... newer stories
wtorek, 26. grudnia 2006
Swieta, Swieta i...
piotr, 23:22h
Proboszcza zmoglo przeziebienie, ale znajac go wstanie jutro zdrowy (nawet jesli nie bedzie zdrowy) - ten typ tak ma...
Szymon przyslal zimowa AMJ i sluchajac nagle pomyslalem sobie, ze tesknie nie tylko za domem, ale i za Jerozolima...
Szedlem sobie szeleszczac suchymi liscmi do malego kosciolka na skaraju 300-metrowej przepasci (widok cudowny) i myslalem o Jerozolimie, Betlejem, Izraelu...
I nie byly to Swiateczne wzruszenia, tylko raczej uswiadomilem sobie, ze kawalek mojego serca tam zostal...
Jak napisac zyczenia swiateczne, zeby nie byly banalne z jednej strony, ani zbyt teologicznie skomplikowane z drugiej?
W tym roku wygral Michel, ktory uswiadomil mi, ze skoro Bog wybral "bycie czlowiekiem" to znaczy, ze "bycie czlowiekiem" jest OK. To tak w skrocie, bo przeciez analizujac donioslosc faktu Wcielenia mozna latwo dojsc do "nadania nowej godnosci ludzkiej egzystencji". A ja jakos to w tym roku na nowo odkrylem: Bog stal sie czlowiekiem nie z koniecznosci, ale z wyboru. Czlowiek takiego wyboru nie ma - jest i byc musi. Ale wybor Boga pokazuje nowa perspektywe: Warto zyc!
Kazdego dnia jest do odkrycia okruch piekna.
Gdy jestesmy dziecmi Swieta sa "magiczne": kolory, dzwieki, zapachy, nastroj... Z biegiem lat zostaje tylko nedzny ochlap dzieciecej fascynacji i albo wejdziemy na wyzszy poziom swietowania Wcielenia jako "cudu cudow", albo co roku doznamy dziwnego ciepla w okolicy serca i pijani zakupami, przygotowaniami, odpoczynkiem i cala ta farsa przezyjemy kolejne w zyciu swieta, ktore przemina szybciej niz snieg na butach w cieplym przedpokoju.
Co rozumiem pod pojeciem swietowania Wcielenia jako "cudu cudow"? Zafascynowanie sie Tajemnica Boga wkraczajacego calkowicie ("z butami") w swiat ludzkich radosci i smutkow i raz na zawsze zmieniajacego swiat Swym Przyjsciem. Boze Narodzenie moze dokonywac sie w nas kazdego dnia - bez kolorow, dzwiekow, zapachow i "magii".
Wesolych Dni Powszednich...
Szymon przyslal zimowa AMJ i sluchajac nagle pomyslalem sobie, ze tesknie nie tylko za domem, ale i za Jerozolima...
Szedlem sobie szeleszczac suchymi liscmi do malego kosciolka na skaraju 300-metrowej przepasci (widok cudowny) i myslalem o Jerozolimie, Betlejem, Izraelu...
I nie byly to Swiateczne wzruszenia, tylko raczej uswiadomilem sobie, ze kawalek mojego serca tam zostal...
Jak napisac zyczenia swiateczne, zeby nie byly banalne z jednej strony, ani zbyt teologicznie skomplikowane z drugiej?
W tym roku wygral Michel, ktory uswiadomil mi, ze skoro Bog wybral "bycie czlowiekiem" to znaczy, ze "bycie czlowiekiem" jest OK. To tak w skrocie, bo przeciez analizujac donioslosc faktu Wcielenia mozna latwo dojsc do "nadania nowej godnosci ludzkiej egzystencji". A ja jakos to w tym roku na nowo odkrylem: Bog stal sie czlowiekiem nie z koniecznosci, ale z wyboru. Czlowiek takiego wyboru nie ma - jest i byc musi. Ale wybor Boga pokazuje nowa perspektywe: Warto zyc!
Kazdego dnia jest do odkrycia okruch piekna.
Gdy jestesmy dziecmi Swieta sa "magiczne": kolory, dzwieki, zapachy, nastroj... Z biegiem lat zostaje tylko nedzny ochlap dzieciecej fascynacji i albo wejdziemy na wyzszy poziom swietowania Wcielenia jako "cudu cudow", albo co roku doznamy dziwnego ciepla w okolicy serca i pijani zakupami, przygotowaniami, odpoczynkiem i cala ta farsa przezyjemy kolejne w zyciu swieta, ktore przemina szybciej niz snieg na butach w cieplym przedpokoju.
Co rozumiem pod pojeciem swietowania Wcielenia jako "cudu cudow"? Zafascynowanie sie Tajemnica Boga wkraczajacego calkowicie ("z butami") w swiat ludzkich radosci i smutkow i raz na zawsze zmieniajacego swiat Swym Przyjsciem. Boze Narodzenie moze dokonywac sie w nas kazdego dnia - bez kolorow, dzwiekow, zapachow i "magii".
