... newer stories
poniedzia?ek, 27. lipca 2009
Już jutro o 6.01: Feltre - Padova - Milano - Monza
piotr, 03:29h
No i tak, jak przypuszczałem, ciężko się wyjeżdża. Niby czekałem na ten dzień, ale w tym roku lipiec okazał się wyjątkowo udanym miesiącem. Pewnie, że tęsknię za Jerozolimą, jednak kawałek serca znowu zostawiam w Dolomitach. I znowu biorę do swojego plecaczka kamień, którym są wszyscy spotkani tutaj ludzie. Dio vi benedica. Se vi scappa qualche Ave Maria per la Pace in Terra Santa - meno male. Se vedon...
sobota, 25. lipca 2009
Teraz się cieszę, za chwilę będzie mi tego brakować...
piotr, 17:24h
"Grest 2009 przeszedł do historii" - Dziadek co roku tak to podsumowuje. Prawdą jest, że Grest 2009 jest już tylko historią. Patronat posprzątany, sala kinowo-widowiskowa też, żadnych rowerów na placu, cisza - fantastycznie.
Ostatni wieczór był jak zwykle wielkim, spontanicznym spektaklem. Sala polivalente wypełniona po brzegi - z przodu dzieciaki, nieco dalej rodzice, dziadkowie, ciocie, etc. Wśród błyskających niczym na otwarciu Olimiady w Pekinie fleszy na scenie prezentowały się poszczególne grupy. Nie było to "America's Got Talent", ale i tak sympatycznie: jakiś taniec, piosenka, libro parlato, krótki filmik, itd. Maluchy - rozbrajające, starsi - stremowani, ja - biegający pomiędzy konsolą oświetlenia, włącznikiem opuszczania (i podnoszenia) kurtyny, mikrofonami i dekoracjami.
Grupa, której najbardziej pomagałem podczas przygotowań, odgrywała krótki spektakl - przygody, magia, przyjaźń, dobro zwycięża - takie tam...
Dwoiłem się i troiłem za kulisami, żeby wszystko się udało.
Jak to w takich sytuacjach bywa - mnóstwo stresu przeplatanego ze śmiechem.
Najpierw nie mogłem otworzyć od środka "magicznego lustra", po chwili lustro z całą konstrukcją na kółkach zaczęło lekko przesuwać się w dół sceny. Smok zapomniał tekstu, stał bezradnie na środku machając "po włosku" rękami. Chcąc mu podpowiedzieć wychyliłem się nieznacznie zza bocznej kurtyny - na tyle jednak, żeby moja głowa została zauważona przez większą część publiczności, co wywołało oczywistą salę śmiechu. Na koniec, księżniczka okazała się zbyt niska - miała wyglądać zza kartonowej wieży. Nie pomogło krzesło, więc zdecydowałem się podnieść ją jak najwyżej. Dzięki Bogu nie runęliśmy razem z wieżą na scenę, ale brakowało niewiele, bo suknie, treny i welony skutecznie mi przeszkadzały w utrzymywaniu się w pionie. W pewnym momencie księżniczkowe wołanie o pomoc nie było już tylko częścią sztuki, ale rzeczywistym krzykiem rozpaczliwie łapiącej równowagę małej aktorki.
Jednym słowem - kupa radochy.
Potem jeszcze mały poczęstunek, zamykamy wszystko, żegnamy dzieciaki i rodziców i... nikomu się nie chce iść do domu. Rozsiedliśmy się na schodach i bez względu na późną porę zaczęło się śpiewanie. Po trzech kawałkach zjawił się samochód carrabinierów. Zobaczyli jednak chyba postać w koloratce, gwarantującą, że wszystko jest w porządku i robiąc rundkę po placu, zawrócili.
Odjeżdżającym towarzyszył zupełnie niepotrzebny wybuch śmiechu i refrenik naszej tegorocznej piosenki "Shalom - Pace a Te".
Tuż przed północą z nieba zaczęły lać się strumienie wody, a to zawsze skuteczna metoda "rozgonienia" towarzystwa.
A Dio piacendo, ci vediamo in prossimo anno.
