sobota, 17. wrze?nia 2005
"Trójki" można słuchać nawet w Dolomitach...

Nie do końca mam "takie leniwe wakacje", jak ktoś mi napisał.
Po pierwsze: uczę się.
Po drugie: zastępuję proboszcza.
Na przykład codziennie o 6.30 idę rozdać Komunię do Domu Spokojnej Starości, który mógłby być tematem oddzielnego postu.
Proboszcz ma parafialny Dom Starców.
Zatrudnia 63 osoby (w tym małym miasteczku to raczej najwiekszy pracodawca), jest odbiorcą wielu towarów i usług od lokalnych przedsiębiorców (co napędza koniunkturę ekonomiczną), ale przede wszystkim uczynił poszukiwane przez wielu ludzi z okolicy miejsce godnego spędzania ostatnich lat życia.
I godnego umierania - w jedności ze światem i Bogiem.
Dzisiaj rano odeszła Maria.
Przyszedłem z Komunią i zastałem zgromadzoną rodzinę i pielęgniarki, które zajmowały się nią przez ostatnie dwadzieścia kilka miesięcy.
Pożegnaliśmy ją razem.
"Nacierpiała się biedaczka" - mówią sąsiedzi - 2 lata sparaliżowana, na koniec niezdolna nawet do przyjmowania pokarmu inaczej niż przez sondę.
Odeszła do swojego prawdziwego Domu - wierzę w to.
Proboszcz, do którego zadzwoniłem mówił, że "była gotowa".
Uwierz, nawróć się, przyjmij Zbawienie.
Uznaj Jezusa za swojego Pana.
"Takie tam, slogany, proszę księdza". -
Taaaak, slogany... Najważniejsze w życiu... I po życiu...
Ciao, Maria...

Von piotr um 00:55h| 5 Kommentare |Skomentuj ->comment