sobota, 3. lipca 2004
Roma...
Jestem w Rzymie. Pozdrawiam. Koncze, bo Artur wisi nade mna i krzyczy, ze musi sprawdzic wazne maile. Jak bede mial mozliwosc dluzszego spotkania z netem, napisze.
Goraco jest...

Von piotr um 23:13h| 11 Kommentare |Skomentuj ->comment

 

poniedzia?ek, 21. czerwca 2004
A dziś u Marcina z netu korzystam...
W niedzielę zastępowałem chorego proboszcza z pobliskiej miejscowości. Najpierw byłem w G. Malusieńki kościółek, malusieńko ludzi, za to bardzo rodzinna atmosfera. Zdziewili się trochę ludzie, gdy przynieśli mi w woreczku foliowym zebraną podczas Mszy tacę, a ja powiedziałem, żeby oddali księdzu, jak przyjedzie za tydzień. "To co, do domu mam to zabrać?" - jeden z facetów zapytał. He, he. Szkoda, że nie mają tego poczucia, że to pieniądze ich wspólnoty...
Potem pojechałem do Ś. Najpierw długo nie mogłem znaleźć kościoła. Potem się okazało (koniec językaz za przewodnika), że Msza w Domu Pomocy Społecznej się odbywa. Wchodzę do imponującego pałacu, znajduję pomieszczenie z cudownym, kaflowym piecem sprzed 150-200 lat i rzeźbionym sufitem i... wszystko przygotowane, tylko bystre oko doświadczonego liturgicznie księdza dostrzega, że nie ma ampułki z winem. "Ksiądz zawsze przywoził ze sobą w buteleczce" - informują zebrani. Hmmm... Szkoda, że mi tego nie powiedział... "Zaczekacie Państwo chwilkę? Skoczę po wino"- wypowiadam te słowa myśląc już o najbliższym sklepie. "A może być Tokaj?"-dzięki Bogu, jakaś pani jest odważna. Biały? Gronowy? Może być.
Po Mszy Św. wziąłem Pana Jezusa i poszliśmy "zwiedzić pięterko".
I byli ludzie przykuci do łóżek, i oglądający telewizor wyłączony, i byli niemo patrzący w jeden punkt, i otoczeni rodziną, i samotni, bez wiary, że ktoś o nich pamięta.... I było też mnóstwo Pana Boga. W pomarszczonych starością twarzach, w bezgłośnym krzyku cierpienia, w czułym dotyku pielęgniarki, która głaskała rękę jakiejś babci. Nie wiem dlaczego, ale czułem, że ten dom jest pełen Boga. Zawsze to czuję, kiedy widzę miejsce, gdize człowiek staje wobec tajemnicy przemijania i wobec tego, co stanowi o godności starzenia się i wobec bliskości śmierci. Miejsca, gdzie nie jest problemem brak czasu- tu jest go aż tyle, że boli jego powolny upływ i tylko tyle, że już widać kres drogi. Miejsce, gdzie "być" jest ważniejsze niż "mieć". Miejsce, w którym wychodzi na wierzch prawdziwe piękno. Nie to z reklamy kremu odmładzającego, z markowego ciucha, czy z błyszczącej karoserii. Nie to z krótkiej chwili przyjemności, z energii, zdrowia, młodości, tylko to z uśmiechu, gestu dobra, z nadziei, że warto być dla kogoś przyjacielem, że warto trwać mimo łez, że człowiek jest wielki, nawet, gdy wygląda na słabego, pochylonego, zniszczonego. A może właśnie wtedy?...

Von piotr um 22:08h| 8 Kommentare |Skomentuj ->comment

 

czwartek, 17. czerwca 2004
Tatuś, co kocha jak Mama...
Wpadłem wieczorkiem do Waldiego. żeby wpisać coś, co utkwiło mi w pamięci podczas sobotniej wizyty w szpitalu.

