pi?tek, 17. wrze?nia 2004
Miałem dzisiaj tyle rzeczy opisać, ale po rozegranym przed chwilą z Arturem 5-setowym meczu w tenisa stołowego jestem tak zmachany, że z trudem widzę klawisze. Korzystam z tego, że Artur pierwszy poszedł wziąć prysznic (mamy wspólną łazienkę) i zapisuję tylko znalezione ostatnio teksty z religijnych naklejek na zderzaki:

I DON'T QUESTION YOUR EXISTENCE
-GOD


NEXT TIME YOU THINK YOU'RE PERFECT...
... TRY WALKING ON WATER


LORD, HELP ME TO BE THE PERSON
MY DOG THINK I AM

Von piotr um 02:07h| 2 Kommentare |Skomentuj ->comment

 

?roda, 15. wrze?nia 2004
Krzyż

W związku z wczorajszym świętem, pomyślałem sobie, że warto pamiętać o tym, iż bywało w dziejach tak, że krzyż był znakiem przemocy. Może warto przeprosić za to, że nie zawsze jako chrześcijanie rozumieliśmy, co to znaczy krzyż. Może trzeba by powiedzieć: "Wybaczcie nam" do tych wszystkich, którzy stracili życie, gdyż jakiś pełen dobrych chęci "chrześcijanin" chciał im przemocą zanieść wiarę. "Wybaczcie nam wy wszyscy, dla których krzyż był znakiem ognia, krwi, przemocy". Takie czasy w historii chrześcijaństwa przecież bywały.
A może ciągle bywają, chociażby wtedy, kiedy czujemy się lepsi od innych, patrzymy z wyższością, oceniamy, albo po prostu próbujemy na siłę przekonać ich do swoich racji. Krzyż musi być znakiem pokory, inaczej będzie swoją własną karykaturą.

Von piotr um 12:45h| 6 Kommentare |Skomentuj ->comment

 

wtorek, 14. wrze?nia 2004
Moje ulubione miejsca (1).
Chiesa dei Santi Quattro Coronati

Ten malutki kościółek jest opisany w wielu przewodnikach, mało kto jednak, ma czas i chęć, by go zwiedzić. Między Lateranem a Colosseum, na małym pagórku, wzdłuż spokojnej uliczki stoi sobie taki kompleks budynków.
Do wnętrza prowadzi brama, za którą poczułem się jakbym wszedł do innego świata. Ta cisza, spokój i unoszący się jakby "zapach" modlitwy. Jeśli kontemplacja "pachnie", to właśnie tak, jak w szczecińskim Karmelu, w konfesjonale ojca Wiesława i w tej małej świątyni, o której właśnie teraz jest mowa.
Zanim jednak wejdzie się do wnętrza, trzeba przejść dwa, czy trzy dziedzińce z dziwnymi drzwiczkami na bokach. Kątem oka przeczytałem na jednej z tabliczek, że mieszkają tu Małe Siostry Baranka. Kościołem opiekują się natomiast Siostry Augustianki i to chyba właśnie ich wspólnocie służy tabliczka z numerkami psalmów, świadcząca, że Liturgię Godzin odmawia się tu razem.
Informacja dla przewodników grup mówi, że wszelkich objaśnień i opowiadań należy dokonać PRZED wejściem do świątyni. Wreszcie funkcja sakralna ma pierszeństwo wobec turystycznej. Niby wszędzie tak jest, jednak czasem mam wrażenie modląc się w jakimś kościele, że jestem intruzem lub (w najlepszym wypadku) ciekawym zjawiskiem dla grup z aparatami i kamerami. Tu - przeciwnie - nastrój zniechęca do dokładnego zwiedzania. Po prostu chce się usiąść, uklęknąć, czy po prostu zatrzymać się na dłuższą chwilę.
Celowo pomijam wszystkie historyczno-liturgiczne sprawy - można o nich poczytać w przewodnikach (kaplica św. Sylwestra ze słynnmi mozaikami np.). Mnie urzekła amosfera pełna Boga, który przycupnął tu w półmroku, nie bacząc, że tuż obok, za rogiem życie śpieszy się, by zdążyć przed samym sobą...

Von piotr um 18:30h| 3 Kommentare |Skomentuj ->comment

 

wtorek, 14. wrze?nia 2004
Zapisałem się na kolejny kurs włoskiego i znowu nie mam czasu na bloga...
Jutro spróbuję...

W Rzymie ciągle niebo niebieskie.
Chociaż powoli lato chyba się kończy...

