Percorso dei presepi
piotr, 13:36h
Odkąd protesty muzułmanów wstrząsnęły północną częścią Włoch - coraz więcej osób zaczyna zadawać sobie pytanie: "Do czego to doprowadzi?".
Ktoś np. zapragnął, aby z jakieś szczytu alpejskiej góry zniknął krzyż, ktoś protestuje przeciwko choince w supermarkecie, ktoś inny nie chce żłóbka w szkole.
Ta ostatnia sprawa wywołała zresztą pozytywny skutek - od roku, dwóch wyraźna staje się "mobilizacja środowisk". Zwiększyło sie zainteresowanie budowaniem tradycyjnych szopek, żłóbków - żywych, zewnętrznych, ogromnych, małych, poruszających się, z wodą, ogniem, dymem, miasteczkami, Jerozolimą, Rzymem, górami, rzekami, młynami, ze zmieniającym się porami dnia i nocy, z odgłosami, efektami świetlnymi, ze scenami z życia 19-wiecznej Italii i Palestyny z czasów Jezusa, z historiami biblijnymi, z teologią, z lustrami tworzącymi niesamowite perspektywy, z tłumem zwiedzających, z dbałością o detale, itd.
Domki, kościółki, malutkie warsztaciki kowala, szewca, czy ślusarza, kuchnie z gotującą polentę panią domu, wywieszającą pranie babcią, pokoiki z obrazkami na ścianach, rolnicy z buntującym się osłem, zaprzężonym w woły pługiem, piekarze, serownicy (jeśli takie słowo istnieje i określa wyrabiających ser), wyciskacze wina, cieśle w tartakach, Adam i Ewa z wysuwającym jęzor wężem, chrzest Jezusa w Jordanie z prawdziwą wodą, owieczki spacerujące i skubiące górskie łąki, żyrafy i pantery (ścigające się z innymi mieszkańcami sawanny), apostołowie podczaz Zesłania Ducha Świętego (z prawdziwymi językami jakby z ognia nad głowami), aniołowie pojawiający się nagle na ciemnym niebie nad pastwiskiem - wszystko zaczyna się projektować i konstruować już w lutym. Bezpośredni montaż trwa około miesiąca. Kupa roboty, moc frajdy z przyjaciółmi czy rodziną. No i jeszcze efekt.
Wczoraj z grupą parafian w wieku o dużym rozrzucie, mieliśmy objazd tych najlepszych, najpiękniejszych, albo najbardziej rozreklamowanych szopek regionu Bassano czy Belluno, albo Treviso - nie jestem pewien, bo po 200 km straciłem orientację. Było miło, ale miałem coś o "mobilizacji" napisać.
Otóż coś się obudziło we Włosiakach, odkąd jeden, czy drugi muzułmanin skrytykował wszechobecność sceny narodzenia Jezusa.
Starsi namawiaja młodszych, licząc, że ci przejmą po nich pasję, proboszczowie widzą tu metodę ewangelizacji, burmistrzowie mają okazję do rozsławienia swojej niezwykle aktywnej społeczności lokalnej, ojcowie widzą, że to niezły sposób na spędzanie wieczorów z synami, majsterkując z dala od ględzącej o przypalonym mleku żony, w wałkach na głowie (przesadziłem z tym obrazem). W każdym razie, wzrosła świadomość, że jeśli sami nie zechcemy kultywować zwyczaju budowania szopek, nikt nie będzie musiał protestować, bo żłóbki znikną z krajobrazu małych miasteczek i wielkich metropolii (Co z wioskami? Nie załapały się do tego zdania).
Ciekawy jest sam system - często w miasteczku (parafii, domu kultury) działa (lub jest reaktywane ze stanu kilkunastoletniej hibernacji) Stowarzyszenie Przyjaciół Żłóbka. Najczęściej jest ono lokalną częścią ogólnowłoskiej organizacji. Wymiana doświadczeń, pomysłów, zdobywanie funduszy, promocja - wszystko połączone, zsynchronizowane - nieźle, jak na Włosiaków.
