... newer stories
czwartek, 24. lutego 2005
Ale akcja... (dokończenie)
piotr, 23:49h
Czekałem na zdjęcia od Jerika, żeby dokończyć ostatnią historię. Bez nich ciężko byłoby sobie wyobrazić, co się stało.
Otóż po okrzyku jakiegoś Włocha: "Attenzione!", odwróciłem się i zobaczyłem spadające z nieba COŚ WIELKIEGO.
Runęło na srebrną corsę, odbiło się i uderzając białego matiza wylądowało na środku ulicy.
Przez moment stałem ogłupiały próbując domyslić się co się stało.
Po chwili zobaczyłem metalowe szczątki jakiejś konstrukcji a na sznurku wiszące sobie spokojnie... moje niebieskie bokserki w białe kropki!
Od razu zrozumiałem, że nasza suszarka jakimś cudem spadła z dachu.
Lokalny powiew trąby powietrznej - tak to się chyba nazywa...
Ważąca ponad 100 kg stalowa konstrukcja (wg Julka conajmniej 120 kg) wzniosła się na wysokość 3 m, przeleciała nad dachem pralni i runęła na ulicę.
Opatrzność czuwała, że nikt akurat nie przechodził, ani nie przejeżdżał...
Zebraliśmy ciuchy, chwyciliśmy suszarkę (6 osób z dużym trudem) i zabraliśmy ją na nasz parking.
Policja, szacowanie strat, ubezpieczenie - tym już zajął się Rektor...
A bohaterowie początku tej opowieści?
Szymon nie zdążył wybiec na zewnątrz, bo w drzwiach krzyknąłem, żeby zawiadomił Rektora, Jerik (studiujący media i komunikację społeczną) zdążył zabrać aparat i sporządził fachową dokumentację strat (oraz kilka ciekawych obrazków do kroniki Domu).
Artur z żalem zauważył, że bluza od jego "ulubionej pidżamki" ma fatalną dziurę na rękawie, nie zdążył jednak się zbyt długo martwić, bo chwyciłem wielkie nożyczki i ma teraz pidżamę z krótkim rękawkiem.
Ja - do teraz nie mogę wyjść z podziwu nad siłą "lokalnego podmuchu trąby powietrznej" i nad Opieką Opatrzności - brak ofiar i rannych, tylko 2 auta uszkodzone - niesamowite!
Z okna Jerika wyglądało to tak:
Otóż po okrzyku jakiegoś Włocha: "Attenzione!", odwróciłem się i zobaczyłem spadające z nieba COŚ WIELKIEGO.
Runęło na srebrną corsę, odbiło się i uderzając białego matiza wylądowało na środku ulicy.
Przez moment stałem ogłupiały próbując domyslić się co się stało.
Po chwili zobaczyłem metalowe szczątki jakiejś konstrukcji a na sznurku wiszące sobie spokojnie... moje niebieskie bokserki w białe kropki!
Od razu zrozumiałem, że nasza suszarka jakimś cudem spadła z dachu.
Lokalny powiew trąby powietrznej - tak to się chyba nazywa...
Ważąca ponad 100 kg stalowa konstrukcja (wg Julka conajmniej 120 kg) wzniosła się na wysokość 3 m, przeleciała nad dachem pralni i runęła na ulicę.
Opatrzność czuwała, że nikt akurat nie przechodził, ani nie przejeżdżał...
Zebraliśmy ciuchy, chwyciliśmy suszarkę (6 osób z dużym trudem) i zabraliśmy ją na nasz parking.
Policja, szacowanie strat, ubezpieczenie - tym już zajął się Rektor...
A bohaterowie początku tej opowieści?
Szymon nie zdążył wybiec na zewnątrz, bo w drzwiach krzyknąłem, żeby zawiadomił Rektora, Jerik (studiujący media i komunikację społeczną) zdążył zabrać aparat i sporządził fachową dokumentację strat (oraz kilka ciekawych obrazków do kroniki Domu).
Artur z żalem zauważył, że bluza od jego "ulubionej pidżamki" ma fatalną dziurę na rękawie, nie zdążył jednak się zbyt długo martwić, bo chwyciłem wielkie nożyczki i ma teraz pidżamę z krótkim rękawkiem.
Ja - do teraz nie mogę wyjść z podziwu nad siłą "lokalnego podmuchu trąby powietrznej" i nad Opieką Opatrzności - brak ofiar i rannych, tylko 2 auta uszkodzone - niesamowite!
Z okna Jerika wyglądało to tak:
... older stories