Wesolych Dni Powszednich...
poniedzia?ek, 25. grudnia 2006
piotr, 18:33h
No i zostaje w Dolomitach dluzej niz planowalem.
Mialem od 2.01. uczyc sie, ogladac filmy i odpoczywac w Rzymie, tymczasem proboszcz poprosil mnie, zebym zostal do 7.01. Bede musial zmienic rezerwacje biletu powrotnego, plany i nastawienie.
Wzialem za malo rzeczy (tylko LXX i Apokalipse), chociaz moze to i lepiej, skoncentruje sie na tych dwoch przedmiotach.
Wesolych Swiat!
Mialem od 2.01. uczyc sie, ogladac filmy i odpoczywac w Rzymie, tymczasem proboszcz poprosil mnie, zebym zostal do 7.01. Bede musial zmienic rezerwacje biletu powrotnego, plany i nastawienie.
Wzialem za malo rzeczy (tylko LXX i Apokalipse), chociaz moze to i lepiej, skoncentruje sie na tych dwoch przedmiotach.
Wesolych Swiat!
niedziela, 24. grudnia 2006
Znalezione w necie...
piotr, 23:17h
Stare, ale jare:
Mój przyjaciel otworzył szufladkę w komodzie swojej żony i wyjął z niej mały pakiecik owinięty w bibułkę. To - powiedział - nie jest zwykłe zawiniątko. To jest Jej bielizna osobista. Wyrzucił opakowanie ukrywające zawartość i przyjrzał się jedwabnej, wykończonej koronką bieliźnie.
Kupiłem to Jej, kiedy pierwszy raz pojechaliśmy do Nowego Jorku 9-10 lat temu, nigdy jej nie założyła, czekała z tym na jakąś specjalną okazję! Więc dobrze pomyślał, dzisiaj zdarzyła się ta odpowiednia okazja. Zbliżył się do łóżka i ułożył bieliznę przy jej głowie, obok innych rzeczy. Niedługo zacznie ubierać ją do trumny. Po krótkiej chorobie wczoraj zmarła. Potem patrząc się w moją stronę powiedział:
- Każdy dzień, który przeżywasz jest tą specjalną okazją. Nasze okazje już minęły. Nie warto było zostawiać wszystkiego na potem. Te słowa zapadły mi w pamięć, mam ciągle na myśli - one zmieniły moje życie. Teraz więcej czytam, a mniej sprzątam. Siadam na tarasie i rokoszuję się urodą okolicy bez poczucia winy, że nie wypieliłem ogródka. Spędzam więcej czasu z moimi bliskimi i przyjaciółmi, a mniej pracując. Zrozumiałem, że życie to ciągłość doświadczeń, które trzeba przeżywać w radoścci, a nie próbować je przetrwać lub ścierpieć. Już niczego nie odkładam na potem, piję codziennie z moich antycznych kryształowych kieliszków. Zakładam nowe ubranie na zakupy w supersamie, jeżeli tylko zdecyduję, że mam na to ochotę. Nie zachowuję moich najlepszych perfum na specjalne imprezy, tylko używam ich codziennie, kiedy pragnę poczuć je na sobie. Zdania zaczynające się od "pewnego dnia", "kiedyś" znikają z mojego słownika. Jeżeli coś jest warte zobaczenia, usłyszenia lub przeżycia, chcę to zobaczyć, usłyszeć, przeżyć teraz. Nie wiem co zrobiłaby żona mojego przyjaciela, gdyby wiedziała, że nie będzie jej tu dzisiaj między nami i przyjmujemy to z taką nieświadomą lekkością, mam nadzieję, że poszłaby zjeść do restauracji chińskiej, jej ulubionej. To te malutkie, nie zrobione rzeczy najbardziej by mnie bolały, gdybym wiedział, że godziny SĄ już policzone. Byłbym niepocieszony, że przestałem widywać się z moimi dobrymi przyjaciółmi odkładając to na "najbliższy czas", że nie pisałem listów, które miałem zamiar posłać już jutro. Byłbym niepocieszony i smutny, że nie mówiłem wystarczająco często moim braciom jak bardzo ich kocham. Od już i teraz nie staram się opóźnić, przeczekać ani wstrzymać niczego, co mogłoby wprowadzić mnie w dobry humor, dać powód do radości i śmiechu, i każdego dnia powtarzam sobie, że dzień dzisiejszy jest wyjątkowy.
Mój przyjaciel otworzył szufladkę w komodzie swojej żony i wyjął z niej mały pakiecik owinięty w bibułkę. To - powiedział - nie jest zwykłe zawiniątko. To jest Jej bielizna osobista. Wyrzucił opakowanie ukrywające zawartość i przyjrzał się jedwabnej, wykończonej koronką bieliźnie.