Ostatni wieczór był jak zwykle wielkim, spontanicznym spektaklem. Sala polivalente wypełniona po brzegi - z przodu dzieciaki, nieco dalej rodzice, dziadkowie, ciocie, etc. Wśród błyskających niczym na otwarciu Olimiady w Pekinie fleszy na scenie prezentowały się poszczególne grupy. Nie było to "America's Got Talent", ale i tak sympatycznie: jakiś taniec, piosenka, libro parlato, krótki filmik, itd. Maluchy - rozbrajające, starsi - stremowani, ja - biegający pomiędzy konsolą oświetlenia, włącznikiem opuszczania (i podnoszenia) kurtyny, mikrofonami i dekoracjami.
Grupa, której najbardziej pomagałem podczas przygotowań, odgrywała krótki spektakl - przygody, magia, przyjaźń, dobro zwycięża - takie tam...
Dwoiłem się i troiłem za kulisami, żeby wszystko się udało.
Jak to w takich sytuacjach bywa - mnóstwo stresu przeplatanego ze śmiechem.
Najpierw nie mogłem otworzyć od środka "magicznego lustra", po chwili lustro z całą konstrukcją na kółkach zaczęło lekko przesuwać się w dół sceny. Smok zapomniał tekstu, stał bezradnie na środku machając "po włosku" rękami. Chcąc mu podpowiedzieć wychyliłem się nieznacznie zza bocznej kurtyny - na tyle jednak, żeby moja głowa została zauważona przez większą część publiczności, co wywołało oczywistą salę śmiechu. Na koniec, księżniczka okazała się zbyt niska - miała wyglądać zza kartonowej wieży. Nie pomogło krzesło, więc zdecydowałem się podnieść ją jak najwyżej. Dzięki Bogu nie runęliśmy razem z wieżą na scenę, ale brakowało niewiele, bo suknie, treny i welony skutecznie mi przeszkadzały w utrzymywaniu się w pionie. W pewnym momencie księżniczkowe wołanie o pomoc nie było już tylko częścią sztuki, ale rzeczywistym krzykiem rozpaczliwie łapiącej równowagę małej aktorki.
Jednym słowem - kupa radochy.
Potem jeszcze mały poczęstunek, zamykamy wszystko, żegnamy dzieciaki i rodziców i... nikomu się nie chce iść do domu. Rozsiedliśmy się na schodach i bez względu na późną porę zaczęło się śpiewanie. Po trzech kawałkach zjawił się samochód carrabinierów. Zobaczyli jednak chyba postać w koloratce, gwarantującą, że wszystko jest w porządku i robiąc rundkę po placu, zawrócili.
Odjeżdżającym towarzyszył zupełnie niepotrzebny wybuch śmiechu i refrenik naszej tegorocznej piosenki "Shalom - Pace a Te".
Tuż przed północą z nieba zaczęły lać się strumienie wody, a to zawsze skuteczna metoda "rozgonienia" towarzystwa.
A Dio piacendo, ci vediamo in prossimo anno.
?roda, 22. lipca 2009
Dziecięca logika.
piotr, 13:45h
"Dzień Sportu" mamy.
- Cecilia, nie chcesz pobiec w "maratonie"?
- Nie.
- Ale to tylko trzy i pół okrążenia.
- Nie chcę.
- Dawaj, Cecilia. Dasz radę. Będzie fajnie.
- Nie pobiegnę, bo jak biegam, to potem zawsze muszę się napić.
- Nie ma problemu. Mamy zimną wodę.
- Ale mi się nie chce pić.
O żesz ty...
- Cecilia, nie chcesz pobiec w "maratonie"?
- Nie.
- Ale to tylko trzy i pół okrążenia.
- Nie chcę.
- Dawaj, Cecilia. Dasz radę. Będzie fajnie.
- Nie pobiegnę, bo jak biegam, to potem zawsze muszę się napić.
- Nie ma problemu. Mamy zimną wodę.
- Ale mi się nie chce pić.
O żesz ty...
wtorek, 21. lipca 2009
piotr, 16:36h
Zjadłem właśnie pyszne pranzo, którego daniem głównym były le lumache, zwane tu w dialekcie gli scios. Ślimaki zebrane w górach, fantastycznie przyrządzone z cebulką i marcheweczką oraz zestawem przypraw - do tego zapiekany kalafior i białe vino di casa - palce lizać.
