... newer stories
pi?tek, 16. listopada 2007
piotr, 17:16h
Jaki piękny jest świat, gdy nie trzeba się martwić ocenami: można sobie studiować z prawdziwą przyjemnością. Niestety, z różnych przyczyn, muszę walczyć o wysoką średnią. Trochę mnie to zżera ostatnio. Czekam na ocenę za pracę. Profesor oddał już ostateczną wersję, dał kilka swoich uwag na koniec i... nic. Idę do sekretariatu, nic nie wiedzą, każą czekać do popołudnia. Niestety, nic się nie pojawia w skrzynce również o 15.00. A liczyłem, że przyszły tydzień w Polsce będzie odetchnięciem po walcu, a tu ciągle wynik nieznany. Może jeszcze jutro...
Wracając do tygodnia w kraju-raju, to chciałem zrobić rodzicom niespodziankę i ni stąd ni z owąd zjawić się w domu. Znalazłem tani bilet, dałem Alexiusowi swój dyktafon, żeby nagrał mi te 3 wykłady, które mnie ominą i tylko nie mogłem nic wymyślić, żeby dostać się z Berlina do domu w sobotę o 22.00. No to zadzwoniłem do domu, zniszczyłem niespodziankę i tato przyjedzie po mnie. Może innym razem mi się uda.
Nic chyba nie wspomniałem o "Cosi fan tutte". Było miło i miło. Nie tylko muzyka piękna, ale i pomysł przeniesienia akcji z Neapolu do starożytnej Grecji. Wszystko ociekało sexem i zmysłowością. Już podczas uwertury jednej pani wyszło na wierzch coś z biustonosza, a potem ciągle napięcie rosło.
Na widowni większość bardzo operowo wystrojonych ludzi to studenci i studentki (te w szczególnie operowych kieckach) amerykańścy. Rozmawialiśmy według zasady: z Włochami po angielsku, z Amerykanami po Włosku. Tak naprawdę rozmów za wiele nie było: może tylko kiedy libretto spadło nam pod fotel i nie chcieliśmy nurkować pod nogi jakichś miłych, młodych pań. Jednym słowem: zabawy kupa, do tego geniusz Mozarta, który nawet z takiej opera buffa potrafi zrobić coś do posłuchania z zachwytem.
A wszystko powyższe napisałem w bibliotece, gdzie od kilku dni mam bezprzewodowego neta i bardzo mnie to odrywa od roboty.
Wracając do tygodnia w kraju-raju, to chciałem zrobić rodzicom niespodziankę i ni stąd ni z owąd zjawić się w domu. Znalazłem tani bilet, dałem Alexiusowi swój dyktafon, żeby nagrał mi te 3 wykłady, które mnie ominą i tylko nie mogłem nic wymyślić, żeby dostać się z Berlina do domu w sobotę o 22.00. No to zadzwoniłem do domu, zniszczyłem niespodziankę i tato przyjedzie po mnie. Może innym razem mi się uda.
Nic chyba nie wspomniałem o "Cosi fan tutte". Było miło i miło. Nie tylko muzyka piękna, ale i pomysł przeniesienia akcji z Neapolu do starożytnej Grecji. Wszystko ociekało sexem i zmysłowością. Już podczas uwertury jednej pani wyszło na wierzch coś z biustonosza, a potem ciągle napięcie rosło.
Na widowni większość bardzo operowo wystrojonych ludzi to studenci i studentki (te w szczególnie operowych kieckach) amerykańścy. Rozmawialiśmy według zasady: z Włochami po angielsku, z Amerykanami po Włosku. Tak naprawdę rozmów za wiele nie było: może tylko kiedy libretto spadło nam pod fotel i nie chcieliśmy nurkować pod nogi jakichś miłych, młodych pań. Jednym słowem: zabawy kupa, do tego geniusz Mozarta, który nawet z takiej opera buffa potrafi zrobić coś do posłuchania z zachwytem.
A wszystko powyższe napisałem w bibliotece, gdzie od kilku dni mam bezprzewodowego neta i bardzo mnie to odrywa od roboty.
... older stories