Kupiłem to Jej, kiedy pierwszy raz pojechaliśmy do Nowego Jorku 9-10 lat temu, nigdy jej nie założyła, czekała z tym na jakąś specjalną okazję! Więc dobrze pomyślał, dzisiaj zdarzyła się ta odpowiednia okazja. Zbliżył się do łóżka i ułożył bieliznę przy jej głowie, obok innych rzeczy. Niedługo zacznie ubierać ją do trumny. Po krótkiej chorobie wczoraj zmarła. Potem patrząc się w moją stronę powiedział:
- Każdy dzień, który przeżywasz jest tą specjalną okazją. Nasze okazje już minęły. Nie warto było zostawiać wszystkiego na potem. Te słowa zapadły mi w pamięć, mam ciągle na myśli - one zmieniły moje życie. Teraz więcej czytam, a mniej sprzątam. Siadam na tarasie i rokoszuję się urodą okolicy bez poczucia winy, że nie wypieliłem ogródka. Spędzam więcej czasu z moimi bliskimi i przyjaciółmi, a mniej pracując. Zrozumiałem, że życie to ciągłość doświadczeń, które trzeba przeżywać w radoścci, a nie próbować je przetrwać lub ścierpieć. Już niczego nie odkładam na potem, piję codziennie z moich antycznych kryształowych kieliszków. Zakładam nowe ubranie na zakupy w supersamie, jeżeli tylko zdecyduję, że mam na to ochotę. Nie zachowuję moich najlepszych perfum na specjalne imprezy, tylko używam ich codziennie, kiedy pragnę poczuć je na sobie. Zdania zaczynające się od "pewnego dnia", "kiedyś" znikają z mojego słownika. Jeżeli coś jest warte zobaczenia, usłyszenia lub przeżycia, chcę to zobaczyć, usłyszeć, przeżyć teraz. Nie wiem co zrobiłaby żona mojego przyjaciela, gdyby wiedziała, że nie będzie jej tu dzisiaj między nami i przyjmujemy to z taką nieświadomą lekkością, mam nadzieję, że poszłaby zjeść do restauracji chińskiej, jej ulubionej. To te malutkie, nie zrobione rzeczy najbardziej by mnie bolały, gdybym wiedział, że godziny SĄ już policzone. Byłbym niepocieszony, że przestałem widywać się z moimi dobrymi przyjaciółmi odkładając to na "najbliższy czas", że nie pisałem listów, które miałem zamiar posłać już jutro. Byłbym niepocieszony i smutny, że nie mówiłem wystarczająco często moim braciom jak bardzo ich kocham. Od już i teraz nie staram się opóźnić, przeczekać ani wstrzymać niczego, co mogłoby wprowadzić mnie w dobry humor, dać powód do radości i śmiechu, i każdego dnia powtarzam sobie, że dzień dzisiejszy jest wyjątkowy.
Buon Natale!
piotr, 18:39h
Za chwile Wieczor Wigilijny.
Niestety, nie moge byc w swoim domu rodzinnym, ale moje mysli tam wlasnie biegna.
Zadzwonilem do rodzicow, wyslalem SMSa siostrze, teraz powoli szykuje sie do pasterki.
Jeszcze mamy Msze o 18.00, potem kolacja - w Italii nie ma jakiejs szczegolnej Wigilii - bedzie makaron z owocami morza, bo prosilismy, zeby tradycyjnie po polsku bezmiesnie bylo...
No to mamy tradycyjnie...
Oplatka chyba nie bedzie, bo nie udalo nam sie zalatwic, zreszta lamalismy sie ze znajomymi zanim wyjechali kazdy w swoja strone.
Pasterka o polnocy zapowiada sie mrozna. Chor przygotowal czuwanie przy zlobku - pewnie zaspiewaja wszystkie 4 wloskie koledy.
Wspominam zeszly rok - Swieta w Izraelu. Oby spokojnie bylo znowu...
Chcialbym byc w Polsce...
Wesolych Swiat!
Niestety, nie moge byc w swoim domu rodzinnym, ale moje mysli tam wlasnie biegna.
Zadzwonilem do rodzicow, wyslalem SMSa siostrze, teraz powoli szykuje sie do pasterki.
Jeszcze mamy Msze o 18.00, potem kolacja - w Italii nie ma jakiejs szczegolnej Wigilii - bedzie makaron z owocami morza, bo prosilismy, zeby tradycyjnie po polsku bezmiesnie bylo...
No to mamy tradycyjnie...
Oplatka chyba nie bedzie, bo nie udalo nam sie zalatwic, zreszta lamalismy sie ze znajomymi zanim wyjechali kazdy w swoja strone.
Pasterka o polnocy zapowiada sie mrozna. Chor przygotowal czuwanie przy zlobku - pewnie zaspiewaja wszystkie 4 wloskie koledy.
Wspominam zeszly rok - Swieta w Izraelu. Oby spokojnie bylo znowu...
Chcialbym byc w Polsce...
Wesolych Swiat!
sobota, 23. grudnia 2006
piotr, 18:10h
Przespalem 4 godziny z Rzymu (juz nie Termini tylko Giovanni Paolo II) do Padwy, zjadlem kawalek pizzy na dworcu w tejze Padwie, wsiadlem do kolejnego pociagu, przespalem 300 tuneli, wysiadlem, zapakowalem sie do samochodu, przegadalem kwadransik z Alessandro i juz bylem w moim F.
