Podszedł do mnie facet. Naprany był. Wódą jechało, więc pomyślałem, że chce jakąś forsę na alkohol. Ciężko się gada, ale zaczęliśmy... On nie chciał pieniędzy. Myślę, że nie wiedział za bardzo czego chce. Chciał rozmowy, a ja wyczułem, że mu po prostu smutno, że chce z kimś pobyć. Chodził kiedyś na AA, ale wymiękł. Teraz sobie pije. Obiecałem mu modlitwę. Ma na imię Zdzichu. Dałem mu różaniec. Ciepły, prosto z kieszeni, jeszcze nie za bardzo przemodlony, bo często zmieniam. Nie wierzył, że to dla niego. "Naprawdę?"-pytał. Kiedy się upewnił, ucałował i z czcią schował. Po co rozdaję te różańce? Może jak ja się czasem nie pomodlę, ktoś na różańcu ode mnie westchnie za księdzem, który mu dał różaniec... Może będzie dla kogoś ostatnią deską nadziei - symbolem ciepła ludziego i wiary, że warto... Może kogoś kiedyś Pan tym różańcem wyciągnie do Nieba a ten gość chwyci w przelocie mnie za sobą...
Wt, 27. kwi. 2004, 03:46, von piotr | |Skomentuj czyli comment

 
turcja, Wt, 27. kwi. 2004, 17:32
...
problem osób uzależnionych. Tak często go wałkuję teoretycznie, nadal pewnie nie wiem jeszcze jak postąpić z żywym rzeczywistym napotkanym człowiekiem ...

Myślę, że warto rozdawać ...
pozdrawiam

Link

 
jana, Wt, 27. kwi. 2004, 23:50
a wie ksiądz... kiedy mi jest smutno, a ludzie, albo przechodzą obok obojętnie, albo...
i jest mi jeszcze smutniej, bo chyba nikt nikt nie widzi, że chciałabym z kimś porozmawiać, z kimś po prostu pobyć.

a może jest mi smutno, bo nie mam odwagi do nikogo podejść.

pozdrawiam serdecznie.

Link