sobota, 14. marca 2009
No dobrze, mieszkam w Kingsajzie. Mam malusieńki pokoik z odrobinką łazienki na Starym Mieście. Siostry Elżbietanki przygotowały mnie (sto lat temu) do 1 Komunii i Siostry Elżbietanki przygarnęły mnie do końca czerwca w tzw. Starym Domu Polskim.
Jest pięknie, tylko wstawać muszę baaaaardzo wcześnie, bo codziennie Pasterka (Msza w środku nocy) o 6.30.
Stare Miasto ma swój urok, ale o nim jeszcze będzie okazja coś skrobnąć...

Von piotr um 21:08h| 1 Kommentar |Skomentuj ->comment

 

?roda, 11. marca 2009
Jeszcze o ostatnim wyjeździe
Ciepły, marcowy wieczór nad Jeziorem Galilejskim. K. z gitarą śpiewają bluesa o czwartej nad ranem. Czerwone wino, miłe towarzystwo i milion gwiazd.
Patrzę na palmowce, eukaliptusy i inne „morwy syczuańskie” i zastanawiam się, czy czułbym się inaczej, gdyby to były lipy, dęby i wierzby płaczące.
Pytanie o Polskę wraca, jak refren piosenek Kaczmarskiego. Czy jest miejsce (i czas) na tęsknotę za krajem? Czy byłoby mi lepiej w Ojczyźnie?
Ze zdziwieniem stwierdzam, że coraz bardziej podoba mi się w Izraelu. Chociaż, gdy kiedyś nieostrożnie nazwałem go „najpiękniejszym krajem świata” odpowiedzią był śmiech Amerykanina, oburzenie Polaka, zaduma Rosjanina, potakiwanie Japończyka... Ten pierwszy uważał swoje za najlepsze (and nothing else matters), drugi był fałszywym patriotą (zgorszonym wszelką innością postrzegania świata), trzeci, jak zawsze się zadumał (w swojej pięknej duszy) a ostatni zapewne nie usłyszał dokładnie (zmieniając baterie w aparacie fotograficznym)... Wystarczy generalizowania.
Prosta wyprawa do Górnej Galilei dodała mi sił. Bazaltowy Wąwóz, Szlak Irysowy, śniegi Hermonu, źródła Jordanu w Dan, najwyższy wodospad Izraela i śmierdzące siarką gorące wody w Górnej Galilei (już raz wymieniałem) – niezbyt ciężko fizycznie (w wynajętym samochodzie), za to mocno relaksująco.
Dopełnieniem weekendu była niedzielna, spontaniczna podróż pociągiem (w Izraelu – atrakcja niczym lunapark). Bez mapy ruszyliśmy z A. na przełaj, rezerwatem przyrody w pobliżu Bet Szemesz. Pierwsze zdziwienie – żółwie. W stanie dzikim, starają się uciec (hehe) pod jakiś krzak, czy zaszyć się w trawie. Nic z tego – łowcy (B.?) już ruszyli. Byliśmy szybsi niż większość śmigłych gadów w skorupach. Ich rącze pląsy nie przeszkodziły nam w zrobieniu kilku fotek (choć zupa byłaby bardziej na miejscu).Druga atrakcja – przepaście. Wyrastały sobie nagle tam, gdzie według naszych obliczeń powinna być droga – urwiska niczym nożem krojone, kamieniołomy, „ich wysokości”. To przez nie czuliśmy się zagubieni, jak przysłowiowy „jezuita w Wielkim Tygodniu”.
Wreszcie żmija. Tłusta niczym moja ręka. Wyglądała trochę jak wędzony węgorz. Zamarłem na skale, po czym odskoczyłem w drugą stronę. Niby nic, ale mój stosunek do tych zwierząt niezmiennie nie pozwala przejść obojętnie wobec takiego spotkania. Znalazłszy wreszcie jakąś drogę, przeszliśmy kilka kilometrów pod górę, rozpalonym asfaltem, po czym dotarliśmy do jaskiń (celu naszej wyprawy) godzinę po zamknięciu. Stwierdziliśmy filozoficznie, że celem nie było zwiedzanie Parku Narodowego, ale po prostu niesiedzenie w domu, zjedliśmy kanapki i łapiąc stopa wróciliśmy do Jerozolimy.
Dlaczego o tym piszę? Ano, po prostu sezon wypraw, wycieczek i wędrówek zaczął się na dobre. Po tygodniu w bibliotece można w szoku tlenowym weekendu odnaleźć siebie na nowo.
Tymczasem, kolejny tydzień już się zaczął…
„Our religion is a religion of fear and terror to the enemies of God: the Jews, Christians and pagans. With God's willing, we are terrorists to the bone”.
Gdybym powtórzył lub skomentował to najczęściej cytowane dziś w mediach światowych zdanie, nie różniłbym się niczym od baranów, które na widok grzechu kapłana/biskupa podnoszą ryk przeciwko Kościołowi.
Prawdziwy Muzułmanin nie wypowiedziałby takich słów. Islam jest religią pokoju.