Zimno jest - w nocy nawet do -5.
Snieg widac tylko na szczytach gor.
Korzystam z tego, ze na biurowym komputerze mam zrobic mapke miasteczka z zaznaczonymi najefektowniejszymi zlobkami i wchodze do netu.
To tyle..
Zimno jest - w nocy nawet do -5.
Snieg widac tylko na szczytach gor.
Korzystam z tego, ze na biurowym komputerze mam zrobic mapke miasteczka z zaznaczonymi najefektowniejszymi zlobkami i wchodze do netu.
To tyle..
pi?tek, 22. grudnia 2006
piotr, 09:48h
Nareszcie ferie!!!
Wyjeżdżam za chwilę na parafię do F. (kolejne Święta w Dolomitach).
Julek mówi, że -2 tam wczoraj było. To zimnawo w porównaniu z Rzymskimi 14.
Odezwę się...
Wyjeżdżam za chwilę na parafię do F. (kolejne Święta w Dolomitach).
Julek mówi, że -2 tam wczoraj było. To zimnawo w porównaniu z Rzymskimi 14.
Odezwę się...
czwartek, 14. grudnia 2006
Zdarzyło się w czwartek.
piotr, 21:02h
Msza w kryptach Bazyliki św. Potra, remis 2:2 (po ciężkim meczu) w ostatniej kolejce tej rundy (jak mnie noga naparza) i jeszcze Accuradio grające przez całą dobę piosenki świąteczne (mój ulubiny kanał to R&B).
niedziela, 10. grudnia 2006
I love niedzielne poranki...
piotr, 12:33h
Kilka dni temu w szeptanej rozmowie (bo w bibliotece tak trzeba) z Tobiasem pojawił się wątek jego urodzin. Ponieważ szept nie jest dobrym nośnikiem informacji i ponieważ ludzie zaczynali już znacząco chrząkać, żebyśmy nawet to septanie skończyli, byłem absolutnie przekonany, że Tobias ma w piątek urodziny. Pijąc kawę po sobotnim wykładzie ustaliliśmy z Michelem i Alexiusem plan działania. Jakaś bombonierka, sześciopak Heinekena, dwie pizze i jesteśmy wieczorem w Collegio Portoghese.
Uprzedzony o naszym przyjściu gospodarz zaprowadził nas do swojego pokoju, po czym widząc (i czując) białe, płaskie kartony westchnął: "Gdybym wiedział, że przyniesiecie pizzę, to nie jadłbym tego niestrawnego ryżu na kolację". Chińszczyzna na szczęście nie była wielką przeszkodą do pochłonięcia Włoszczyzny i zaczęliśmy dyskusję od wymiany doświadczeń z otwieraniem Heinekena w różnych krajach i kulturach. Po nauczeniu się, jak się mówi w Zulu "otwieracz" Tobias wreszcie załapał, że my chyba nie żartujemy z tymi urodzinami.
Okazało się, że w piątek, to on miał rocznicę diakonatu, czyli urodziny celibatu (jak mawia jeden z jego portugalskich kolegów). Ponieważ klimat do rozmowy w bibliotece (kilka dni wcześniej był niesprzyjający) Tobias posłużył się tym skrótem myślowym, który ja wziąłem dosłownie za dosłowny (hołd dla Kabaretu "Potem").
Ubawiliśmy się setnie (hołd dla M.S.), ale gdyby nie to nieporozumienie, pewnie nie spotkalibyśmy się wieczorem, bo wieczory zarezerwowane są na naukę (w przypadku Michela i Alexiusa) lub bierny (w moim przypadku) albo czynny (w przypadku Tobiasa) wypoczynek po całym dniu nauki. W końcu przypadek sprawił, że koniugacje zatrzymały się na tym samym dla wszystkich odmian przypadku i moglismy się spotkać (hołd dla autorki wiersza "Odmień mnie przez wszystkie przypadki").
Trochę boruty było, gdy Alexius uświadomił sobie, że zapomniał kluczy i musieliśmy wracać i Tobiasa komórka nie odbierała i na dzwonek nikt nie reagował i zapukaliśmy parasolką do jakiegoś okna i chcąc brzmieć z portugalska poprosiliśmy o zawołanie "Tubijasza", co nie wzbudziło entuzjazmu u człowieka oderwanego pukaniem od biurka, ale wszystko skończyło się po myśli pomyślności (jeśli pomyślność potrafi myśleć) - hołd dla Mana (nie Wojciecha, ani Tomasa tylko Grafo-).
To tyle sobotnich urodzin Tobiasa, który w lutym skończy 31 lat.
P.S. Jeśli ktoś zna autorkę wiersza "Odmień mnie przez wszystkie przypadki" - to proszę o kontakt (nie autorkę, tylko osobę znającą ją).
P.S.2. Jeśli wyżej wymieniony wiersz nie istnieje, to właśnie wymyśliłem aforyzm: "Bóg może odmienić człowieka przez przypadki". Pewnie już ktoś to powiedział, ale jeśli nie, to proszę dopisać do moich dokumentów...