Von piotr um 01:02h| 4 Kommentare |Skomentuj ->comment

 

?roda, 8. wrze?nia 2004
Poszedłem dziś na audiencję generalną.
Właściwie bez wielkich emocji, bo papież daleko jak z Rzymu do morza (siedziałem pod koniec sali), bo już dwa razy byłem bardziej indywidualnie (nawet Mszę koncelebrowałem w prywatnej kaplicy-ale chwalipięta), bo ludzi tyle i gwar (ile ta aula może pomieścić? 5-6 tys.?)...
Ale kiedy zaczął mówić o ofiarach zamachu w Osetii, zrobiła się cisza...
Mrówki przeszły mi po plecach, a później myślałem sobie, że owszem przejąłem się oglądając wiadomości, czytając w gazecie i w komentarzach bloggujących i innych internautów, ale tak naprawdę jakoś musiałem poczuć, że cisza kilku tysięcy ludzi i niewyraźna modlitwa starego człowieka mogą być znakiem sprzeciwu.
Dzieci idą do szkoły, zacząć rok szkolny,
zdobywać nagrody za czytelnictwo,
za rzut piłką lekarską,
za wyniki w nauce,
dostawać uwagi za wrzucenie kredy do akwarium,
za podlanie kwiatków wrzątkiem...
Idą do szkoły, żeby odróżnić Oslo od osła,
Lwów od lwów,
żeby dowiedzieć się, że "nie ma osoby, co ma dwie wątroby",
"chemik młody wlewa zawsze kwas do wody",
a "w pierwszej wszystkie są dodatnie, w drugiej tylko sinus..."
Idą do szkoły, żeby zarumienić się pod spojrzeniem Marzenki z drugiej ławki,
żeby skakać w gumę
i rzucać żetonami z pokemonami.
Idą przezywać Adama, że "jest gupi",
a Agnieszkę i Tomka, że są "narzeczona para".
Idą rysować kwiatka na Dzień Matki
i zastanawiać, dlaczego "Litwo, ojczyzno Polaka";
naskarżyć, że Jacek "zaglądał do babskiego kibla"
i płakać, gdy worek ze zmiennym obuwiem, rzucony za mocno zawiesi się na drzewie.
Idą bo chcą, bo muszą, bo im się podoba, bo kochają swoją panią, bo mama kazała, bo koledzy są, bo jakby nie poszły, "to by dopiero było"...
Idą z tysiąca powodów, ale na pewno nie po to, żeby być kartą przetargową w sporze dorosłych.
Nie idą zginąć...
Nie idą na śmierć...
Dzieci nigdy nie powinny iść do szkoły po śmierć... I nieważne jak patetycznie to brzmi...

Von piotr um 18:46h| 7 Kommentare |Skomentuj ->comment

 

poniedzia?ek, 6. wrze?nia 2004
Czasem Bóg stawia na naszej drodze ludzi, którym nie możemy pomóc inaczej, jak tylko modlitwą.
Są jak kamyki leżące na piasku. Zatrzymujesz się, podnosisz i zabierasz do swojego plecaczka.
Może kiedyś Bóg uśmiechnie się ze wzruszeniem na widok twojej koszuli, przepoconej od ciężaru na plecach...

Dostałem niedawno maila:
"Szcześć Boże...
Zwracam się do Was Drodzy Bracia i Siostry z ogromną prośbą. Właśnie się dowiedziałam o bardzo złej wiadomośći. Mąż mojej kolezanki Darek (lat 26) ma guza mózgu.Jest ojcem dwojga dzieci. I czeka na operacje. Termin wyznaczono na 12 paż. Zatem błagam Was, w ich intencji. Jestem przekonana i wierzę w to co powiedział Jezus " Gdzie
dwaj, albo trzej zebrani w imię moje tam i Ja jestem". Błagam pomóżcie mi, wymodlić łaskę wyzdrowienia, by wszystko było dobrze. O siłę dla Asi, by nie traciła nadziei wbrew nadziei, by miała siłę zaufać i oddać to Bogu.
Z góry dziękuję. (Może i spsób, w jaki chcę jej pomoc- internet, nie jest za dobry, ale obieclam sobie, że zrobię wszystko...) Błagam o pomoc.
Kasia
Ps. Czuję się bezradna, ale zapukam do każdych drzwi, aby tylko ktoś zechciał ze mną ponieść modlitwę do Boga Ojca... "

W niedzielę odprawiliśmy Mszę Św. z Arturem w intencji Darka i jego rodziny.