Wyobraźmy sobie taką scenę. Oto wjeżdżamy do miasteczka X. Na głównym rondzie wita nas transpoarent zapraszający do obejrzenia szopki. Jedziemy za strzałkami, które prowadzą nas na miejsce. Tu - w ogrzewanym budynku (kościele, salce, klubie) zwiedzamy sobie. Siedzi pani gotowa odpowiedzieć na nasze pytania, oglądamy wystawę fotograficzną - jak to wyglądało w poprzednich latach, możemy kupić DVD opowiadające o naszym miasteczku X i jego tradycyjnym, artystycznym, biblijnym, historycznym (niepotrzebne skreślić) żłóbku. Na koniec wrzucamy "co łaska" na wsparcie SPŻ (patrz wyżej) i zabieramy sobie kolorową broszurkę z mapką najbliższej okolicy i zaznaczonymi szopkami (z wyszczególnieniem typów i godzin otwarcia).
Przed wyjściem zerkamy jeszcze na kolorowe plakaty z koncertami noworocznymi i innymi atrakcjami karnawału i... tyle.
Jeszcze, żeby takie oglądanie szopki zaowocowało chwilą refleksji nad ZNACZENIEM narodzin Jezusa.
W końcu w gąszczu tych wszystkich dupereli najważniejsza jest sama Grota Betlejemska i Wydarzenie Wcielenia.
Czy już przestaliśmy się nim zachwycać, bo już jest tydzień po Świętach?
Do szopy, hej, pasterze!
Ktoś np. zapragnął, aby z jakieś szczytu alpejskiej góry zniknął krzyż, ktoś protestuje przeciwko choince w supermarkecie, ktoś inny nie chce żłóbka w szkole.
Ta ostatnia sprawa wywołała zresztą pozytywny skutek - od roku, dwóch wyraźna staje się "mobilizacja środowisk". Zwiększyło sie zainteresowanie budowaniem tradycyjnych szopek, żłóbków - żywych, zewnętrznych, ogromnych, małych, poruszających się, z wodą, ogniem, dymem, miasteczkami, Jerozolimą, Rzymem, górami, rzekami, młynami, ze zmieniającym się porami dnia i nocy, z odgłosami, efektami świetlnymi, ze scenami z życia 19-wiecznej Italii i Palestyny z czasów Jezusa, z historiami biblijnymi, z teologią, z lustrami tworzącymi niesamowite perspektywy, z tłumem zwiedzających, z dbałością o detale, itd.
Domki, kościółki, malutkie warsztaciki kowala, szewca, czy ślusarza, kuchnie z gotującą polentę panią domu, wywieszającą pranie babcią, pokoiki z obrazkami na ścianach, rolnicy z buntującym się osłem, zaprzężonym w woły pługiem, piekarze, serownicy (jeśli takie słowo istnieje i określa wyrabiających ser), wyciskacze wina, cieśle w tartakach, Adam i Ewa z wysuwającym jęzor wężem, chrzest Jezusa w Jordanie z prawdziwą wodą, owieczki spacerujące i skubiące górskie łąki, żyrafy i pantery (ścigające się z innymi mieszkańcami sawanny), apostołowie podczaz Zesłania Ducha Świętego (z prawdziwymi językami jakby z ognia nad głowami), aniołowie pojawiający się nagle na ciemnym niebie nad pastwiskiem - wszystko zaczyna się projektować i konstruować już w lutym. Bezpośredni montaż trwa około miesiąca. Kupa roboty, moc frajdy z przyjaciółmi czy rodziną. No i jeszcze efekt.
Wczoraj z grupą parafian w wieku o dużym rozrzucie, mieliśmy objazd tych najlepszych, najpiękniejszych, albo najbardziej rozreklamowanych szopek regionu Bassano czy Belluno, albo Treviso - nie jestem pewien, bo po 200 km straciłem orientację. Było miło, ale miałem coś o "mobilizacji" napisać.
Otóż coś się obudziło we Włosiakach, odkąd jeden, czy drugi muzułmanin skrytykował wszechobecność sceny narodzenia Jezusa.
Starsi namawiaja młodszych, licząc, że ci przejmą po nich pasję, proboszczowie widzą tu metodę ewangelizacji, burmistrzowie mają okazję do rozsławienia swojej niezwykle aktywnej społeczności lokalnej, ojcowie widzą, że to niezły sposób na spędzanie wieczorów z synami, majsterkując z dala od ględzącej o przypalonym mleku żony, w wałkach na głowie (przesadziłem z tym obrazem). W każdym razie, wzrosła świadomość, że jeśli sami nie zechcemy kultywować zwyczaju budowania szopek, nikt nie będzie musiał protestować, bo żłóbki znikną z krajobrazu małych miasteczek i wielkich metropolii (Co z wioskami? Nie załapały się do tego zdania).
