Być jak Tom Hanks (The Terminal)
piotr, 22:23h
Zacznę od mojej podróży.
Do Warszawy dotarłem w miarę punktualnie - jak mawiają: lot krajowy - szybki i bezpłciowy. Potem już na Okęciu okazało się, że NYC jest opóźniony - powiedzieli, że 90 min., więc sądziłem, że zdążę na swój samolot do Charlotte. Niestety. Przeszedłem przez bramkę i utknąłem przed boardingiem, bo opóźnienie okazało się 3 godzinne. Potem problemy - bo nastąpiła mała zmiana - zamiast maszyną LOT-u polecieliśmy samolotem American Airlines. Niestety, oznaczenia miejsc były nieco inne i pasażerowie z miejscami "C" mieli zająć "F" czy odwrotnie. Niezły bałagan się zrobił. Załoga była mieszana - polsko-amerykańska i pechowo zawsze, gdy problem miał Amerykanin przychodził Polak, do Polaka podchodził Amerykanin i tak się dogadywali jakoś długo i szczęśliwie. Straciłem nadzieję na złapanie swojego połączenia i już na pokładzie przekazałem to stewardesie. Ta miała próbować dać znać liniom Delta.
Wysiadłem w New Yorku na JFK, urzędnik emigracyjny przybił pieczątkę, zeskanował moje odciski i byłem w Stanach. Taksówka na lotnisko La Guardia - skąd miałem lecieć dalej - była konieczna, bo po 20.00 autobusiki i kolejka nie jeżdżą. Na La Guardia miła pani powiedziała, że przesunęli mnie na 5.30 rano, ale z lotniska JFK. Wróciłem na JFK (znowu taksówką) i inna miła pani poinformowała mnie, że polecę do Cincinati i potem do Charlotte. Na pytanie: "Gdzie mam spędzic noc?" pokazała ręką: "Terminal 4 - it`s all yours".
- Dobra - myślę sobie - do 5 rano wytrzymam.
Dzwonię do Ojca Rogera, który miał czekać na mnie w Charlotte i wyjaśniam mu sytuację. Przy okazji spotykam miłych ludzi z Niemiec - ojciec z córką - czekają na poranny lot, jak zresztą ok. setki pasażerów, bo marunki atmosferyczne uniemożliwiają start niektórych samolotów. Sadowimy się więc razem z amerykańskim studentem na fotelach i rozmawiając czekamy na poranek. Obejrzeliśmy film na laptopie, potem zdjęcia Jacka na jego Apple`u. Trochę pospałem i nagle mój budzik powiedział, że mam wstawać. Kolejka do odpraw była ogromna. Stanąłem cierpliwie, żeby po 45 minutach stania usłyszeć: "Pasażerowie do Cincinati, proszę z mną." Lot odwołany. Miła pani mówi: "Pleci pan do Pitsburgha, potem do Atlanty i do Charlotte".
Ok. Mam czas do 9.00. Przechodzę przez kontrolę: "Proszę zdjąć buty, wyjąć komputer z torby, podnieść nogę, itd." Czekam. Otwierają w końcu sklepiki i bary (ok. 7.00). Zjadam fantastyczne, europejskie śniadanie za 13 $ (kawa tylko lurowata - reszta smakuje mi, jakbym od wczoraj nic nie jadł) i dowiaduje się, że lot do Pitsburgha jest opóźniony o 2 godziny. Moje dalsze połączenia też przepadną, więc słyszę tym razem: "Poleci pan przez nie przez Atlantę ale Cincinati". W Charlotte mam być wieczorem. Dzwonię znowu do Ojca Rogera. Ten daje mi radę, żeby spróbować dotrzec do Ashevile. Ok. Najpierw lecę do Pitsburgha. Wysiadając słyszę od miłem pani stewardesy: "Good bye", po czym udaję się do miłej pani w okienku, dowiaduję się, że coś tam było opóźnione, poleci teraz, więc jak chcę do Ashevile to mam wsiadać do tego samolotu, z którego przed chwilą wysiadłem i polecę do Cincinati. Wsiadając mówię miłej pani stewardesie: "Helo again", widzę jej zaskoczoną minę, po czym po godzince docieram do Cincinati. Jeszcze tylko 2,5 godziny czekania i mam samolot do Ashevile. Czeka na mnie Diakon James. Padam z nóg, ale tylko biorę prysznic, drzemię godzinkę i jedziemy do niemieckiej restauracji, gdzie mamy kolację.