Otóż, odwiedziłem oddział dziecięcy i siedziałem właśnie z Jezusem na szyi (w takiej specjalnej torebeczce), z Moniką (6 lat) i Klaudią (lat 5). Właśnie gawędziliśmy w najlepsze, to znaczy ja nawijałem, zagadywałem, czytałem bajkę o niedźwiadkach wczuwając się w rolę jednego z nich (co nie jest łatwe, gdyż jestem raczej szczupły), gdy nagle Klaudia zapytała:
- Proszę Pana, powie Pan mojej mamie, żeby przyszła?
- A kiedy ostatni0 była? - spytałem, by zyskać na czasie.
- Przed chwilą - całkiem poważnie odrzekła Klaudia.

Bóg jest jak mama, która odwiedza Cię w szpitalu - nawet jak przed chwilą była, już tęsknisz za jej obecnością...

Von piotr um 02:17h| 6 Kommentare |Skomentuj ->comment

 

sobota, 12. czerwca 2004
Lekko roztrzęsiony jestem, bo dziś trafiłem na makabryczny wypadek. TIR przewrócił się na samochód osobowy. Kierowca i pasażerka zza jego siedzenia zmiażdżeni doszczętnie. W Kronice podali, że ciężarówka 22 tony wiozła...
Kiedy nadjechaliśmy (z drugim księdzem) nie było jeszcze Pogotowia ani Policji. Pasażerka wyszła o własnych siłach, pasażer z przodu był uwięziony. Mnóstwo dymu i strach, że za chwilę się zapali. Jakieś łomy, podważenie drzwi i człowiek wychodzi. Wszyscy się cofają...
Parę gaśnic, kłęby dymu opadają, zaglądam do środka i... oszczędzę ospisu dwójki zgniecionych osób.
Potem nagle chaos wśród ludzi. Ktoś krzyczy, ktoś biega. Kierowca TIR-a z wyschniętą krwią na twarzy podchodzi do samochodu osobowego, łapie się za głowę i powtarza tylko: "O, k..." Ja w myślach zamieniam jego słowa w: "O, Boże."
Odchodzi trzymając się za głowę. Wtedy złapałem jakiegoś gościa i poprosiłem, żeby posadził kierowcę i popilnował dopóki nie przyjedzie pomoc. Bałem się, że coś sobie zrobi.
Potem zauważyłem, że pod wrakiem coś kapie i ciągle się pali. Kilka gaśnic nie zadziałało (pewnie ze starości). Rozgrzeszyłem warunkowo, kogo mogłem i pojechaliśmy, bo nadjechała Policja.
Oczywiście spóźniłem się na Procesję.
Jakims cudem Andrzej wrócił wcześniej z drugiego kościoła i mnie zastąpił.
Potem na Mszy modliłem się za ofiary wypadku...
A telewizja pokazała wciąż leżącą ciężarówkę i pomyślałem, że ciała zabitych tam jeszcze są. Może jednak z Jezusem już się spotkali i szczęśliwi uśmiechają się do mnie...
Jechali chyba nad morze...
Jakie kruche jest życie.
P.S. Ksiądz, z którym jechałem kilka godzin wcześniej pomagał kobiecie po wypadku. Wpadła "maluchem" na drzewo... Niezły dzień miał... Zadzwonię, czy bezpiecznie do domu dotarł...

Von piotr um 02:07h| 5 Kommentare |Skomentuj ->comment

 

czwartek, 10. czerwca 2004
Boże Ciało

Cóż... Proboszcz dziś publicznie, podczas Mszy na Rynku ujawnił, że za 14 dni odchodzę z mojej parafii. Skoro oficjalnie zostało powiedziane, to i na moim blogu muszę się przyznać, że na początku lipca wylatuję na studia do Rzymu.
Jakie mam uczucia?
Pierwsza parafia jest jak pierwsza miłość. Zawsze miło będę wspominał czas spędzony w K. Tutaj wszystko było pierwsze...
Z drugiej strony Pan Bóg spełnia marzenia. Zawsze gdzieś w głębi serca tkwiło pragnienie studiowania Biblii.
Mam niezłego stresa. Biblicum to znana i trudna uczelnia...
Ale jestem pełen optymizmu i ciekawości.
Nie wiem, co będzie z blogiem, bo w niedzielę sprzedaję komputer. Jeśli kupię laptopa, będzie można poczytać tutaj, co się ze mną dzieje. Na razie nie zanosi się jednak na to. Mam zbyt wiele pilnych wydatków.
W każdym razie: bomba wybuchła: wszyscy już o tym wiedzą. Ciekawe, jak miną te dwa tygodnie...