Są ludzie, którzy z przyczyn osobistych nie wyobrażają sobie nawet wzięcia do ust ślimaka. Ja jednak, gdy pomyślę o krewetkach, krabach, ostrygach, małżach, kalamari i innych frutti di mare, to bezwiednie przełykam ślinę. Przecież mięczaki są miękkie i smaczne, stawonogi mają wewnątrz fantastyczne mięsko, mieszkańcy muszli są świetni na przystawkę i do dania głównego.
Przygotowanie winniczków nie jest łatwe - trzeba je wypościć, oczyścić, ugotować, odkroić część niejadalną, przyprawić, zapiec lub zasmażyć - w całości, w muszlach lub posiekane - sporo wysiłku.
Ale efekt - wart trudu.
Smacznego.
A dla rozweselenia a może i inspiracji filmik:
Są ludzie, którzy z przyczyn osobistych nie wyobrażają sobie nawet wzięcia do ust ślimaka. Ja jednak, gdy pomyślę o krewetkach, krabach, ostrygach, małżach, kalamari i innych frutti di mare, to bezwiednie przełykam ślinę. Przecież mięczaki są miękkie i smaczne, stawonogi mają wewnątrz fantastyczne mięsko, mieszkańcy muszli są świetni na przystawkę i do dania głównego.
Przygotowanie winniczków nie jest łatwe - trzeba je wypościć, oczyścić, ugotować, odkroić część niejadalną, przyprawić, zapiec lub zasmażyć - w całości, w muszlach lub posiekane - sporo wysiłku.
Ale efekt - wart trudu.
Smacznego.
A dla rozweselenia a może i inspiracji filmik:
sobota, 18. lipca 2009
Łk 10, 19
piotr, 02:26h
Szykujemy się dziś rano z Dziadkiem do Mszy. On zakłada zielony ornat (Who's St. Alessio?), ja stułę w tym samym (rzecz jasna) kolorze.
Już mamy wychodzić, kiedy dostrzegam coś na ornacie Dziadka. Okazuje się, że zieleń przyciągnęła uwagę całkiem wrednego skorpiona (z rodzaju tych jasnych, prawie przezroczystych). Zachowując spokój, pstryknąłem go lekko zrzucając na posadzkę. Kiedy, nie tak wcale szybko, próbował biec (pełzać?) w kierunku "pod szafę", zastanawiałem się, czy nie mamy jakiegoś szklanego naczynia, żeby go nakryć i po Mszy dokładnie obejrzeć - to w końcu jakaś egzotyka dla mnie mieszkańca "zimnej północy". Niestety dziadkowy sandał okazał się szybszy zarówno od biegnącego stawonoga, jak i od moich myśli.
"Więcej już nic nie mam na ornacie?" spytał Dziadek trąc butem o podłogę, a ja rzutem oka sprawdziłem jego strój, po czym odruchowo strzepnąłem również swoją stułę...
Pomyślałem, że w sumie skorpiony nie należą do moich ulubionych zwierząt.
I że od jutra będziemy pewnie ostrożniej grzebać rękami w szafie na szaty liturgiczne...
Już mamy wychodzić, kiedy dostrzegam coś na ornacie Dziadka. Okazuje się, że zieleń przyciągnęła uwagę całkiem wrednego skorpiona (z rodzaju tych jasnych, prawie przezroczystych). Zachowując spokój, pstryknąłem go lekko zrzucając na posadzkę. Kiedy, nie tak wcale szybko, próbował biec (pełzać?) w kierunku "pod szafę", zastanawiałem się, czy nie mamy jakiegoś szklanego naczynia, żeby go nakryć i po Mszy dokładnie obejrzeć - to w końcu jakaś egzotyka dla mnie mieszkańca "zimnej północy". Niestety dziadkowy sandał okazał się szybszy zarówno od biegnącego stawonoga, jak i od moich myśli.
"Więcej już nic nie mam na ornacie?" spytał Dziadek trąc butem o podłogę, a ja rzutem oka sprawdziłem jego strój, po czym odruchowo strzepnąłem również swoją stułę...
Pomyślałem, że w sumie skorpiony nie należą do moich ulubionych zwierząt.
I że od jutra będziemy pewnie ostrożniej grzebać rękami w szafie na szaty liturgiczne...
pi?tek, 17. lipca 2009
piotr, 02:45h
Po dniu spędzonym w Gardaland poduszka jest jakoś wyjątkowo miękka...