Uprzedzony o naszym przyjściu gospodarz zaprowadził nas do swojego pokoju, po czym widząc (i czując) białe, płaskie kartony westchnął: "Gdybym wiedział, że przyniesiecie pizzę, to nie jadłbym tego niestrawnego ryżu na kolację". Chińszczyzna na szczęście nie była wielką przeszkodą do pochłonięcia Włoszczyzny i zaczęliśmy dyskusję od wymiany doświadczeń z otwieraniem Heinekena w różnych krajach i kulturach. Po nauczeniu się, jak się mówi w Zulu "otwieracz" Tobias wreszcie załapał, że my chyba nie żartujemy z tymi urodzinami.
Okazało się, że w piątek, to on miał rocznicę diakonatu, czyli urodziny celibatu (jak mawia jeden z jego portugalskich kolegów). Ponieważ klimat do rozmowy w bibliotece (kilka dni wcześniej był niesprzyjający) Tobias posłużył się tym skrótem myślowym, który ja wziąłem dosłownie za dosłowny (hołd dla Kabaretu "Potem").
Ubawiliśmy się setnie (hołd dla M.S.), ale gdyby nie to nieporozumienie, pewnie nie spotkalibyśmy się wieczorem, bo wieczory zarezerwowane są na naukę (w przypadku Michela i Alexiusa) lub bierny (w moim przypadku) albo czynny (w przypadku Tobiasa) wypoczynek po całym dniu nauki. W końcu przypadek sprawił, że koniugacje zatrzymały się na tym samym dla wszystkich odmian przypadku i moglismy się spotkać (hołd dla autorki wiersza "Odmień mnie przez wszystkie przypadki").
Trochę boruty było, gdy Alexius uświadomił sobie, że zapomniał kluczy i musieliśmy wracać i Tobiasa komórka nie odbierała i na dzwonek nikt nie reagował i zapukaliśmy parasolką do jakiegoś okna i chcąc brzmieć z portugalska poprosiliśmy o zawołanie "Tubijasza", co nie wzbudziło entuzjazmu u człowieka oderwanego pukaniem od biurka, ale wszystko skończyło się po myśli pomyślności (jeśli pomyślność potrafi myśleć) - hołd dla Mana (nie Wojciecha, ani Tomasa tylko Grafo-).
To tyle sobotnich urodzin Tobiasa, który w lutym skończy 31 lat.
P.S. Jeśli ktoś zna autorkę wiersza "Odmień mnie przez wszystkie przypadki" - to proszę o kontakt (nie autorkę, tylko osobę znającą ją).
P.S.2. Jeśli wyżej wymieniony wiersz nie istnieje, to właśnie wymyśliłem aforyzm: "Bóg może odmienić człowieka przez przypadki". Pewnie już ktoś to powiedział, ale jeśli nie, to proszę dopisać do moich dokumentów...
pi?tek, 8. grudnia 2006
Do przeczytania w związku z dzisiejszą Uroczystością:
piotr, 11:52h
Wj 25, 8-16
Rdz 1, 27
Łk 1, 28
Łk 1, 49
Rdz 21, 27
Rz 3, 10-18 + Ps 14, Ps 53
Łk 1, 43 + 2Sm 6, 9
J 19, 27
2Sm 6, 6-7
Wj 40, 34-35
1Kor 7, 37-38
Ap 14, 2-5
Łk 1, 48
Rdz 3, 15
Oczywiście najlepiej po Grecku - wtedy widać więcej.
Ale po Grecku, czy po Polsku - zapraszam do czytania...
Rdz 1, 27
Łk 1, 28
Łk 1, 49
Rdz 21, 27
Rz 3, 10-18 + Ps 14, Ps 53
Łk 1, 43 + 2Sm 6, 9
J 19, 27
2Sm 6, 6-7
Wj 40, 34-35
1Kor 7, 37-38
Ap 14, 2-5
Łk 1, 48
Rdz 3, 15
Oczywiście najlepiej po Grecku - wtedy widać więcej.
Ale po Grecku, czy po Polsku - zapraszam do czytania...
czwartek, 7. grudnia 2006
Snucie w bucie...
piotr, 22:27h
Artur pojechał na parafię, więc zamiast wieczoru filmowego będzie "Aida" na rozpoczęcie sezonu w la Scali (transmitowana przez "Dwójkę"), potem "Akatyst" w naszej kaplicy (na żywo) i może jeszcze próba odpowiedzi na pytanie: Czy (i dlaczego) rozdział 38 Księgi Rodzaju "pasuje" do reszty (37-50), czy może jest "ni w pięć ni w dziewięć" w tym miejscu? Po lekturze artykułu niejakiego Clifforda więcej nie wiem niż wiem.
P.S. 1. Byłem Mikołajem u znajomych Sióstr (i ich podopiecznych) i wpuściłem jedną bramkę w meczu z Collegio Lateranense (na szczęście strzeliliśmy 8!).