Kiedy wreszcie kładę się do łóżka - mam świadomość, że moja podróż zakończyła się.
"Welcome to America" - 4 lipca (Dzień Niepodległości) w następnym odcinku.
Do Warszawy dotarłem w miarę punktualnie - jak mawiają: lot krajowy - szybki i bezpłciowy. Potem już na Okęciu okazało się, że NYC jest opóźniony - powiedzieli, że 90 min., więc sądziłem, że zdążę na swój samolot do Charlotte. Niestety. Przeszedłem przez bramkę i utknąłem przed boardingiem, bo opóźnienie okazało się 3 godzinne. Potem problemy - bo nastąpiła mała zmiana - zamiast maszyną LOT-u polecieliśmy samolotem American Airlines. Niestety, oznaczenia miejsc były nieco inne i pasażerowie z miejscami "C" mieli zająć "F" czy odwrotnie. Niezły bałagan się zrobił. Załoga była mieszana - polsko-amerykańska i pechowo zawsze, gdy problem miał Amerykanin przychodził Polak, do Polaka podchodził Amerykanin i tak się dogadywali jakoś długo i szczęśliwie. Straciłem nadzieję na złapanie swojego połączenia i już na pokładzie przekazałem to stewardesie. Ta miała próbować dać znać liniom Delta.
Wysiadłem w New Yorku na JFK, urzędnik emigracyjny przybił pieczątkę, zeskanował moje odciski i byłem w Stanach. Taksówka na lotnisko La Guardia - skąd miałem lecieć dalej - była konieczna, bo po 20.00 autobusiki i kolejka nie jeżdżą. Na La Guardia miła pani powiedziała, że przesunęli mnie na 5.30 rano, ale z lotniska JFK. Wróciłem na JFK (znowu taksówką) i inna miła pani poinformowała mnie, że polecę do Cincinati i potem do Charlotte. Na pytanie: "Gdzie mam spędzic noc?" pokazała ręką: "Terminal 4 - it`s all yours".
- Dobra - myślę sobie - do 5 rano wytrzymam.
Dzwonię do Ojca Rogera, który miał czekać na mnie w Charlotte i wyjaśniam mu sytuację. Przy okazji spotykam miłych ludzi z Niemiec - ojciec z córką - czekają na poranny lot, jak zresztą ok. setki pasażerów, bo marunki atmosferyczne uniemożliwiają start niektórych samolotów. Sadowimy się więc razem z amerykańskim studentem na fotelach i rozmawiając czekamy na poranek. Obejrzeliśmy film na laptopie, potem zdjęcia Jacka na jego Apple`u. Trochę pospałem i nagle mój budzik powiedział, że mam wstawać. Kolejka do odpraw była ogromna. Stanąłem cierpliwie, żeby po 45 minutach stania usłyszeć: "Pasażerowie do Cincinati, proszę z mną." Lot odwołany. Miła pani mówi: "Pleci pan do Pitsburgha, potem do Atlanty i do Charlotte".
Ok. Mam czas do 9.00. Przechodzę przez kontrolę: "Proszę zdjąć buty, wyjąć komputer z torby, podnieść nogę, itd." Czekam. Otwierają w końcu sklepiki i bary (ok. 7.00). Zjadam fantastyczne, europejskie śniadanie za 13 $ (kawa tylko lurowata - reszta smakuje mi, jakbym od wczoraj nic nie jadł) i dowiaduje się, że lot do Pitsburgha jest opóźniony o 2 godziny. Moje dalsze połączenia też przepadną, więc słyszę tym razem: "Poleci pan przez nie przez Atlantę ale Cincinati". W Charlotte mam być wieczorem. Dzwonię znowu do Ojca Rogera. Ten daje mi radę, żeby spróbować dotrzec do Ashevile. Ok. Najpierw lecę do Pitsburgha. Wysiadając słyszę od miłem pani stewardesy: "Good bye", po czym udaję się do miłej pani w okienku, dowiaduję się, że coś tam było opóźnione, poleci teraz, więc jak chcę do Ashevile to mam wsiadać do tego samolotu, z którego przed chwilą wysiadłem i polecę do Cincinati. Wsiadając mówię miłej pani stewardesie: "Helo again", widzę jej zaskoczoną minę, po czym po godzince docieram do Cincinati. Jeszcze tylko 2,5 godziny czekania i mam samolot do Ashevile. Czeka na mnie Diakon James. Padam z nóg, ale tylko biorę prysznic, drzemię godzinkę i jedziemy do niemieckiej restauracji, gdzie mamy kolację.