P.S. Oczywiście, Blue Tornado rządzi.
P.S. Oczywiście, Blue Tornado rządzi.
?roda, 15. lipca 2009
piotr, 04:12h
Piosenka na dobranoc z cyklu "Nie najnowsze, ale jare":
wtorek, 14. lipca 2009
Gadżet sezonu.
piotr, 03:14h
A dzisiaj znalazłem coś, co mnie pozytywnie nakręciło:
i.saw, czyli piła łańcuchowa zasilana przez USB.
To nie jest zwykła zabawka - to piła, którą można pociąć meble!
Za jedyne 59.95 USD(plus koszta wysyłki) można zrobić fantastyczny prezent komuś, kto pracuje w nudnym biurze.
Albo w bibliotece, recepcji, aptece, muzeum drewnianych figur i każdym innym miejscu, które potrzebuje nieco urozmaicenia.
Polecam obejrzenie filmu instruktażowego.
I do dzieła...
Małe destruction-party w przerwie na lunch? Teksańska masakra w sekretariacie? Dziekanat-Gore? Konkurs: ile nóg od krzeseł przetniesz w ciągu 3 min? Żniwa korytarzowych palemek? Jig-Saw w biurze szefa? Nowe, okrągłe okienko w drzwiach od toalety? Zabawa w "ile widzisz palców"? Powiedz "Nie!" drewnianym osłonom na grzejniki?
Pomysłów na wykorzystanie i.saw może być sporo.
Gdyby ktoś się zdecydował, proszę o opowieść, jak poszło.
i.saw, czyli piła łańcuchowa zasilana przez USB.
To nie jest zwykła zabawka - to piła, którą można pociąć meble!
Za jedyne 59.95 USD(plus koszta wysyłki) można zrobić fantastyczny prezent komuś, kto pracuje w nudnym biurze.
Albo w bibliotece, recepcji, aptece, muzeum drewnianych figur i każdym innym miejscu, które potrzebuje nieco urozmaicenia.
Polecam obejrzenie filmu instruktażowego.
I do dzieła...
Małe destruction-party w przerwie na lunch? Teksańska masakra w sekretariacie? Dziekanat-Gore? Konkurs: ile nóg od krzeseł przetniesz w ciągu 3 min? Żniwa korytarzowych palemek? Jig-Saw w biurze szefa? Nowe, okrągłe okienko w drzwiach od toalety? Zabawa w "ile widzisz palców"? Powiedz "Nie!" drewnianym osłonom na grzejniki?
Pomysłów na wykorzystanie i.saw może być sporo.
Gdyby ktoś się zdecydował, proszę o opowieść, jak poszło.
poniedzia?ek, 13. lipca 2009
Caritas in Veritate
piotr, 04:17h
Przeglądam najnowszą encyklikę.
Dobrze, że nie studiuję KNS-u.
Wyszukuję sobie cytaty typu:
"Nie ma inteligencji, a potem miłości: istnieje miłość ubogacona inteligencją oraz inteligencja pełna miłości."
"Gdyby człowiek był tylko owocem przypadku lub konieczności, albo gdyby musiał ograniczyć swoje aspiracje do wąskiego horyzontu sytuacji, w których żyje, gdyby wszystko było tylko historią i kulturą, a człowiek nie miał natury przeznaczonej do przekraczania samej siebie w życiu nadprzyrodzonym, można by mówić o wzroście lub ewolucji, ale nie o rozwoju."
"Wspólnota ludzi może być ustanowiona przez nas samych, ale nigdy o własnych siłach nie stanie się wspólnotą w pełni braterską, ani nie przekroczy wszelkich granic, aby stać się wspólnotą naprawdę uniwersalną (...)"
"Jeśli wczoraj można było utrzymywać, że najpierw należy się starać o sprawiedliwość i że bezinteresowność wkroczy później jako uzupełnienie, dzisiaj trzeba powiedzieć, że bez bezinteresowności nie można realizować również sprawiedliwości."
"Natura jest wyrazem planu miłości i prawdy. Ona nas poprzedza i została nam darowana przez Boga jako środowisko życia. Mówi nam o Stwórcy i o Jego miłości względem ludzkości."