P.S. 2. Mam nadzieję, że "Akatyst" będzie łatwiejszy niż "Aida".
P.S. 3. Na skale budować trzeba, na skale...
P.S. 1. Byłem Mikołajem u znajomych Sióstr (i ich podopiecznych) i wpuściłem jedną bramkę w meczu z Collegio Lateranense (na szczęście strzeliliśmy 8!).
P.S. 2. Mam nadzieję, że "Akatyst" będzie łatwiejszy niż "Aida".
P.S. 3. Na skale budować trzeba, na skale...
sobota, 2. grudnia 2006
Numbers (don`t) lie.
piotr, 22:42h
Lektura Factbooka CIA dostarcza mi niezapomnianych wrażeń. Jest też impulsem do przemyśleń.
Średni wiek statystycznego Polaka/Polki:
37 lat (2006 szac.)
Faceci: 35.1 lat
Babeczki: 39 lat
Czyli jeśli ktoś ma mniej, to jest zdecydowanie młody, jeśli ok. tylu, to jest zdecydowanie średni, a wykraczający znacznie powyżej, powinien się cieszyć estymą bycia starszym człowiekiem.
Skala wzrostu populacji:
-0.05% (2006 szac.)
Maleje!
Zadanie matwmatyczne: Jeśli jest nas 38,536,869 (Lipiec 2006) i skala ujemna tej wielkości utrzyma się, to za ile lat nie będzie Polaków?
Wskaźnik narodzin:
9.85 narodzin/1,000 osób (2006 szac.)
Wskaźnik śmierci:
9.89 zgonów/1,000 osób (2006 szac.)
Stąd właśnie ujemny wynik. To podobno oznaka społeczeństwa rozwiniętego. Ale czy mądrzejszego?
Średni wskaźnik urodzin:
1.25 urodzonego dziecka/kobieta (2006 szac.)
Kobiety, dzięki wam, że rodzicie te 1,25 dziecka każda, ale może by tak do 1,3? Faceci, ruszcie się!
No tak, wszystko jasne. Przecież na każdą z babeczek przypada tylko 0.94 faceta. Zarobieni są totalnie.
Na koniec coś ciekawego.
Średnia długość życia:
Faceci: 70.95 lat
Babeczki: 79.23 lat
Silniejsze są skubane!
Ogólnie: 74.97 lat (2006 szac.)
Daje nam to 81. miejsce na świecie. Statystyczny mieszkaniec EU żyje dłużej 0 3 lata i 4 miesiące, Kanady o 5 lat i 3 miesiące, a Andory aż o 8 i pół roku.
Miłej niedzieli!
Średni wiek statystycznego Polaka/Polki:
37 lat (2006 szac.)
Faceci: 35.1 lat
Babeczki: 39 lat
Czyli jeśli ktoś ma mniej, to jest zdecydowanie młody, jeśli ok. tylu, to jest zdecydowanie średni, a wykraczający znacznie powyżej, powinien się cieszyć estymą bycia starszym człowiekiem.
Skala wzrostu populacji:
-0.05% (2006 szac.)
Maleje!
Zadanie matwmatyczne: Jeśli jest nas 38,536,869 (Lipiec 2006) i skala ujemna tej wielkości utrzyma się, to za ile lat nie będzie Polaków?
Wskaźnik narodzin:
9.85 narodzin/1,000 osób (2006 szac.)
Wskaźnik śmierci:
9.89 zgonów/1,000 osób (2006 szac.)
Stąd właśnie ujemny wynik. To podobno oznaka społeczeństwa rozwiniętego. Ale czy mądrzejszego?
Średni wskaźnik urodzin:
1.25 urodzonego dziecka/kobieta (2006 szac.)
Kobiety, dzięki wam, że rodzicie te 1,25 dziecka każda, ale może by tak do 1,3? Faceci, ruszcie się!
No tak, wszystko jasne. Przecież na każdą z babeczek przypada tylko 0.94 faceta. Zarobieni są totalnie.
Na koniec coś ciekawego.
Średnia długość życia:
Faceci: 70.95 lat
Babeczki: 79.23 lat
Silniejsze są skubane!
Ogólnie: 74.97 lat (2006 szac.)
Daje nam to 81. miejsce na świecie. Statystyczny mieszkaniec EU żyje dłużej 0 3 lata i 4 miesiące, Kanady o 5 lat i 3 miesiące, a Andory aż o 8 i pół roku.
Miłej niedzieli!
pi?tek, 1. grudnia 2006
Make hug not war!
piotr, 01:05h
Przypomniałem sobie, że w niedzielę podczas spaceru trafiliśmy z Alexiusem na słynną akcję "Free Hug". Darmowe przytulenia (czy raczej uściski) przywędrowały wreszcie pod Schody Hiszpańskie. Akcja stara i dość znana, więc nie będę komentował. "Wysyłam trochę ciepła" zanuciły kiedyśtam Sistars bodajże.