Kiedy wreszcie kładę się do łóżka - mam świadomość, że moja podróż zakończyła się.
"Welcome to America" - 4 lipca (Dzień Niepodległości) w następnym odcinku.
mateusz,
Cz, 7. lip. 2005, 00:18
Matt (http://lmateusz.blog.onet.pl)
No to miał ks niezłe przygody ;). Jest może w angielskim odpowiednik polskiego ,,Szczęść Boże" czy też
,,Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus"?
Pozdrawiam. :)
,,Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus"?
Pozdrawiam. :)
olcia,
Cz, 7. lip. 2005, 00:54
ola
ksiądz to ma życie.. ja nie mogę. Super! Chciałabym być kiedyś jak Tom Hanks...zwłaszcza, że go uwielbiam:) Pozdrwiam z malutkiego Kamienia:( a już niedługo z Włoch:)
viki.szczesna,
Pt, 8. lip. 2005, 12:38
waw 08 jul05
Dzien dobry
Od jakiegos czasu zagladam do bloga księdza.
Ujęło mnie nie to, że piszący to duchowny, ale niesamowite poczucie humoru .Do łez rozśmieszył ,mnie podpis ksiedza "Piotr Iron Kolonko"
Życzę aby nigdy ten rodzaj humoru nigdy księdza nie opuścił.
Na pamiatkę niesamowitej podróży do USA przesyłam księdzu cześć wydruku z rezerwacji ( tą już opisaną ).
2 LO3932 Q 01JUL 5 SZZWAW FLWN
3 LO 006 Q 01JUL 5 WAWJFK FLWN
4 DL5594 U 01JUL 5 LGACLT FLWN
5 DL5089 Y 02JUL 6 JFKPIT FLWN
6 DL1122 F 02JUL 6 PITATL FLWN
7 DL1860 Y 02JUL 6 ATLCLT FLWN
8 DL5018 Y 02JUL 6 PITCVG FLWN
9 DL4349 Y 02JUL 6 PITCVG FLWN
10 DL4265 Y 02JUL 6 CVGCLT FLWN
11 DL4822 Y 02JUL 6 CVGAVL FLWN
Pozdrawiam i życzę wszysstkiego najlepszego .
Viki Szczesna
Od jakiegos czasu zagladam do bloga księdza.
Ujęło mnie nie to, że piszący to duchowny, ale niesamowite poczucie humoru .Do łez rozśmieszył ,mnie podpis ksiedza "Piotr Iron Kolonko"
Życzę aby nigdy ten rodzaj humoru nigdy księdza nie opuścił.
Na pamiatkę niesamowitej podróży do USA przesyłam księdzu cześć wydruku z rezerwacji ( tą już opisaną ).
2 LO3932 Q 01JUL 5 SZZWAW FLWN
3 LO 006 Q 01JUL 5 WAWJFK FLWN
4 DL5594 U 01JUL 5 LGACLT FLWN
5 DL5089 Y 02JUL 6 JFKPIT FLWN
6 DL1122 F 02JUL 6 PITATL FLWN
7 DL1860 Y 02JUL 6 ATLCLT FLWN
8 DL5018 Y 02JUL 6 PITCVG FLWN
9 DL4349 Y 02JUL 6 PITCVG FLWN
10 DL4265 Y 02JUL 6 CVGCLT FLWN
11 DL4822 Y 02JUL 6 CVGAVL FLWN
Pozdrawiam i życzę wszysstkiego najlepszego .
Viki Szczesna
madziula,
Wt, 12. lip. 2005, 12:17
Smerfastyczna podróż! :)