wszystkim ludziom to, czego oczekują, na co zasługują i co im się należy".
Oczywiście dużo prościej można to zrobić w stylu "Here we go again", "Siemka tym co wytrwali", "Hello ponownie", czy "Doczekaliście się!".
Wyższy poziom wtajemniczenia to udawanie, że nic się nie stało i kolejny wpis bez najmniejszej wzmianki na temat przydługawej pauzy w blogowaniu.
Powrótowi "po przerwie" można przydać pompy zmieniając kolorystykę, czcionkę, obrazki, tytuł, albo nawet całą szatę graficzną. Najczęściej jednak charakter pisaniny pozostaje na tym samym poziomie.
Blogerzy uznający się za bardziej wyrafinowanych wiedząć, że zaniedbali pisanie postanawiają nadrobić i "na przeprosiny" błysnąć jakimś dłuższym, ciekawym lub odkrywczym tekstem, co jak w przypadku niżej podpisanego nie zawsze się udaje.
Yo!
P.S. Jeszcze LINK na przeprosiny.
... older stories