Von piotr um 23:41h| 7 Kommentare |Skomentuj ->comment

 

poniedzia?ek, 7. czerwca 2004


Byłem dziś w więzieniu. Podjechałem swoją Czerwoną Strzałą, wytachałem walizkę, zostawiłem na dyżurce dowód osobisty, komórkę i skierowałem się w stronę jadalni. Dobrze znany dziedziniec, jedna krata, druga, ciemny korytarz, znów krata i kolejna dyżurka... Przywitanie ze strażnikami, wymiana uprzejmości, brzęczek sygnalizuje otwarcie ostatniej kraty i jestem w jadalni. Stół już przygotowany. Otwieram walizkę, szykuję kielich, stawiam krzyż, zapalam świeczki. Wchodzą chłopaki. Najpierw kilku, potem jak zazwyczaj: ok. dwudziestki.
Witam się z każdym, zagaduję, opowiadam o tym, co u mnie ostatnio...
Pytam o drobnostki, o ostatnie wokandy, o obiad niedzielny. Śmiejemy się z potrawki (kurczak na minie). Powoli rozmowy cichną. Dla pewności pytam, czy możemy zacząć i... właściwie jest jak w Katedrze: złoty kielich, biały obrus, świeczki... Co z tego, że nie grają organy, że śpiew przypomina żubry z reklamy o puszczy, że na suficie zamiast fresków wiszą stare jarzeniowe lampy? "To jest bowiem Ciało moje..." Przy brzdęku zmywanych za drzwiami talerzy, pośród hałasu z korytarza i odgłosów rzucanych w siłowni sztang przychodzi On i obdarowuje nas kawałkiem CISZY. Czyjaś twarz ukryta w dłoniach, ktoś klęczy, jakby kucał, szurają krzesła... Cisza jest nie z tego świata: ona brzmi jak niebo, które tylko pozornie milczy...
Po Mszy ktoś prosi o poświęcenie łańcuszka z krzyżykiem. Nie mam kropidła, więc błogosłaiwę resztkę wody w ampułce i palcem zamoczonym pstrykam, aby kilka kropli spadło na krzyżyk. Oglądam go z bliska i widzę, że jest bardzo ładny. Kiedy okazuje się, że zrobił go ktoś w więzieniu z zaworków i kamieni od zapalniczek-nie chce mi się wierzyć. Misterna robota. Z ilu papierosów trzeba zrezygnować, żeby "kupić" takie cacko? Iloma paczkami żywnościowymi się podzielić? Ile razy oddać kolejkę na siłownię, do czytelni? Ile kanapek poświęcić? Ten krzyż ma wartość niewymierną. Wartość "krzyży" dnia więziennego. Szarego, zwyczajnego, zakratowanego. "Jakby nie ksiądz, to bym nawet nie wiedział, że niedziela jest".
Dzięki Ci Panie za cotygodniowe Zmartwychwastanie na zwyczajnym więziennym stole...

