Biję kolejne rekordy.
Dzisiaj zaliczyłem DWA filipińskie przyjęcia jednego dnia.
Pierwsze było z okazji postawienia w ogródku kamiennych tablic z 10 Przykazaniami.
Piękny, duży dom, mnóstwo gości i oczywiście filipińskie jedzenie.
Kiri-kiri czy jak się to zwie, już rozpoznaję.
Były też rolki z mięsem w pikantno-słodkim sosie i koreańska zupa lekko zmodyfikowana w fiflipińskim stylu (shubi-shubi, czy coś podobnego).
Wieczorkiem podskoczyliśmy z Warlito do sąsiedniej parafii, gdzie nawet pani burmistrz jest Filipino.
Oglądaliśmy sobie retransmisję z otwarcia Olimpiady przygotowując z ekipą parafialną (diakon z żoną i córką, sekretarka, pan, pani i chłopak, który nas podrzucił) jakieś dwa tysiące kopert (naklej label z adresem, włóż dwa listy i kopertę zwrotną i zaklej) do wysłania.
Miła, rodzinna i Filipińska atmosfera. Dobrze, że nie było już jedzenia.
Na szczęście mój jutrzejszy pogrzeb Filipińczyka został przełożony na za tydzień, bo przecież jestem w San Francisco, nie w jakiejś Manili.
Znowu się kładę grubo po północy... Wrrrr...
So, 9. sie. 2008, 12:37, von piotr | |Skomentuj czyli comment

 
slaweg, So, 9. sie. 2008, 22:09
Jak wytrawny lew salonowy ;)

Kiri-kiri nie znam, ale ostatnio poznałem coś co Francuzi nazywają kir... całkiem, całkiem.

Pogrzeb przełożony na za tydzień? To tak można?

Link

 
Może mają jakiś filipiński środek konserwujący.

... link  

 
tomuuu, N, 10. sie. 2008, 16:08
Hehehe... Już miałem napisać księdzu "co tak długo bez notek - ostatnia z 02.07". A tu się dla mnie pracowity tydzień zrobił - wchodzę, i 3 nowe notki :)

Zatem nie muszę napisać tego, co chciałem. Fajni Ci Filipino muszą być :)

Link