sobota, 20. pa?dziernika 2007
Wyliczanka (pół)nocna
Oj, nazbierało się materiału na kilka (naście?) wpisów.
Przede wszystkim zaczęła się SZKOŁA.
Ja NAPRAWDĘ kocham tę moją Uczelnię. A wiem, co mówię, bo miłość jest ślepa i ja też przymykam oczy na niedoskonałości i braki mojej "Almy".
Po drugie, ekipa dziwaków z wszystkich czterech półkul (prawej, lewej, górnej i dolnej) zjechała się na dobre i po kilkumiesięcznej przerwie ponownie odkrywa, że miejsc takich, jak Rzym nie ma wiele (wg mnie jest ich tyle, ile półkul, ale to już było).
Po trzecie, mamy z Arturem i Alexiusem-Zulusem bilety na "Così fan tutte" i nie zawahamy się ich użyć.
Cztery: Znowu szkoła. Robię Pieśń nad Pieśniami, dwie teologie (phi) i seminarium z egzegezy tekstów z Ewangelii Synoptycznych.
Następnie: Po 3 latach w Italii stwierdziłem, że liznąłem odrobinkę Rzymu i znam pewne miasteczko w Dolomitach oraz dworzec kolejowy w Padwie. "Przekleństwo Biblicum" ma w tym swój udział, ale pewnie mojej winy też jest sporo. Niestety, brak widoków na poprawę (Sycylia za daleko, ptaszęta za wysoko, czy jakoś tak).
Po kolejne: Zakończyliśmy z Arturem (a jakże) pierwszy sezon Friends. Czeka nas 7 kolejnych oraz Kyle XY, Heroes, Ugly Betty, 24 godziny, Dr House (to już bez Artura) i wszystkie cztery Szklane Pułapki (na jakąś noc przed Świętami).
Po ostatnie (not least): zapisałem się na Wybory - nie wiem jeszcze gdzie (pewnie w ambasadzie), ale zamierzam z prawa głosu skorzystać. W ramach obywatelskiego przypomnienia wszystkim uprawnionym dedykuję frazę: IDŹ GŁOSOWAĆ BO WYBIORĄ ZA CIEBIE! Oczywiście, ci co nie pójdą będą najgłośniej narzekać na wyniki, ale tak w tym (czy raczej tamtym z perspektywy 3 tygodni rocznie) kraju jeszcze przez jakiś czas będzie się temu podobne lody kręcić. Właściwie, skoro spędzam w Polsce ok. 21 dni rocznie, to czy mam moralne (bo konstytucyjne jak najbardziej) prawo głosować? Nie no, za późno jest chyba na wynurzenia w temacie tymczasowości mojej sytuacji, odpowiedzialności, przynależności, przyszłości i kilku jeszcze "ści".
Pozdrawiam już chyba sobotnio...

P.S. Żeby nie skończyć polityką zanućmy "Un Aura Amorosa" nie w wykonaniu Luciano P. (bo Ś.P. brodacz do Mozarta leżał jak ulał w "Idomeneo", a na zakochanego Ferrando był troszkę "za mocny") tylko w świetnej interpretacji Francisco Araiza. Podoba mi się też wersja Kaufmanna (Mediolan 98), a kto w Rzymie Listopad 2007? Zobaczymy. Alexius wprawdzie dzisiaj cały dzień raczej "Soave sia il vento" nucił, ale aura wieczorna sprzyja raczej "amorosowaniu". To lecimy z tym Araizą...

Von piotr um 02:36h| 1 Kommentar |Skomentuj ->comment