Von piotr um 13:40h| 3 Kommentare |Skomentuj ->comment

 

pi?tek, 3. wrze?nia 2004
Filiżanka: 3 cm średnicy, wysokość: 4,5 cm.

Akcja "łazienka" zakończyła się pełnym sukcesem. Hurtowe ilości środków chemicznych, wymiana sedesu (zawsze tak robię w nowym miejscu zamieszkania i nowoczesna technologia w służbie dezynfekcji zrobiły swoje. Mamy piękny wiklinowy kosz (nie ważne na co, nie wypada wspominać), szafkę i przede wszystkim ZAPARZACZ do kawy!!!
Lavazza średnio zmielona wędruje do komory. Wlać wodę, załozyć sitko, pokryweczkę i zakręcić. Włączyć prąd i... chwila oczekiwania, a zaraz potem zapach przywraca chęć do życia. Aromat przypomina nieco sawannę (chyba, bo nigdy nie wąchałem sawanny, ale sobie ten zapach wyobrażam, ech tereklamy). Wciągam w nozdrza i prawie czuję smak kawy: ciemny, gęsty, mocny. Delektuję się wonią przez jakiś czas, wreszcie zdejmuję dzbanek z podstawki elektrycznej i napełniam miniaturową filiżankę. To w sumie nie więcej niż dwa duże, albo trzy małe łyki, ale organizm od razu odczuwa wpływ kofeiny. Jej cząsteczki rochodzą się po krwioobiegu dodając ciału sił, jakby chciały powiedzieć za Oscarem Wilde`m: "Wake up", albo za papieżem: "Wstańcie, chodźmy".
Pozytywna energia pobudza zmysły: zaostrza wzrok, pozwala uważniej słuchać. Wiem, że to tylko chemia, ale mimo to nie mogę się oprzeć wrażeniu pewnej mistyczności. To chyba ten zapach, który czuć jeszcze przez kilkadziesiąt minut.
Mała czarna... Twaj chwilo...

Von piotr um 23:40h| 9 Kommentare |Skomentuj ->comment

 

Okazało się, że można spędzić w hipermarkecie 5 godzin!
Za to mamy już wszystko (prawie), co potrzebne jest, by studiować w Rzymie - przede wszystkim ekspres do kawy!!!
Zakupy, zakupy i jeszcze raz zakupy - dzień pod ich znakiem minął. Ceny są tu takie same jak w kraju - tylko w Euro (hehe).
Jutro Wielkie Sprzątanie!
Hmmm, godz. 1:24 a temperatura powietrza nie spada poniżej 30 stopni...
Wrócił Arur, więc spadam...

Von piotr um 04:24h| 3 Kommentare |Skomentuj ->comment

 

czwartek, 2. wrze?nia 2004
Trudno 2 tygodnie opisać w krótkim tekście, więc nawet nie próbuję.
To były leniwe 2 tygodnie w domu.
Nabrałem sił, obejrzałem u Otka parę nowości filmowych (skąd się biorą tak szybko hity kinowe na kompach?), jadłem POLSKĄ jajecznicę, ogórki kiszone, jogobellę wiśniową (oczywiście nie na raz).
A dziś rano widziałem wschód słońca na dużej wysokości (w samolocie). Widok fantastyczny, szkoda, że nie siedziałem przy oknie (Artur siedział, ale po "złej" stronie).
A w Rzymie upał i duszno i gorąco...
Artur ma wypasionego laptopa, więc czasem (30 razy dziennie) skorzystam z jego kompa.
Zjadam raczka i siadamy do Nieszporów, więc kończę...

P.S. Najpierw w drodze do Berlina moja walizka zaginęła ("poleciała do Singapuru" Artur). Znalazła się po trzech dniach. Dzisiaj po wylądowaniu w Rzymie wyładowano moją walizkę lekko rozerwaną na szwie. Jak pech to pech, na szczęście wszystko załatwione.

Von piotr um 00:05h| 3 Kommentare |Skomentuj ->comment

 

pi?tek, 6. sierpnia 2004
Dzis minal pierwszy tydzien kursu na poziomie drugim (troche to skomplikowane).
Piatkowy test poszedl jak zwykle (100 na 106). Troche sie przyzwyczailem do takich wynikow i boje sie, zeby na ostatnim, najwazniejszym tescie, za tydzien sie nie rozlozyc. Nawet Michael Schumacher moze miec slabszy wystep, oby tylko nie na najwazniejszych zawodach w sezonie.