PS: Znowu nic o moim nowym miejscu zamieszkania nie napisałem...

Von piotr um 13:47h| 0 Kommentare |Skomentuj ->comment

 

wtorek, 10. marca 2009
Najpierw prestiżowy AIA (Archaeological Institute of America) nadał Harrisonowi Fordowi honorowe członkostwo w swoim zarządzie ("za szczególne zasługi pobudzaniu zainteresowania społecznego pracami archeologicznymi"). Potem (albo jakoś w tym samym czasie) Neil Asher Silberman w The Washington Post obśmiał Indianę Jonesa, jako zupełnie fałszującego obraz szacownych archeologów. Wreszcie Aren N. Maeir na łamach BAR (Biblical Archaeology Review) bronił choćby niesłusznego zarzutu, iż archeolodzy nie noszą kapeluszy, zamieszczając serię fotek znanych przedstawicieli tego zawodu w ich nakryciach głowy.
Muszę sobie kupić fedorę.
Cóż... Nawet Ross z "Przyjaciół" miał słabość do kobiet, które widziały w nim Indianę Jonesa.
Tymczasem, wróciłem z dwudniowej wycieczki na północ (Szlak Irysów, Bazaltowy Kanion, najwyższy wodospad Izraela, śniegi Hermonu, źródła Jordanu w Dan i gorące wody Górnej Galilei) a potem z niedzielnego polowania na żółwie w okolicach Beit Shemesh.
Wykończony fizycznie przygotowuję się do jutrzejszej przeprowadzki.
Ale o tym innym razem...

Von piotr um 01:46h| 1 Kommentar |Skomentuj ->comment

 

czwartek, 5. marca 2009
"Ego sum Ille qui est", "Ego sum Ille qui sum", "Ego sum qui Ego sum" - niepotrzebne skreślić.
Słuchałem sobie wczoraj rozważań biograficzno-pobożnych o św. Kazimierzu. Kaznodzieja, wzmiankując czytanie z Ewangelii podkreślił zdanie warunkowe: "Wy jesteście przyjaciółmi moimi, jeżeli czynicie to, co wam przykazuję." Konstrukcja zdania jest nieskomplikowana, nawet dla kogoś, na moim poziomie znajomości Greki biblijnej. Apodosi (będę używał terminologii włoskiej - kto wie, o co chodzi, zrozumie, kto nie wie, temu wszystko jedno), która otwiera nasze zdanie warunkowe jest w trybie oznajmującym. Protasi (zazwyczaj będąca na początku) ma tryb przypuszczający congiuntivo. Taka konstrukcja wyraża pewną ewentualność (możliwość).