Postawa rozłożonych ramion wyraża bezbronność, otwartość, akceptację. To jest bardzo chrześcijańskie - akceptuję Cię, mimo, że Cię nie znam. Wysyłam Ci message of Peace, mimo, że nie wiem, jak zareagujesz. Wolę Cię serdecznie uścisnąć, niż Cię oceniać, krytykować, zaszufladkować, nienawidzić, zwalczać...
Przytuliłem jedną z uczestniczek akcji i zaskoczony pozytywnym nastrojem, w jaki mnie to wprawiło poszedłem dalej pokazać zdumionemu Alexiusowi kolejną atrakcję Rzymu.
Kolejne pytanie do rachunku sumienia: Kogo dzisiaj przytuliłeś/łaś?
W wersjach dla niektórych: niekoniecznie chodzi o fizyczne uściski.
P.S. Chyba nie zobaczę jutrzejszego półfinału...
Postawa rozłożonych ramion wyraża bezbronność, otwartość, akceptację. To jest bardzo chrześcijańskie - akceptuję Cię, mimo, że Cię nie znam. Wysyłam Ci message of Peace, mimo, że nie wiem, jak zareagujesz. Wolę Cię serdecznie uścisnąć, niż Cię oceniać, krytykować, zaszufladkować, nienawidzić, zwalczać...
Przytuliłem jedną z uczestniczek akcji i zaskoczony pozytywnym nastrojem, w jaki mnie to wprawiło poszedłem dalej pokazać zdumionemu Alexiusowi kolejną atrakcję Rzymu.
Kolejne pytanie do rachunku sumienia: Kogo dzisiaj przytuliłeś/łaś?
W wersjach dla niektórych: niekoniecznie chodzi o fizyczne uściski.
P.S. Chyba nie zobaczę jutrzejszego półfinału...
czwartek, 30. listopada 2006
Ironia w Księdze Sofoniasza...
piotr, 01:31h
Andy - przesympatyczny ksiądz z Malezji miał dzisiaj 30 urodziny. Zaprosiliśmy go z Alexiusem na pizzę.
Nic tak nie ubogaca, jak kontakty między kulturami...
Poza tym techniki narracyjne ST dały odpowiedź na niedzielne pytanie: Rut zaczęła zbierać kłosy między wersem 13 a 14 (drugiego rozdziału).
Terrence przysłał mi swoje przemyślenia na temat ironii w Księdze Sofoniasza - zerknę jutro. Tymczasem próbuję zanalizować użycie pojęcia "Yom YHWH" w tej samej księdze jako łącznika podczas prac redaktorskich.
Jednym słowem: sama radość. To raczej dwa słowa.
Spotkałem bezokolicznik czasu przyszłego w stronie biernej. W Nowym Testamencie jest tylko 5 bezokoliczników czasu przyszłego (w tym 4 w Dziejach Apostolskich). Ja spotkałem go w 2 Machabejskiej i tak mnie zaskoczył, że spędziłem dobry kwadrans kontemplując go. Raduje mnie ten kurs z Greki LXX, ale egzamin nie będzie łatwy...
Ostatni tydzień roku liturgicznego nastraja eschatologicznie (przynajmniej powinien). No to zanućmy "Dies irae, dies illa", pamiętając, że to Sofoniasze (ilu ich tam było), albo ich interpretatorzy odpowiadają za te słowa...
P.S. To był siatkarski nokaut! - zawołał komentator...
P.S.2. Kto ma w domu Polsat, kamerkę internetową, Skype i szybkie łącze, żeby pozwolić nam w sobotę przeżywać Bułgarię?
Nic tak nie ubogaca, jak kontakty między kulturami...
Poza tym techniki narracyjne ST dały odpowiedź na niedzielne pytanie: Rut zaczęła zbierać kłosy między wersem 13 a 14 (drugiego rozdziału).
Terrence przysłał mi swoje przemyślenia na temat ironii w Księdze Sofoniasza - zerknę jutro. Tymczasem próbuję zanalizować użycie pojęcia "Yom YHWH" w tej samej księdze jako łącznika podczas prac redaktorskich.
Jednym słowem: sama radość. To raczej dwa słowa.
Spotkałem bezokolicznik czasu przyszłego w stronie biernej. W Nowym Testamencie jest tylko 5 bezokoliczników czasu przyszłego (w tym 4 w Dziejach Apostolskich). Ja spotkałem go w 2 Machabejskiej i tak mnie zaskoczył, że spędziłem dobry kwadrans kontemplując go. Raduje mnie ten kurs z Greki LXX, ale egzamin nie będzie łatwy...
Ostatni tydzień roku liturgicznego nastraja eschatologicznie (przynajmniej powinien). No to zanućmy "Dies irae, dies illa", pamiętając, że to Sofoniasze (ilu ich tam było), albo ich interpretatorzy odpowiadają za te słowa...
P.S. To był siatkarski nokaut! - zawołał komentator...