"Prawdy i ukazywanej przez nią miłości nie można produkować; można je tylko przyjąć."
"Wykluczenie religii ze sfery publicznej, podobnie jak fundamentalizm religijny z drugiej strony, przeszkadzają w spotkaniu osób oraz w ich współpracy dla rozwoju ludzkości."
itd.
Niby nie moja działka, ale w sumie zachęcam do przeglądnięcia, rzucenia okiem, wynotowania kilku myśli.
Na przykład takich:
"Oby (...) wszyscy ludzie mogli się nauczyć modlić do Ojca i prosić Go słowami, których sam Jezus nas nauczył, by umieli święcić Go żyjąc zgodnie z Jego wolą, by następnie mieli potrzebny chleb codzienny, wyrozumiałość i wspaniałomyślność wobec winowajców, nie byli zbytnio poddanymi pokusom i byli uwolnieni od zła".
Amen.
Dobrze, że nie studiuję KNS-u.
Wyszukuję sobie cytaty typu:
"Nie ma inteligencji, a potem miłości: istnieje miłość ubogacona inteligencją oraz inteligencja pełna miłości."
"Gdyby człowiek był tylko owocem przypadku lub konieczności, albo gdyby musiał ograniczyć swoje aspiracje do wąskiego horyzontu sytuacji, w których żyje, gdyby wszystko było tylko historią i kulturą, a człowiek nie miał natury przeznaczonej do przekraczania samej siebie w życiu nadprzyrodzonym, można by mówić o wzroście lub ewolucji, ale nie o rozwoju."
"Wspólnota ludzi może być ustanowiona przez nas samych, ale nigdy o własnych siłach nie stanie się wspólnotą w pełni braterską, ani nie przekroczy wszelkich granic, aby stać się wspólnotą naprawdę uniwersalną (...)"
"Jeśli wczoraj można było utrzymywać, że najpierw należy się starać o sprawiedliwość i że bezinteresowność wkroczy później jako uzupełnienie, dzisiaj trzeba powiedzieć, że bez bezinteresowności nie można realizować również sprawiedliwości."
"Natura jest wyrazem planu miłości i prawdy. Ona nas poprzedza i została nam darowana przez Boga jako środowisko życia. Mówi nam o Stwórcy i o Jego miłości względem ludzkości."
"Prawdy i ukazywanej przez nią miłości nie można produkować; można je tylko przyjąć."
"Wykluczenie religii ze sfery publicznej, podobnie jak fundamentalizm religijny z drugiej strony, przeszkadzają w spotkaniu osób oraz w ich współpracy dla rozwoju ludzkości."
itd.
Niby nie moja działka, ale w sumie zachęcam do przeglądnięcia, rzucenia okiem, wynotowania kilku myśli.
Na przykład takich:
"Oby (...) wszyscy ludzie mogli się nauczyć modlić do Ojca i prosić Go słowami, których sam Jezus nas nauczył, by umieli święcić Go żyjąc zgodnie z Jego wolą, by następnie mieli potrzebny chleb codzienny, wyrozumiałość i wspaniałomyślność wobec winowajców, nie byli zbytnio poddanymi pokusom i byli uwolnieni od zła".
Amen.
niedziela, 12. lipca 2009
Urok małych miasteczek
piotr, 02:25h
Wszedłem dzisiaj na tę górę. Było pięknie i w ogóle, ale nie o tym chciałem.
Otóż wracając z przystanku linii Dolomiti Bus, musiałem przejść obok sklepu S. Zaszedłem, przywitałem się, grzecznie odpowiedziałem na pytanie: "skąd wracam", pogadałem chwilę, umówiłem się na kawę w przyszłym tygodniu i poszedłem dalej.
W kolejnym mijanym przeze mnie sklepie był burmistrz. Wszedłem, przywitałem się, wysłuchałem komplementów (?) sprzedawczyni na temat swojego wzrostu i (widocznego głównie przy ołtarzu) zasięgu ramion, odpowiedziałem grzecznie na pytanie burmistrza: "gdzież to byłem", pogadałem chwilę, pożegnałem się i wyszedłem.