Zamiast koncentrować się na wątku "święci są przyjaciółmi Jezusa", który był jednym z kończących homilię, mnie zainteresowało owo zdanie warunkowe. Wiele się mówi o Miłości Boga, o tym, że jest Ona zupełnie inna od naszej. Miłość Boża nie oczekuje nic w zamian, kocha pomimo wszystko, bezgranicznie, bezwarunkowo - nawet grzesznika. A tutaj Jezus jawi się nam, jakoś dziwnie ludzki - będziesz moim przyjacielem, jeżeli..., jeśli zrobisz cośtam, będziesz moim kumplem, będę cię kochał, pod warunkiem, że... - takie wnioskowanie może zaprowadzić nas do pytania o Miłość Bożą - skoro Jezus w doskonały sposób ukazuje Ojca, jaka ta Miłość jest naprawdę: bezwarunkowa, czy na sposób ludzki relatywna, zależna od jakichś kryteriów, obwarowana wymaganiami, etc.

To pytanie sprawiło, że po raz kolejny sięgnąłem do zdania greckiego. Zamiast poszukać, co na ten temat mówią mądrzejsi ode mnie - sprawdzić kilkadziesiąt (z czego przynajmniej kilkanaście dobrych) komentarzy, do których mam dostęp w bibliotece, gdzie właśnie siedzę - postanowiłem sam poszukać odpowiedzi. Nie chodziło tu o jakąś pychę, z jaką często się spotykam wśród domorosłych biblistów ("co mnie obchodzi, co mówią inni - słowo Boże mi da odpowiedź"), a jedynie o zwykłe lenistwo - musiałbym iść do drugiej sali, sięgać po zakurzone tomy - czasem wysoko poza zasięgiem moich dwumetrowych ramion lub nisko przy samej podłodze, odnajdywać stosowny fragment J 15, 14 i czytać, pracowicie odcedzając zboże od plewy.

Tak więc lenistwo miało być w tym przypadku twórcze. Spojrzenie na greckie wypowiedzenie złożone podrzędnie rozwiewa wątpliwości. Po pierwsze fakt, że apodosi poprzedza protasi (zdanie nadrzędne stoi na początku, po nim okolicznikowe zdanie podrzędne warunku) już kieruje uwagę czytelnika na pierwszy element (jest kilka podobnych zdań w tej części dyskursu - zawsze skoncentrowanych na pierwszym elemencie). Tu - o dziwo - znajdujemy zaimek osobowy "wy", na pozór zupełnie zbędny. Ogniskowa wypowiedzi znajduje się właśnie w tym miejscu - WY jesteście przyjaciółmi moimi, jeśli...

Miłość Boża jest bezwarunkowa niczym "JA JESTEM" - zawsze, wszędzie, niezależnie, wiecznie. WY jesteście moimi przyjaciółmi, jeśli... To nawiązanie do: "Kto mówi: "Znam Go", a nie zachowuje Jego przykazañ, ten jest kłamcą i nie ma w nim prawdy." Być przyjacielem Jezusa coś znaczy.

A więc kaznodzieja się nie mylił: "It's all about commandments"?

Bo Bóg jest, a my tylko bywamy...

Von piotr um 12:31h| 2 Kommentare |Skomentuj ->comment

 

wtorek, 3. marca 2009
Wielki Post
"Jeden twierdzi,
że można jeść wszystko,
drugi, słaby,
jada tylko jarzyny.
Ten, kto jada
niech nie pogardza
tym, który nie jada,
a ten, który nie jada,
niech nie potępia
tego, który jada;
bo Bóg go łaskawie przygarnął.
Kim jesteś ty,
co się odważasz sądzić cudzego sługę?
(Jest) rzeczą jego Pana
to, czy on stoi,
czy upada,
Ostoi się zresztą,
bo jego Pan ma moc
utrzymać go na nogach.
Jeden czyni różnicę między poszczególnymi dniami,
drugi zaś uważa wszystkie za równe:
niech się każdy trzyma swego przekonania!
Kto przestrzega pewnych dni,
przestrzega ich dla Pana,
a kto jada wszystko -
jada dla Pana.
Bogu przecież składa dzięki.
A kto nie jada wszystkiego -
nie jada ze względu na Pana,
i on również dzięki składa Bogu."
Rz 14, 2-6

De Alto Cedro voy para Marcané
Llego a Cueto, voy para Mayarí

Von piotr um 15:35h| 1 Kommentar |Skomentuj ->comment

 

sobota, 28. lutego 2009
Zabierz pokusy - powiedział Abba Antoni - a nikt nie będzie zbawiony.

