Droga do szkoły (1)
Postanowiłem opisać swoją drogę do Szacownego Biblicum, zwanego przez nas pieszczotliwie PIB (od pierwszych liter nazwy).Muszę podzielić to na części, bo wrażeń jest wiele.
Zaczyna się od mostu na Tybrze. Sam most niczym specjalnem się nie wyróżnia. Jest piękny, kamienny, jak większość rzymskich budowli umożliwiających przekraczanie rzeki. Na środku siedzi Holender, jak nazywamy zbierającego datki gościa. Ma długą, jasną brodę, takież włosy, dość dużego, sympatycznego psa i sobie siedzi. Miejsce wybrał niezłe - wielu amerykańskich turystów idąc z jednego z licznych w tej okolicy hoteli przechodzi przez ten właśnie most. A jak już przechodzą, to niektórzy kilka drobniaków wrzucą... Holender rozpoznaje nas z daleka, pozdrawia, ostatnio nawet po polsku, bo chyba rozpoznał nasz język i ze śmiesznym akcentem mówi nam: "Dzień dobry". Gdy wracamy (3 godziny później), na miejscu Holendra siedzi już inny mężczyzna, o marokańskich rysach. Ten nie jest tak sympatyczny i do tego często kręci się koło niego Szef - Turek w garniturze z kilkoma jeszcze podobnymi kolesiami, co świadczyć może o istnieniu zorganizowanego procederu żebrania.
Holender jest pod tym względem bardziej samotnym rollingstone'm, który ma pewnie ciekawą historię życia. Ostatnio nie ma go na starym miejscu. Może chłody styczniowe go wygoniły (rano jest ok. 10 stopni)...
Mam nadzieję, że nic mu się nie stało...
Zaraz za mostem jest dość ruchliwe skrzyżowanie. Gdy stoimy na czerwonym mamy okazję otrzymać egzemplarz bezpłatnego dziennika City, który po lekcjach (albo w ich trakcie) studiujemy. Gazety rozdaje Zośka, jak nazwaliśmy miłą panią, właściwie dziewczynę, pewnie studentkę, która w uroczej, żółto-niebieskiej kamizelce podchodzi do stojących aut i pieszych i zawsze z uśmiechem proponuje darmowy egzemplarz. I znów niestety muszę napisać "ostatnio nie ma jej na starym miejscu". Od pewnego czasu Zośki po prostu nie ma. Adam stwierdził, że pewnie analiza rozdawnych egzemplarzy wykazała, że to miejsce nie jest najlepsze do rozpowszechniania City. Cóż, rynek, badania, analizy rządzą, a my przez to odcięci jesteśmy od naszej gazetki...
Dalej jest "Alejka psich kup", ale o niej i o Tybrze innym razem...
Pn, 24. sty. 2005, 23:59, von piotr | |Skomentuj czyli comment

 
anonim, Wt, 25. sty. 2005, 01:10
Gdyby tak TUTAJ były takie przymrozy to by żebracy mieli zycie jak w Madrycie:)Milusio by im było i nie musieli by się zmagać z przeciwnościami naturay i utrudnieniami,ale taki jest już urok tej naszej POLSKi że
nie ma co porównywac ich zycia..tam jest im łatwiej,nie jedenżebrak polski by się chętnie z takowym zamienił...
naprawd emamy cztery pory roku Vivaldiego...
Gazetka-współczuje...Pozdr.

Link

 
turcja, Wt, 25. sty. 2005, 13:21
...
na mojej drodze na uczelnię spotykałam dwóch grajków ( akordeon i gitara). Nie wiem czy jeszcze tam w tym podziemnym przejściu grają, bo to ja zmieniłam troszkę drogę.
Lubiłam słuchać przechodząc.

Link

 
do turcji
ja codziennie mijałam akordeoniste i gitarzyste w przejsciu tyle,że w przejsciu w gdyni i to przy prokomie.pozdrawiam-dominka

... link  

 
dominika, Wt, 25. sty. 2005, 22:58
takie tam..
szybko uzupełnie pewne rzeczy odnosnie twoichwpisów.z " hydrozagdaki"; "zdejm ten kapelusz", " nie , nie zdejmę"-i cały ten dialog jest rewelacyjne jak z dziewczyn do wzięcia:)
a propos kolędowania tow krakowie byłam na rewelacyjnym _ śpiewano pstorałki przede wszystkim , ale takie o których pierwszy raz słyszałam o ludzie ci wykonywaki je na głosy, nie mówiąc o ty,że niektóre były po ukraińsku:)
i ostatnia rzecz: posłuchaj sobie (znajdż na necie): chrisa botti i lizz wright-poolecam i oczywiscie koniecznie musisz posłuchać freda hammonda!!! jak nie masz to dwie z tych propozycji ci prześlę:)

Link