Von piotr um 03:18h| 7 Kommentare |Skomentuj ->comment

 

wtorek, 1. czerwca 2004
Znowu brak mi czasu. Kładę się grubo po drugiej, komputer wyłączony, ciągle coś muszę zrobić, ciągle spóźniony, ciągle na ostatnią chwilę.
Zacznę od początku.
W sobotę błogosławiłem związek małżeński A. i Ch. Amerykańsko-polski ślub. Było jak w bajce. Albo w filmie. Cieszę się, że mogłem tam być, bo z A. łączy mnie wiele miłych wspomnień... Kiedyś chyba pomyślałem, że razem staniemy na Ślubnym Kobiercu. Ona chyba też tak pomyślała kiedyś...
Dziś ja jestem szczęśliwym księdzem, ona szczęśliwą żoną... I wszystko jest poukładane. Ale pamiętam zawsze w modlitwie. Teraz już nie o Niej, a o Nich...

W niedzielę wzruszyłem się na Prymicji P. Gdy wymawiał słowa konsekracji, naprawdę się wzruszyłem. Oby był świętym księdzem. Tylko takich w tym kraju potrzeba...

A wczoraj 1 rocznicę miałem i przetałem być kotem i neo, ale nadal chcę być kotem i neo... Dalej chcę tak to wszystko przeżywać jak do tej pory...
Kapłaństwo jest piękne, chociaż cholernie trudne...
Tyle miałem napisać, ale nie dam rady dziś już...

Von piotr um 23:53h| 7 Kommentare |Skomentuj ->comment

 

czwartek, 27. maja 2004


Mamy "Biały Tydzień". Dzieciaki na biało ubrane przez 7 dni chodzą na Mszę i majowe. W pierwszym rzędzie stoi wózek z Sandrą, która jest z Ośrodka Opiekuńczo-Wychowawczego.
Była cisza, podnosiłem właśnie Hostię, gdy nagle Sandra krzyknęła na cały głos: "To jest Ciało Jezusa"! Ciarki mi przeszły, uśmiechnąłem się do siebie i miło jakoś tak mi się zrobiło...
Dzisiaj Sandra przez całą Mszę gadała z Niewidzialnym. Żywo gestykulowała, kłóciła się. Od razu się domyśliłem z kim rozmawia. Przecież właśnie w tym momencie wypowiadałem słowa o aniołach i świętych, z którymi "śpiewamy hymn ku Twojej Chwale bez końca wołając"...
Cohen śpiewał, że tylko niewidomi mogą widzieć Jezusa, w filmie "Miasto Aniołów" dzieci, chorzy i niektórzy dorośli widzą aniołów. Czasem słyszę, że szaleńcy, wariaci, księża też...
Kto umie zobaczyć niewidzialny świat duchowy?
Sandra ma ten dar z pewnością...

P.S. Znowu sobie posłucham "If God will send His angels" U2 (jak w styczniu).


Von piotr um 22:02h| 3 Kommentare |Skomentuj ->comment

 

niedziela, 23. maja 2004
Wczoraj tuż przed północą złapałem wenę na pisanie. Właściwie wreszcie maiała to być kartka z pamiętnika...
kończyłem dość długi tekst i chciałem go zapisać na blogu, gdy nagle net siadł.
Najpierw przykro mi się zrobiło...
A potem pomyślałem: mała strata, dziś wieczorem może coś wypocę...

Von piotr um 11:14h| 4 Kommentare |Skomentuj ->comment

 

czwartek, 20. maja 2004
Czy to zdjęcie z podpisem: "Jesus wants to ride a bike" jest obraźliwe dla chrześcijan?
Gdy w maju pogoda zmienna, w czerwcu będzie jesienna...

Dziś jest tak słonecznie i wietrznie, że tylko na żagle...
Albo na motor...

Nawet Pan spogląda z krzyża na motocykl...

Von piotr um 12:05h| 4 Kommentare |Skomentuj ->comment

 

?roda, 19. maja 2004
Moje zaliczenie okazało się dość proste.
Już zapomniałem o co mnie pytali...
Potem była sobota, niedziela i poniedziałek.
W poniedziałek wyniki matur.
Dla 8 osób z mojej szkoły skończyło się niepomyślnie na pisemnym.
Co można powiedziedzieć komuś, kto nie zdał?

