piotr, 09:16h
Kiedy będzie trzecia część USOpen?
O podrywających nas podczas lunchu paniach z Philadelphia.
O meczu Agi Radwańskiej, jej grymasie na twarzy, trikach jej rywalki i "Aga, uśmiech dla kibiców!".
O zakupach (piłeczka za 5 USD i czapeczka za 19).
O wślizgnięciu się na Ash Stadium bez biletów.
O nocnym meczu Blake-Santoro (5-setowy horror) na największym stadionie tenisowym świata.
O powrocie grubo po 3 rano, kiedy linia nr 5 nie jeździ po północy poniżej 180-tej ulicy.
O tym wszystkim chyba już nie napiszę...
Potem był jeszcze wyjazd do Ocean City - domek z basenem (wredna manager-komunistka zamykała basen przed 21), plaża (ogromna, czysta, prawie pusta), walka z ogromnymi falami ("Ostrzega się przed silnymi prądami, mogącymi porwać daleko wgłąb morza nawet doskonałych pływaków"), nocne Polaka z Kameruńczykiem rozmowy ("Whatsaaaaaa?"), wschody słońca (takie tam, malownicze pierdoły) i kąpiel zaraz po tych wschodach (K. zapytałaby: jaki zapach ma ocean o świcie?), Kodak moments z Michelem (jajecznica "po mojemu" na śniadanie o 13.00).
I o tym wszystkim też chyba nie napiszę...
Tymczasem: Wake me up when September ends.
Proste, banalne, ale takie wrześniowe...
O podrywających nas podczas lunchu paniach z Philadelphia.
O meczu Agi Radwańskiej, jej grymasie na twarzy, trikach jej rywalki i "Aga, uśmiech dla kibiców!".
O zakupach (piłeczka za 5 USD i czapeczka za 19).
O wślizgnięciu się na Ash Stadium bez biletów.
O nocnym meczu Blake-Santoro (5-setowy horror) na największym stadionie tenisowym świata.
O powrocie grubo po 3 rano, kiedy linia nr 5 nie jeździ po północy poniżej 180-tej ulicy.
O tym wszystkim chyba już nie napiszę...
Potem był jeszcze wyjazd do Ocean City - domek z basenem (wredna manager-komunistka zamykała basen przed 21), plaża (ogromna, czysta, prawie pusta), walka z ogromnymi falami ("Ostrzega się przed silnymi prądami, mogącymi porwać daleko wgłąb morza nawet doskonałych pływaków"), nocne Polaka z Kameruńczykiem rozmowy ("Whatsaaaaaa?"), wschody słońca (takie tam, malownicze pierdoły) i kąpiel zaraz po tych wschodach (K. zapytałaby: jaki zapach ma ocean o świcie?), Kodak moments z Michelem (jajecznica "po mojemu" na śniadanie o 13.00).
I o tym wszystkim też chyba nie napiszę...
Tymczasem: Wake me up when September ends.
Proste, banalne, ale takie wrześniowe...