sobota, 26. lutego 2005
Wrócę do ostatniego meczu (chociaż to w zeszłym tygodniu było).
Kolega ze studiów Artura i Miastka zaprosił naszą drużynę. Przyjechaliśmy w okolice Lateranu na umówione miejsce i wyszła do nas jakaś postać w czarno-białym habicie. Jak się okazało student prawa jest cystersem - ciekawe, że chłopaki nigdy go na uczelni w stroju zakonnym nie widzieli, ale takie to już włoskie zwyczaje...
Carlo - bo tak ma na imię - zaprowadził nas przez ciemne korytarze, krużganki i klasztorną scenerię na pieknie oświetlone boisko ze sztuczną nawierzchnią.
Przyjechali Włosiaki i stłukliśmy ich różnicą 6 czy 7 bramek...
Polska - biało-czerwoni!...
Szkoda, że Adam bez medalu w Obersdorfie...

Von piotr um 21:53h| 1 Kommentar |Skomentuj ->comment