Von piotr um 00:40h| 9 Kommentare |Skomentuj ->comment

 

czwartek, 13. maja 2004
Dziś po lekcjach wyjeżdżam do Miasta Wojewódzkiego na Dzień Skupienia dla neoprezbiterów. Jutro egzamin na studium wikariuszowskim. Tym razem muszę wykazać się znajomością Ecclesia de Eucharistia i Ecclesia in Europa.
Tymczasem zaspany jestem, bo nasz kaczor całą noc krzyczał. Myślę, że oni jednak mają jakieś problemy w tym swoim związku, chociaż w dzień wyglądają jak wzorowa para. On (zielona głowa, piękne kolory) nie odstępuje jej o krok, ona (brązowa) kwacze, gdy tylko go nie widzi... Cóż z tego, skoro w nocy się drą.
A może to nie kłótnia, tylko gody...

Von piotr um 11:32h| 7 Kommentare |Skomentuj ->comment

 

wtorek, 11. maja 2004
Powodzenia
Jutro Matura. Egzamin Dojrzałości, mówią. Pewnie, że ważny, ale w życiu trzeba zdać później o wiele ważniejsze egzaminy: z człowieczeństwa, dobra, szacunku do każdego, z nadziei. A na koniec życia okaże się, czy zdaliśmy egzamin z Jezusa.
"Będziemy sądzeni z MIŁOŚCI... I tylko z Niej."

Dzisiejszy wieczorny brewiarz za tych, co jutro piszą polski...

Von piotr um 02:29h| 9 Kommentare |Skomentuj ->comment

 

poniedzia?ek, 10. maja 2004
Jeszcze o zdrowiu, czy raczej jego braku
Byłem w szpitalu. Odprawiałem Mszę św.
Właściwie jak dobrze pomyśleć, to szpital mógłby być wielkim trumfem szatana, jego szyderczym śmiechem odbijającym się od ścian pustych korytarzy, kiedy nocny ból nie pozwala zasnąć, a minuta trwa godzinę. "Gdzie jest ten twój Bóg?"-krzyczy wykrzywiając cynicznie wargi.
O dziwo, dla mnie odwiedziny w szpitalu są często jakimś odwróceniem powyższego. Każdy uśmiech wdzięczności za poprawienie poduszki, każde słowo pociechy, każde poszukiwanie dobra w drobnostkach codzienności, każda radość w cierpieniu, każdy błysk nadziei w oku i każda modlitwa bezsennej nocy mają nieocenioną wartość.
Wyciągnąłem z sali szafkę. Zwykłą, małą szpitalną szafkę. Przykryłem ją kawałkiem białego obrusa i wraz z kilkoma osobami, które miały siłę i ochotę celebrowaliśmy na korytarzu oddziału chirurgii Eucharystię.
Kiedy łamałem chleb pomyślałem sobie, że na tej szafce chory kładzie swój kubek wody, swoją książkę, okulary, spluwaczkę, różaniec, ogryzek, termometr, chusteczki higieniczne, zestaw krzyżówek, walkmana... Wszyscy szpitalni towarzysze znajdują tu swój port: zegarek, zdjęcie syna, maskotka, stary bandaż, banan.
A teraz na tej szafce staje się Jezus.
I pomyślałem, że przecież to bardzo odpowiednie miejsce dla Niego. Przecież On się tu czuje na swoim miejscu. Przecież każdej nocy opiera się o tę szafkę, gdy drzemie trzymając chorego za rękę. Każdego dnia pogwizduje cicho podziwiając szybkie ruchy sprzątającej salowej. Kładzie talerz z niedojedzoną zupą i próbuje, czy nie za słona. Po prostu JEST. I błogosławieni, którzy Go widzą. Oni mają Nadzieję, a ja przychodząc czerpię od nich i staram się zanieść tym, co nie widzą...
Dobrej nocy Szpitalny Jezusie. Znów nie zaśniesz? Idę, siądę do brewiarza. Poczuwam trochę z Tobą...

Von piotr um 02:48h| 3 Kommentare |Skomentuj ->comment