Juz jakis czas temu odwiedzilismy z Arturem Arke. Kto kiedykolwiek byl, ten wie, o czym mowie. Koncelebrowalem Msze Sw. z kapelanem wloskim i na wstepie przywiatal mnie i poprosil o kilka slow. Przedstawilem nas jako mlodych kaplanow, ktorzy ucza sie jezyka wloskiego. Powiedzialem, ze od pazdziernika bedziemy studiowac teologie. Teologia bywa czasem nazywana swieta, ale prawdziwa, najswietsza teologia jest tu. Mialem na mysli z jednej strony Eucharystie, z drugiej Obecnosc Boga w tej kapliczce, ale chcialem tez powiedziec o tym, co dzieje sie w Arce na codzien. O zwyczajnych spotkaniach z niepelnosprawnoscia fizyczna i pychiczna, o pracy, bolu i radosci, o wspolnym wycieraniu talerzy (moze dla kogos to normalne, ze naczynia sie wyciera po posilku, ale sprobojcie to zrobic w grupie z osobami uposledzonymi). Zaproszono nas na kolacje, kazdego do innego domu. Ja moglem na wlasne oczy zobaczyc, ze rzeczywistosc Arki jest przerasta odleglosci miedzy narodami. Asystenci byli z Wloch, Kanady, Polski i Czech (po jednym z kazdego kraju). Bog nie bawi sie w podzialy. Milosc (poszukiwanie Milosci) prowadzi ludzi czasem na koniec swiata...
Chcialem zamiescic link do l'Arche, ale kto chce, ten znajdzie...

Von piotr um 18:23h| 2 Kommentare |Skomentuj ->comment

 

pi?tek, 30. lipca 2004
Niedługo nowe mieszkanie...
Od niedzieli zamieszkamy wraz z Arturem w wynajętym pokoiku. Pani Letizia - właścicielka mieszkania - jest bardzo miła. Dzisiaj ją poznałem. Ma agorafobię (nie wychodzi prawie wcale poza mieszkanie, najwyżej do ogródka pod blokiem). Ma też 13-letniego pieska, który ma popsute zęby i 17-letniego kota, który jest bardzo gruby. Signora L. powiedziała, że uwielbia prać, prasować i zmywać naczynia, więc do tych czynności nie mamy się zabierać. Każdego poranka, kiedy wyjedziemy na Mszę do Sióstr, ona przyjdzie posprzątać pokój, zabrać do prania wczorajsze ubrania, a potem pozmywa po wczorajszej kolacji. Fajnie. Poza tym, mówi po włosku! Stara się mówić wyraźnie, uwielbia rozmawiać i na wyraźną prośbę może podczas rozmowy korygować błędy.
Jutro zakończenie 1 poziomu kursu.

P.S. Dziś kupiłem po włosku "Małego Księcia"...
Poczytam sobie trochę... Chyba każdy ma swoje ulubione miejsca w tym utworze... Ja lubię oswajanie wilka...

Von piotr um 01:45h| 10 Kommentare |Skomentuj ->comment

 

wtorek, 27. lipca 2004
Tym razem test poszedł wspaniale: 102 na 107!

Dziś o człowieku, którego nazwałem Gianluca. Może dlatego, że jest podobny do tego włoskiego bramkarza.
Przechodziłem przez poranny ryneczek. Malowniczy niezwykle: stoiska z owocami, warzywami, wszystkie kolory świata, świeżo i miło...
Obok budki z rybami, kalmarami i innymi mieszkańcami mórz i oceanów zagadął mnie jakiś człowiek. Pomyślałem: "Czego on chce?" i w tym momencie zauważyłem, że nie mówi do mnie, tylko do swoich produktów.
On po prostu ROZMAWIA z krabami, krewetkami i rybimi głowami!
Tyle pasji dawno już nie spotkałem. Przemawia do nich czule, albo ze zniecierpliwieniem coś tłumaczy. Niestety, kiedy podszedłem bliżej i mnie zauważył zamilkł natychmiast. Szkoda, chciałem dowiedzieć się o czym konwersuje.
Może chce powiedzieć, żeby starały się wyglądać jak najlepiej, by podobać się ewentualnym klientom...
Może mówi, że mu przykro, iż zostaną zjedzone, ale taki już ich los...
Może po prostu opowiada o swoim życiu, o dniu wczorajszym...
O czym Gianluca rozmawia z owocami morza?