Ciekawy jest sam system - często w miasteczku (parafii, domu kultury) działa (lub jest reaktywane ze stanu kilkunastoletniej hibernacji) Stowarzyszenie Przyjaciół Żłóbka. Najczęściej jest ono lokalną częścią ogólnowłoskiej organizacji. Wymiana doświadczeń, pomysłów, zdobywanie funduszy, promocja - wszystko połączone, zsynchronizowane - nieźle, jak na Włosiaków.
Wyobraźmy sobie taką scenę. Oto wjeżdżamy do miasteczka X. Na głównym rondzie wita nas transpoarent zapraszający do obejrzenia szopki. Jedziemy za strzałkami, które prowadzą nas na miejsce. Tu - w ogrzewanym budynku (kościele, salce, klubie) zwiedzamy sobie. Siedzi pani gotowa odpowiedzieć na nasze pytania, oglądamy wystawę fotograficzną - jak to wyglądało w poprzednich latach, możemy kupić DVD opowiadające o naszym miasteczku X i jego tradycyjnym, artystycznym, biblijnym, historycznym (niepotrzebne skreślić) żłóbku. Na koniec wrzucamy "co łaska" na wsparcie SPŻ (patrz wyżej) i zabieramy sobie kolorową broszurkę z mapką najbliższej okolicy i zaznaczonymi szopkami (z wyszczególnieniem typów i godzin otwarcia).
Przed wyjściem zerkamy jeszcze na kolorowe plakaty z koncertami noworocznymi i innymi atrakcjami karnawału i... tyle.
Jeszcze, żeby takie oglądanie szopki zaowocowało chwilą refleksji nad ZNACZENIEM narodzin Jezusa.
W końcu w gąszczu tych wszystkich dupereli najważniejsza jest sama Grota Betlejemska i Wydarzenie Wcielenia.
Czy już przestaliśmy się nim zachwycać, bo już jest tydzień po Świętach?
Do szopy, hej, pasterze!
pani_karka,
Pn, 7. sty. 2008, 00:11
Nie odpowiem wprost na pytanie o zachwyt nad Tajemnicą - bo pewnie od jutra będzie on jeszcze szybciej malał i znikał, skoro przestajemy oficjalnie śpiewać kolędy (a w każdym razie przestajemy śpiewać w takiej ilości jak dotychczas). Ale chętnie napiszę, że słynne krakowskie szopki, które kiedyś można było oglądać na Rynku, a potem w muzeum przy Rynku - są teraz wystawione w dużej galerii handlowej (nazwę pominę; nikt mi za reklamę nie płaci). Ciekawe, czy ktoś odważy się zaprotestować...
w34,
Wt, 8. sty. 2008, 01:17
A gdyby tak zrezygnować ze żłobków, stajenek, figurek i figur, obrazków i obrazów ... nawet z krzyży, bo po co krzyże ... i zamiast tego wszystkiego zbliżyć się do Boga, tak zwyczajnie, tak po prostu, tak na co dzień.
Wiem, śmiała teza - ale z Bogiem można iść śmiało do przodu. Z Bogiem...
Czy walka o pozory pobożności, o tradycje ma sens? Czy ma sens naprawianie Świętego Mikołaja z hipermarketu? Czy warto dorabiać chrześcijańską ideologię do woreczka z siankiem, wrzuconego przez marketingowców do każdej Gazety Wyborczej?
A może lepiej podjąć z religijnymi muzułmanami dialog o oddawaniu Bogu czci w duchu i prawdzie, nie na tej ani na tamtej górze, nie przed obrazem z XIV wieku ale przez Bogiem, codziennie, w życiu, w pracy, w domu.
Wiem, śmiała teza - ale z Bogiem można iść śmiało do przodu. Z Bogiem...
Czy walka o pozory pobożności, o tradycje ma sens? Czy ma sens naprawianie Świętego Mikołaja z hipermarketu? Czy warto dorabiać chrześcijańską ideologię do woreczka z siankiem, wrzuconego przez marketingowców do każdej Gazety Wyborczej?
A może lepiej podjąć z religijnymi muzułmanami dialog o oddawaniu Bogu czci w duchu i prawdzie, nie na tej ani na tamtej górze, nie przed obrazem z XIV wieku ale przez Bogiem, codziennie, w życiu, w pracy, w domu.