Von piotr um 23:00h| 2 Kommentare |Skomentuj ->comment

 

pi?tek, 27. lutego 2009
W grudniowym Midraszu przykłady tchines, czyli specjalnych, kobiecych modlitw.
Zamieszczam jedną - piękną modlitwę dla niezamężnych kobiet, poszukujących kandydata na męża:
"Niech będzie wolą Twoją Panie, Boże mój i moich Praojców, że w swoim ogromnym miłosierdziu i wielkiej łasce dasz mi właściwego kandydata na męża, w odpowiednim czasie. Oby był godny spłodzić mędrca bogobojnego i uczonego w Torze. Niech wywodzi się z rodu sprawiedliwych, prawych i bogobojnych. [...] I oby ten człowiek, którego dasz mi za towarzysza, był dobry i miły [...].
Oby nie było w nim żadnej skazy i defektu, niech nie będzie awanturnikiem i gderą, ale niech będzie pokorny i skromny, zdrowy i silny. Powstrzymaj okrucieństwo, szkody, złe myśli i intrygi, by nie zaszkodziły przeznaczonemu mi. [...]"

Von piotr um 22:49h| 2 Kommentare |Skomentuj ->comment

 

czwartek, 26. lutego 2009
Popielec
Załapałem się na wyjazd zorganizowany przez Gregora. Gregora nazywają Gregor aus der Wüste. Zna każde wadi i każdy szlak w Izraelu. Miłość do pustyni wyprowadziła go z miasta również dziś wieczorem.
Msza Środy popielcowej rozpoczęła się od spalenia palmowych gałązek. Rozdane uprzednio miały symbolizować to, co chcielibyśmy spalić, co przynosimy Bogu, żeby Jemu samemu to zostawić. co potrzebuje oczyszczenia w Ogniu.
Ciemno, na horyzoncie widać światła Jerycho. Wiejący początkowo wiatr cichnie w okolicach kazania. Świece, pochodnie i niebo wyglądające, jakby wszystkie gwiazdy zjechały się, by zobaczyć z góry dziwną grupę modlących się ludzi.
"Bedenke, Mensch, daß du Staub bist und zum Staub zurückkehren wirst" - posypujemy głowy popiołem ze spalonych liści palmowych.
Na zakończenie kawałek chleba z oliwą i zatarem, chwila ciszy ze wzrokiem ukrytym w ciemności pustyni i wracamy do domu...
Nie chcę pisać o symbolach, gestach, znaczeniach, o poście, jałmużnie, modlitwie - o tym wszystkim dzisiaj na kazaniach było. A jak nie było, to będzie w niedzielę.
Chcę tylko podzielić się momentem zachwytu nad pięknem nocnej liturgii na skraju pustyni...

Von piotr um 08:45h| 0 Kommentare |Skomentuj ->comment

 

poniedzia?ek, 23. lutego 2009
Buttati!
Dzisiaj o przekraczaniu granic.
Trzeba je mieć, ale czasem wypada zobaczyć, czy nie ograniczają bardziej niż chronią. Można oddzielić się od wszystkiego w bezpiecznym, ciepłym świecie, ale można też gnić wewnątrz muru uprzedzeń, przyzwyczajeń, uporu.
Warto czasami zaryzykować - widok z drugiej strony jest spektakularny.
Nikt nie zgadnie, o czym mówię. W każdym przypadku o czymś innym - zależy, kto czyta...

