Ależ się zaniedbałem wpisowo. Nahal Mishmar w zeszłą niedzielę miał jedną wadę - sobotni dojazd. Jazda autostopem jest fajna do momentu, gdy zapada zmrok, a ty jesteś 25 km od miejsca przeznaczenia. Pierwsze 15 przeszedłem, następne 10 podjechałem i znowu były namioty, ognisko, milion gwiazd i poranna kawa dostarczona przez A.
A potem to już sama poezja - kilka godzin w Mishmar i jeszcze mały "wyskok" do Masady, tym razem inną trasą - trochę ekstremalnie, ale z całej czwórki, która wybrała "dożynki" zamiast ciepłych źródeł, kawy i lodów - nikt nie żałował.
Myślę o świątecznym wyjeździe do Polski powoli...
Wt, 31. mar. 2009, 09:48, von piotr | |Skomentuj czyli comment