Mijając bar M., uprzejmie zaglądnąłem, pozwoliłem się rozpoznać ("Co za sportowiec? Zawsze jesteś w księżowskim ubraniu"), pozdrowiłem, wyjaśniłem, przyczynę mojego nieformalnego stroju, podając nazwę miejsca, z którego właśnie przybywam, pogadałem chwilę, po czym życząc miłej niedzieli, wyszedłem.
Dwie godziny później, po Mszy, ktoś zapytał mnie: "Jak udała się wycieczka na Monte Tudaio?"
Kocham moje małe miasteczko.
Tu wszystko jest dokładnie takie, jak w "Przystanku Alaska".
Otóż wracając z przystanku linii Dolomiti Bus, musiałem przejść obok sklepu S. Zaszedłem, przywitałem się, grzecznie odpowiedziałem na pytanie: "skąd wracam", pogadałem chwilę, umówiłem się na kawę w przyszłym tygodniu i poszedłem dalej.
W kolejnym mijanym przeze mnie sklepie był burmistrz. Wszedłem, przywitałem się, wysłuchałem komplementów (?) sprzedawczyni na temat swojego wzrostu i (widocznego głównie przy ołtarzu) zasięgu ramion, odpowiedziałem grzecznie na pytanie burmistrza: "gdzież to byłem", pogadałem chwilę, pożegnałem się i wyszedłem.
Mijając bar M., uprzejmie zaglądnąłem, pozwoliłem się rozpoznać ("Co za sportowiec? Zawsze jesteś w księżowskim ubraniu"), pozdrowiłem, wyjaśniłem, przyczynę mojego nieformalnego stroju, podając nazwę miejsca, z którego właśnie przybywam, pogadałem chwilę, po czym życząc miłej niedzieli, wyszedłem.
Dwie godziny później, po Mszy, ktoś zapytał mnie: "Jak udała się wycieczka na Monte Tudaio?"
Kocham moje małe miasteczko.
Tu wszystko jest dokładnie takie, jak w "Przystanku Alaska".
sobota, 11. lipca 2009
Z cyklu "Życiowe sukcesy".
piotr, 03:38h
Nauczyłem dzisiaj 5-latka grać w domino.
Łatwo nie było...
Łatwo nie było...
pi?tek, 10. lipca 2009
Spragniony komplementów...
piotr, 03:33h
Wiem, że nawet jeśli to prawda, to niewielka w tym moja zasługa, ale takie teksty mile łechtają moją kapłańską próżność:
"W ciągu czterech minut więcej ojciec dla mnie zrobił niż wszyscy księża, których w życiu spotkałam".
Najlepsze, że gdy teraz o tym myślę, to nie bardzo pamiętam, co tej pani powiedziałem.
Ot, udało mi się chyba w coś trafić, zupełnie jak przysłowiowej kurze...
"W ciągu czterech minut więcej ojciec dla mnie zrobił niż wszyscy księża, których w życiu spotkałam".
Najlepsze, że gdy teraz o tym myślę, to nie bardzo pamiętam, co tej pani powiedziałem.
Ot, udało mi się chyba w coś trafić, zupełnie jak przysłowiowej kurze...
czwartek, 9. lipca 2009
GREST 2009
piotr, 02:55h
Małych karaluchów jest ponad setka.
Na pytania typu: jak sobie radzisz, odpowiadam: jak gliniarz w przedszkolu.
Na pytania typu: jak sobie radzisz, odpowiadam: jak gliniarz w przedszkolu.
?roda, 8. lipca 2009
piotr, 12:49h
Ok. Mam net w pokoju.
Trochę to trwało, ale jesteśmy w końcu w Dolomitach...
Już prawie zapomniałem, jak piękne są to góry.
I jak fantastycznie smakują tutejsze sery.
O kulinariach nieco później, bo mamy sezon na ślimaki, a na razie biorę rower i zmykam nad potok, bo po wczorajszej potężnej burzy nocnej mamy dziś czyste niebo i takie słońce, jak mało gdzie na świecie.
Trochę to trwało, ale jesteśmy w końcu w Dolomitach...
Już prawie zapomniałem, jak piękne są to góry.
I jak fantastycznie smakują tutejsze sery.
O kulinariach nieco później, bo mamy sezon na ślimaki, a na razie biorę rower i zmykam nad potok, bo po wczorajszej potężnej burzy nocnej mamy dziś czyste niebo i takie słońce, jak mało gdzie na świecie.
... older stories