piotr, 02:05h
Wieczór na Watykanie...
Brzmi jak sen, ale rzeczywiście byliśmy z tradycyjną wizytą kolędową u Papieża. Siostry upiekły pączki i rogaliki, wszyscy odświętnie ubrani - w sutannach, podniosły nastrój.
Po przejściu wszystkich straży czekaliśmy w małym korytarzu. Wtedy załapaliśmy się z Arturem na rozcinanie jakichś kartonów z książkami. Trzeba było rozłożyć je na stołach - wychodząc każdy miał zabrać na pamiątkę. Dzięki temu weszliśmy na salę, gdy nikogo jeszcze nie było. Rzut oka na choinkę, znajome biurko, przy którym mam zdjęcie z ostatniej wizyty i jakieś tajemnicze pomieszczenie w rodzaju małego magazynku (wózek po książkach tam zawoziłem). Krótka rozmowa z biskupem Dziwiszem, potem ze Szwajcarem - Szefem Gwardzistów (ma nawet żonę Polkę).
Przyszedł Papa, pośpiewaliśmy kolędy, Rektor przedstawiał krótko każdego: skąd jest i coś tam od siebie dodawał typu: "dobrze zapowiadający się" lub "bardzo zdolny". O mnie nie wiem, co powiedział, bo taki byłem wzruszony, że nie bardzo słuchałem Rektora. Poprosiłem o błogosławieństwo na czas zdawania egzaminów i dostałem krzyżyk na czole. Na koniec wspólne zdjęcie i tu ciekawa rzecz, stałem bezpośrednio za fotelem Papieża, gdy nagle Ksiądz Prałat poprosił, żeby nacisnąć przycisk i podwyższyć nieco fotel. Ręka mi drżała z przejęcia, ale ustawiłem Ojca świętego na odpowiedniej wysokości. Potem wszyscy wychodzili, ja długo kręciłem się obok, chcąc przedłużyć to spotkanie. "Dobranoc", "Szczęść Boże", "To my już pójdziemy","Szczecin pozdrawia", "Wszystkiego Dobrego" - zagadywaliśmy z Arturem, przedłużając. Papa jadąc na swym fotelu odpowiadał, machał, a my, gdybyśmy mogli, poszlibyśmy za nim. Niestety zamknęliśmy tylko drzwi, w których zniknął i... zabraliśmy z choinki po ozdobnej bombce. Nie, oczywiście, nie ukradliśmy tych bombek, tylko wzięliśmy je zachęceni przez biskupa Dziwisza, który powiedział, że są ręcznie malowane (w Szczecinie zresztą) i że możemy sobie zabrać na pamiątkę po jednej.
Ja swoją dałem Siostrom zakonnym, bo z takim pożądaniem na nią patrzyły i chyba mi trochę zazdrościły (była śliczna niebiesko-złota).
Za to Arturowa wisi w moim pokoju (bo choinkę mamy u mnie).
Jak się uda, Rektor zabierze nas, żeby pomóc rozbierać choinki w apartamentach papieskich (bombki byłyby prezentem dla Instytutu).
Jako pamiątkę po tym spotkaniu dostałem też album "Das Wort Gottes von Lagiewniki" (będzie niezłym prezentem dla znajomego z Niemiec) i Watykańskie znaczki pocztowe z kopertami pierwszego dnia obiegu (cokolwiek to znaczy).
Miło było, ale czas wracać do rzeczywistości szkolnej...
I hate mondays, buuuuuu.
Brzmi jak sen, ale rzeczywiście byliśmy z tradycyjną wizytą kolędową u Papieża. Siostry upiekły pączki i rogaliki, wszyscy odświętnie ubrani - w sutannach, podniosły nastrój.
Po przejściu wszystkich straży czekaliśmy w małym korytarzu. Wtedy załapaliśmy się z Arturem na rozcinanie jakichś kartonów z książkami. Trzeba było rozłożyć je na stołach - wychodząc każdy miał zabrać na pamiątkę. Dzięki temu weszliśmy na salę, gdy nikogo jeszcze nie było. Rzut oka na choinkę, znajome biurko, przy którym mam zdjęcie z ostatniej wizyty i jakieś tajemnicze pomieszczenie w rodzaju małego magazynku (wózek po książkach tam zawoziłem). Krótka rozmowa z biskupem Dziwiszem, potem ze Szwajcarem - Szefem Gwardzistów (ma nawet żonę Polkę).
Przyszedł Papa, pośpiewaliśmy kolędy, Rektor przedstawiał krótko każdego: skąd jest i coś tam od siebie dodawał typu: "dobrze zapowiadający się" lub "bardzo zdolny". O mnie nie wiem, co powiedział, bo taki byłem wzruszony, że nie bardzo słuchałem Rektora. Poprosiłem o błogosławieństwo na czas zdawania egzaminów i dostałem krzyżyk na czole. Na koniec wspólne zdjęcie i tu ciekawa rzecz, stałem bezpośrednio za fotelem Papieża, gdy nagle Ksiądz Prałat poprosił, żeby nacisnąć przycisk i podwyższyć nieco fotel. Ręka mi drżała z przejęcia, ale ustawiłem Ojca świętego na odpowiedniej wysokości. Potem wszyscy wychodzili, ja długo kręciłem się obok, chcąc przedłużyć to spotkanie. "Dobranoc", "Szczęść Boże", "To my już pójdziemy","Szczecin pozdrawia", "Wszystkiego Dobrego" - zagadywaliśmy z Arturem, przedłużając. Papa jadąc na swym fotelu odpowiadał, machał, a my, gdybyśmy mogli, poszlibyśmy za nim. Niestety zamknęliśmy tylko drzwi, w których zniknął i... zabraliśmy z choinki po ozdobnej bombce. Nie, oczywiście, nie ukradliśmy tych bombek, tylko wzięliśmy je zachęceni przez biskupa Dziwisza, który powiedział, że są ręcznie malowane (w Szczecinie zresztą) i że możemy sobie zabrać na pamiątkę po jednej.
Ja swoją dałem Siostrom zakonnym, bo z takim pożądaniem na nią patrzyły i chyba mi trochę zazdrościły (była śliczna niebiesko-złota).
Za to Arturowa wisi w moim pokoju (bo choinkę mamy u mnie).
Jak się uda, Rektor zabierze nas, żeby pomóc rozbierać choinki w apartamentach papieskich (bombki byłyby prezentem dla Instytutu).
Jako pamiątkę po tym spotkaniu dostałem też album "Das Wort Gottes von Lagiewniki" (będzie niezłym prezentem dla znajomego z Niemiec) i Watykańskie znaczki pocztowe z kopertami pierwszego dnia obiegu (cokolwiek to znaczy).
Miło było, ale czas wracać do rzeczywistości szkolnej...
I hate mondays, buuuuuu.
gosia,
Pn, 17. sty. 2005, 15:58
:D
and I hate mondays too :)