wtorek, 3. lutego 2009
Royal Academy of Arts zrobiła wystawę "Bizancjum".
Przyszedł list z Londynu, który traktuję bardzo poważnie.
Jest jakiś pierwiastek opatrznościowy w tej intuicji "przyjaciół zza kilku mórz".
"Perfect timing" to nie przypadek (przynajmniej ja w to wierzę).
Ale do rzeczy.
Otóż reprodukcja ikony autorstwa św. Jana Klimakosa (jednej z tych do obejrzenia w RAA), która towarzyszy mi od dziś w bibliotece (obok pocztówki ze Studni Jakubowej) przedstawia drabinę i idących w kierunku Nieba mężczyzn (duchownych?).
Część z nich spada, ściągnięta przez małe, czarne diabełki.
"... aby żaden nie usiadł ci z młoteczkiem na ramionach" piszą Londyńczycy.
Taaaak.
Moja "drabina" to godziny w bibliotece. Czasem przychodzi moment, że czuję, jakbym spadał - nie chce mi się uczyć.
Ale zawsze potem cierpliwie wracam i mozolnie gramolę się do góry.
Byle ciągle w dobrym kierunku.
Powoli, ale nieustannie.

Myślami jestem już w Republice Czeskiej ("Jeśli wiesz, co chcę powiedzieć").
A w słuchawkach miałcząco Cocorosie. Okazało się, że nie tylko przy RMFClassic można się uczyć...

Von piotr um 15:42h| 3 Kommentare |Skomentuj ->comment