Von piotr um 23:12h| 2 Kommentare |Skomentuj ->comment

 

sobota, 21. lutego 2009
Wieczory, jak dzisiejszy mają jednak pewien urok.
Z jednej strony deszcz, a raczej kilkunastogodzinna ulewa z przerwami na gradobicie, grzmotami i wiatrem pokrzyżował skutecznie jutrzejsze plany wędrówek.
Z drugiej strony, tenże wspomniany wyżej deszcz sprawił, że nawet mowy nie było o jakimś "skrzyknięciu się" na wieczór. Szabat się skończył, bary, puby i kawiarnie wypełniają się studentami, ale zimno skutecznie wybija z głowy wszelkie pomysły wyjścia z domu.
Zostaje nauka, ale ileż można się uczyć.
No to może film?
Nie, no, znowu jakieś bzdety.
Więc można poczytać książkę, poodpisywać na maile, poukładać w stosy przedmioty na biurku, posłuchać radia...
Mogę też zrobić to, co potrafię najlepiej.
"Będę robić nic. Nic będę robić. A robić nic, to znaczy nic nie robić."
PS. Zdobyłem ostatnio wicemistrzostwo w "robieniu nic". I to na zagranicznym turnieju - w Republice Czeskiej...

Von piotr um 22:13h| 3 Kommentare |Skomentuj ->comment

 

pi?tek, 20. lutego 2009
Jest taki pogląd, że zakonnicy to twardziele, którzy umieją zrobić kiełbasę z dzika, rozpalić ognisko na pustyni, naprawić skrzynię biegów Jeepa, czy prowadzić kombajn.
A diecezjalni?
Ksiądz i niewiasta - z jednego ciasta...

Otóz chciałem stanowczo zaporotestować.
Umiem otworzyć piwo nożem...

Von piotr um 23:21h| 1 Kommentar |Skomentuj ->comment

 

czwartek, 19. lutego 2009
Jeszcze raz Makhtesh Ramon
Proszę poklikać TUTAJ. Padre Eugenio (admin strony) ucieszy się z liczby gości, a i klka zdjęć z grudniowego wypadu do krateru można zobaczyć. O artykule ze szczegółami opisującym tenże wypad nie wspominając...

Von piotr um 11:52h| 2 Kommentare |Skomentuj ->comment

 

wtorek, 17. lutego 2009
"Jeśli dzienna porcja żywieniowa robotnika wynosi 10/11 gu-bara jęczmienia, to ile gu-barów potrzeba dla 260000 robotników"? Najstarsze, znalezione zadanie matematyczne (z Ebla) przypomniało mi się przy okazji dzisiejszych, pełnych liczb czytań .
Patrzenie na świat matematycznie pomaga zobaczyć jego piękno, ale nie wystarczy, żeby widzieć wszystko.
Niektóre momenty Historii Zbawienia wymykają się matematyce.
Bóg obecny w kawałku chleba i łyku wina jest całkowicie niepoliczalny.
A jednak wiara nie jest ani wrogiem, ani przeciwieństwem nauki.
Potrzeba dwóch skrzydeł, żeby latać...

Von piotr um 22:28h| 0 Kommentare |Skomentuj ->comment

 

wtorek, 17. lutego 2009
O Mieczysławie Sędzimirze też myślano, że zaginął w nurtach Coroico (kto chce, sprawdzi).
Tak i do mnie kilka zaniepokojonych maili przyszło. Ucieszyłem się - ktoś się matrwi, dlaczego nie mam czasu. Skoro o słodkich, pachnących zupą czosnkową, tatarem, żeberkami w miodzie, pieczenią z dzika i Urquellem wakacjach w Czeskiej Republice już zapomniałem, to jakim cudem wpisu nie ma?
Jakiś wyjałowiony jestem.
Ferii w Czechach po prostu opisać się nie da, więc nawet nie będę próbować.
Wspomnę tylko jedno piękne słowo "Veget".
A piosenką tego wyjazdu (obok katowanej w aucie "Austerii" J. Steczkowskiej) zostaje dla mnie "Będę robić nic".

P.S. Anna Netrebko (po krótkiej nieobecności) wraca na mój prywatny, żeński tron - dzięki za DVD.

Von piotr um 00:33h| 4 Kommentare |Skomentuj ->comment