P.S.2. Kto ma w domu Polsat, kamerkę internetową, Skype i szybkie łącze, żeby pozwolić nam w sobotę przeżywać Bułgarię?
wtorek, 28. listopada 2006
WYGRALI!
piotr, 16:02h
Po dobrym (bo zgodnym z planem) poranku włączyłem relację "Z Czuba" meczu. Po pierwszych dwóch setach poranek zrobił się jakby bardziej szary. Szukałem w necie jakiejś stacji pokazującej na żywo, jak nie idzie Świderskiemu, ale ani Japończycy, ani Rosjanie nie chcieli być mili. Znalazłem jednak napisany cyrylicą program jakiegoś kanału sprotowego, który zapewniał, że pokaże wszystkie mecze "russkoj kamandy".
No to umówiliśmy się z Arturem, że jeśli nasi wygrają trzeciego seta, to zejdziemy na dół poszukać w "Cyfrze".
I wygrali i zeszliśmy. Ale "Cyfra" nas zawiodła i na żadnym z 800 kanałów nie było meczu.
Cóż było robić? Poszedłem do biblioteki prosząc o SMS-a z wynikiem. I byłbym tak siedział do wieczora przykuty do biurka, nieświadomy niczego, ale Pan Bóg powiedział do "więźniów biblioteki": "Go home!". To znaczy, zabrał prąd.
Wychodzę na zewnątrz, telefon łapie zasięg i dostaje wiadomość: WYGRALI. Myślę sobie: "Taaak, pewnie zaraz przyjdzie druga o treści ROSJANIE!".
Ale nie przychodzi.
Za to ja przychodzę do domu, podłączam kompa i czytam o tym, że cuda się zdarzają.
Dzięki!
No to umówiliśmy się z Arturem, że jeśli nasi wygrają trzeciego seta, to zejdziemy na dół poszukać w "Cyfrze".
I wygrali i zeszliśmy. Ale "Cyfra" nas zawiodła i na żadnym z 800 kanałów nie było meczu.
Cóż było robić? Poszedłem do biblioteki prosząc o SMS-a z wynikiem. I byłbym tak siedział do wieczora przykuty do biurka, nieświadomy niczego, ale Pan Bóg powiedział do "więźniów biblioteki": "Go home!". To znaczy, zabrał prąd.
Wychodzę na zewnątrz, telefon łapie zasięg i dostaje wiadomość: WYGRALI. Myślę sobie: "Taaak, pewnie zaraz przyjdzie druga o treści ROSJANIE!".
Ale nie przychodzi.
Za to ja przychodzę do domu, podłączam kompa i czytam o tym, że cuda się zdarzają.
Dzięki!
niedziela, 26. listopada 2006
Nie korona, ale rana w boku...
piotr, 12:11h
Jest ciepło.
Albo nawet gorąco.
W sumie, nie powinno tak być, bo jest koniec listopada i ma padać - jeśli nie liście, to deszczówka.
A tu pada słoneczne ciepło.
No to uczcimy niedzielę tym razem nie spacerem na San Pietro i Angelusem z Papą, ale popołudniową przechadzką do parku i na Schody Hiszpańskie. Alexius jeszcze ich nie widział. Po 2 latach w Rzymie? Cóż, studia wciągają...
Niedziela Chrystusa Króla przypomina mi, że w logice Bożej "przegrać = wygrać" - (co nie, Julek?).
Krzyż = Król "na deskach" (jeśli ktoś rozumie bokserską terminoligię).
Majestat nie sztandarów, gronostajów i insygni, ale pobielonej ściany, sztucznego kwiatka pod figurką i klęcznika niewygodnego jak rachunek sumienia.
P.S. Pytanie na śniadanie: W którym momencie Rut zaczęła zbierać kłosy - nie w opowiadaniu, ale w chronologii rzeczywistej wydarzeń opisanych (Rut 2)?
P.S.2. Czy w tym roku jest szansa na prawdziwą herbatę adwentową prosto z Polski?
Albo nawet gorąco.
W sumie, nie powinno tak być, bo jest koniec listopada i ma padać - jeśli nie liście, to deszczówka.
A tu pada słoneczne ciepło.
No to uczcimy niedzielę tym razem nie spacerem na San Pietro i Angelusem z Papą, ale popołudniową przechadzką do parku i na Schody Hiszpańskie. Alexius jeszcze ich nie widział. Po 2 latach w Rzymie? Cóż, studia wciągają...
Niedziela Chrystusa Króla przypomina mi, że w logice Bożej "przegrać = wygrać" - (co nie, Julek?).
Krzyż = Król "na deskach" (jeśli ktoś rozumie bokserską terminoligię).
Majestat nie sztandarów, gronostajów i insygni, ale pobielonej ściany, sztucznego kwiatka pod figurką i klęcznika niewygodnego jak rachunek sumienia.
P.S. Pytanie na śniadanie: W którym momencie Rut zaczęła zbierać kłosy - nie w opowiadaniu, ale w chronologii rzeczywistej wydarzeń opisanych (Rut 2)?
P.S.2. Czy w tym roku jest szansa na prawdziwą herbatę adwentową prosto z Polski?
... older stories