piotr, 10:21h
Właśnie dzwonił Michel.
Jose i Joey są u niego w Baltimore.
Czy ktoś jeszcze pamięta ten Dream Team?
Chyba wspominałem o nich kiedyś?
Dużo bym dał, żeby być teraz na Wschodnim Wybrzeżu...
Tymczasem u nas gala w stylu amerykańskim: hotel, kelnerzy, sponsorzy, przemowy - Ojciec William skończył 60 lat kapłaństwa. Tego typu imprezy są bardzo zwyczajne dla ludzi tutaj. Chcesz uczestniczyć? Wpłacasz odpowiednią kwotę na konto komitetu organizacyjnego i dostajesz zaproszenie. Oczywiście komitet stara się o chętnych, dlatego zaprasza do uświetnienia gali "ważne osoby". W zależności od budżetu może zaśpiewać ktoś sławny, albo miejsce może być wyjątkowo "wypasione", albo nietuzinkowe menu, albo coś innego, żeby ludziom chciało sie zapłacić za bilet i być częścią tego wieczoru.
W naszym przypadku osoba Ojca Williama przyciągnęła tłumy jego przyjaciół z rozmaitych miejsc. Grupa Włochów, Filipińczycy, grupy parafialne, neokatechumenat, jacyś Meksykanie i oczywiście Amerykano-amerykanie.
Wszystko wg utartego schematu: aperitiff w hallu, luźne rozmowy, sprawdzanie na liście numeru stolika, odbiór bileciku (wołowina, ryba, wegetariańskie), wejście na salę, mistrz ceremonii, kolejne osoby przemawiają, pan muzyk spełnia życzenia poszczególnych grup gości, kilka słów jubilata, sałatka, przystawka, danie główne, trochę tańców, tort, kawa, piosenki w różnych językach i do domu.
Wszystko w pełnej gali: panie w oszałamiających toaletach, panowie podkrawatowani, księża superuroczyści (ja w mankietach nawet).
Tak to wygląda z zewnątrz. A w środku mnóstwo formalnych wymian grzeczności, wzajemne przedstawianie siebie innym i innych innym, odpowiadanie po raz setny na klasyczne pytania ("Jak ci się podoba w Kaliforni? Zamierzasz tu zostać na stałe? W jakiej jesteś parafii? Czyż ten wieczór nie jest uroczy?").
I jeszcze te kilka perełek - naprawdę ciekawych spotkań i rozmów z naprawdę interesującymi ludźmi.
Żeby było jasne: uważam, że każdy jest interesujący, ma swoją historię i coś do przekazania. Nieważne, co robisz, gdzie mieszkasz, skąd pochodzisz - zawsze jest coś, co możesz mi przekazać.
Na formalnych spotkaniach, nawet jeśli jest miła atmosfera - nieunikniona jest pewna powierzchowność - za dużo ludzi.
Trzeba po prostu wyłuskać tych kilka osób, które spotkane nawet przez mgnienie oka sprawią, że każdy wieczór może stać się wyjątkowy.
Ja miałem dziś to szczęście...
Myślę, że chłopaki w Baltimore też...
Jose i Joey są u niego w Baltimore.
Czy ktoś jeszcze pamięta ten Dream Team?
Chyba wspominałem o nich kiedyś?
Dużo bym dał, żeby być teraz na Wschodnim Wybrzeżu...
Tymczasem u nas gala w stylu amerykańskim: hotel, kelnerzy, sponsorzy, przemowy - Ojciec William skończył 60 lat kapłaństwa. Tego typu imprezy są bardzo zwyczajne dla ludzi tutaj. Chcesz uczestniczyć? Wpłacasz odpowiednią kwotę na konto komitetu organizacyjnego i dostajesz zaproszenie. Oczywiście komitet stara się o chętnych, dlatego zaprasza do uświetnienia gali "ważne osoby". W zależności od budżetu może zaśpiewać ktoś sławny, albo miejsce może być wyjątkowo "wypasione", albo nietuzinkowe menu, albo coś innego, żeby ludziom chciało sie zapłacić za bilet i być częścią tego wieczoru.
W naszym przypadku osoba Ojca Williama przyciągnęła tłumy jego przyjaciół z rozmaitych miejsc. Grupa Włochów, Filipińczycy, grupy parafialne, neokatechumenat, jacyś Meksykanie i oczywiście Amerykano-amerykanie.
Wszystko wg utartego schematu: aperitiff w hallu, luźne rozmowy, sprawdzanie na liście numeru stolika, odbiór bileciku (wołowina, ryba, wegetariańskie), wejście na salę, mistrz ceremonii, kolejne osoby przemawiają, pan muzyk spełnia życzenia poszczególnych grup gości, kilka słów jubilata, sałatka, przystawka, danie główne, trochę tańców, tort, kawa, piosenki w różnych językach i do domu.
Wszystko w pełnej gali: panie w oszałamiających toaletach, panowie podkrawatowani, księża superuroczyści (ja w mankietach nawet).
Tak to wygląda z zewnątrz. A w środku mnóstwo formalnych wymian grzeczności, wzajemne przedstawianie siebie innym i innych innym, odpowiadanie po raz setny na klasyczne pytania ("Jak ci się podoba w Kaliforni? Zamierzasz tu zostać na stałe? W jakiej jesteś parafii? Czyż ten wieczór nie jest uroczy?").
I jeszcze te kilka perełek - naprawdę ciekawych spotkań i rozmów z naprawdę interesującymi ludźmi.
Żeby było jasne: uważam, że każdy jest interesujący, ma swoją historię i coś do przekazania. Nieważne, co robisz, gdzie mieszkasz, skąd pochodzisz - zawsze jest coś, co możesz mi przekazać.
Na formalnych spotkaniach, nawet jeśli jest miła atmosfera - nieunikniona jest pewna powierzchowność - za dużo ludzi.
Trzeba po prostu wyłuskać tych kilka osób, które spotkane nawet przez mgnienie oka sprawią, że każdy wieczór może stać się wyjątkowy.
Ja miałem dziś to szczęście...
Myślę, że chłopaki w Baltimore też...