Von piotr um 01:26h| 4 Kommentare |Skomentuj ->comment

 

pi?tek, 23. lipca 2004
traffico
Zacznę od ruchu drogowego. W Rzymie wszyscy gdzieś się śpieszą. Jeśli ktoś idzie środkiem chodnika, rozgląda się i nie zwraca uwagi na upał - z całą pewnością jest turystą. Rzymianin, jeśli już porusza się na piechotę, wybiera zawsze stronę ulicy, po której jest choćby cień cienia. Ze zużoną miną, szybkim krokiem przemierza miasto, by schronić się w najbliższym, klimatyzowanym pomieszczeniu. Nie zwraca uwagi na pomniki, pałace, kościoły, mosty, widoki, place. Z delikatną nutą drwiny, ale zawsze bardzo uprzejmie odpowiada na pytanie o drogę.
Samochodów w Rzymie jest więcej niż mieszkańców. O dziwo, korki nie są wielkim problemem w samym mieście, raczej na autoatradach wjazdowych. Wszyscy kierujący zachowują się oczywicie jak na wyścigach Formuły 1.
- Jaka jest najkrótsza jednostka czasu w Rzymie?
- Od zapalenia się zielonego światła do pierwszego klaksonu.
Parkowanie tutaj wymaga mistrzowskiego opanowania. Chodzi o to, żeby wykorzystać miejsce, którego powierzchnia jest mniejsza od powierzchni samochodu (średnio o jakieś 10 %). Nie ma znaczenia, czy parkujący obok będzie miał możliwość wyjechania. Trudności w tej materii powodują, że co czwarty mieszkaniec Rzymu jeżdzi skuterem. Panowie w garniturach, panie w sukniach, dziadki, młode dziewczyny, nazywane przez nas "córuś"- wszyscy na komarkach. Bzycząc śmigają międzu autami. Nie zwracając uwagi na czerwone światło (nikt na nie nie zwraca uwagi, ale skuterowcy szczególnie) dokonują ekwilibrystycznych cudów, aby omijać pieszych.
Do tego dochodzą pędzące autobusy (o pani kierowcy-psychopatce napiszę innym razem), metro, gdzie kradną w środkowych wagonach i gdzie zawsze jest gorąco, więc panie mają wachlarze, co mnie bardzo śmieszy i tramwaje, które są fantastyczne, bo szybkie i klimatyzowane.
Tak mniej więcej wygląda ruch drogowy w Rzymie. Zza mojego okna odgłosy silników nie milkną do 2.30. Rano od 5.00 zaczyna się od nowa.
Kończę, bo Marcin, z którego grzeczności korzystam zaraz zaśnie. Ja też lećę spać, bo jutro trzeci test.
Następnym razem o sprzedawcy ryb napiszę...

Von piotr um 02:37h| 4 Kommentare |Skomentuj ->comment

 

wtorek, 20. lipca 2004
Sono felice
Drugi test: 95 na 100!!!!
Wkrótce obrazki z Rzymu.

Von piotr um 23:00h| 2 Kommentare |Skomentuj ->comment

 

pi?tek, 16. lipca 2004
Allora...
Jestem... Myślałem, że śródziemnomorski klimat to leniwe i powolne życie. Okazało się, że już dwa dni po przyjeździe miałem krótkie spotkanie z Papieżem. Pozdrowiłem go od Szczecinian, Kamienian i poprosiłem o błogosławieństwo na czas studiów.
Następnego dnia odprawiłem swoją pierwszą Mszę Św. po włosku, na razie w koncelebrze, ale już od wtorku (06.07.) odprawiamy na przemian z Arturem u Sióstr Albertynek, które prowadzą Dom Spokojnej Starości. W ostatnią niedzielę powiedziałem nawet kazanie po włosku. Starsze panie mnie rozumiały (podobno).
W ogóle dużo się uczę języka. W końcu po to tu się smażę w najgorętsze dni. Uczęszczam na kurs. Mogę się pochwalić najlepszym wynikiem z pierwszego testu (93 na 98). Jutro test nr 2, więc lecę powtórzyć Passato Prossimo.
Czasem idąc ulicami Rzymu mam wiele przemyśleń i odczuć, które aż się proszą, żebym je spisał. Niestety, nie zanosi się na kompa w najbliższym czasie...
Aha, byliśmy nad morzem i Artur się usmażył (hehe)...
Możliwe, że czasem skorzystam z komputera u jednego z kolegów z kursu (tak jak dziś), to napiszę więcej...

Von piotr um 02:57h| 6 Kommentare |Skomentuj ->comment