?roda, 16. marca 2005
Spring makes me fall in love... Czy to nie Sinatra może?
Wreszcie wiosna.
26 stopni, słońce, precz z szalikami i kaloryferem...
Chodzę jak pijany, zagaduję kelnerki w pizzeriach, oglądam się za przechodzącymi dziewczynami, podspiewuję, gadam jak najęty (to akurat nic nowego), nie chce mi się spać po obiedzie, nie chce mi się uczyć (to też skądś znam), spaceruje po parku, powtarzam słówka na ławce, wrzucam 1 Euro gościowi grającemu na gitarze, włączam głośną muzykę i postanawiam poodkurzać pokój.
Wiosna...

P.S. Artur nawet okno umył... Ja nie jestem do tego stopnia owiośniony.

Von piotr um 18:35h| 10 Kommentare |Skomentuj ->comment

 

niedziela, 13. marca 2005
Zagadka.
Dowiedziałem się ostatnio, że mam - cytuję: "łapy jak kanguran".
I co o tym myśleć?

Von piotr um 02:38h| 7 Kommentare |Skomentuj ->comment

 

pi?tek, 11. marca 2005
Monitor spalony ciągle nie działa (to raczej logiczne).
Artur przywiózł z Taize oprócz miłych wrażeń również przeziębienie. Leczyłem go Aspiryną, Witaminą C, Rutosalem, Centrum i herbatą z miodem. Nie chciałem korzystać z jego kompa, żeby się nie zarazić.
W czasie choroby był jeszcze bardziej lakoniczny niż zwykle...
Rozmowa po powrocie z Taize:
Ja: Jak było?
Artur: No, fajnie.
Ja: Aha...

Teraz już wróciło wszystko do normy: Artur drzemie z głową na Kodeksie Prawa Kanonicznego, ja w swoich karteczkach ze słówkami.
P.S. Czy to prawda, że Artur pobłogosławił brata Roger'a?
Prawda.
Otóż, gdy (będąc w Taize) podszedł do niego po błogosławieństwo - ten stwierdził, że Artur pewnie jest księdzem, a gdy uzyskał potwierdzenie - położył sobie dłoń Arturową na czole i poprosił o znak krzyża.

Von piotr um 22:23h| 6 Kommentare |Skomentuj ->comment

 

sobota, 5. marca 2005
Wreszcie hymn ŚDM w Kolonii miałem okazję usłyszeć. Nie miałem czasu poszukać w necie, ale sam się znalazł.
"Venimus adorare Eum - Emmanuel, Gottt ist mit uns" - nie przestaję nucić...
Tu jest fragment: http://www.weltjugendtag.at/2005/hymne
Tu dłuższy, zzipowany:
http://www.gmg2005.it/gmg2005/download/mat/mp3/zip/Venimus3.zip

W marcu jak w garncu sprawdza się jak dotąd idealnie: rano - piękne słońce, 17 st. i Rzym bez kurtek, wieczorem - deszcz, wiatr i nie-wiem-ile stopni, ale chłodno.
Jutro idziemy z Krzysiem i Adamem na Nieszpory do Seminarium Romanum. Jeśli nie będę zbyt zmęczony, to coś opowiem wieczorem. Może Artur już będzie, to też namówię go na lakoniczną (jak zwykle u niego) historię pewnego wyjazdu...

Von piotr um 23:41h| 8 Kommentare |Skomentuj ->comment

 

pi?tek, 4. marca 2005
Taki tam czwartek...
Zwykle w środy, dziś wyjątkowo w nieśrodę celebrowaliśmy z Adamem (Ślązakiem) Mszę Św. po niemiecku. Dzisiaj miała być śpiewana prefacja. Adaś się przygotował. Cóż, kiedy niestety nie pamiętałem melodii odpowiedzi w dialogu. Szło dobrze, coś tam kombinowałem, ale w ostatnim wersie "Godne to i sprawiedliwe" tragicznie zmieniłem melodię. Było to do tego stopnia niepodobne do oryginału, że Adam (pewnie ze zdziwienia) nie dał rady zaśpiewać prefacji i była recytowana...
Następnym razem ja przewodniczę liturgii. Nie będzie żadnych śpiewów: niemieckie melodie są makabryczne...

Poza tym, Artur w podróży (nie wiem, czy mogę zdradzić, że do Taize z Andrzejem pojechali). Już pewnie są na miejscu, ale westchnąć w Komplecie za podróżujących byłoby wskazane...

I jeszcze spalił mi się monitor... Mniej więcej 5 minut po napisaniu wczorajszej notki wykrakało się: trzasnął, błysnął i zaśmierdział puszczając smugę dymu. Dziś znalazłem u kogoś jakiś nieużywany od roku nie-wiadomo-czyj Philips, ale niestety nie zadziałał. Moich e-milowych znajomych, proszę o wyrozumiałość: ciężko jest pisać maile bez monitora...
Cytat z nie-wiem-kogo: "Tyle masz Boga w sercu, ile Go znajdujesz, albo więcej, ale nie mniej..."

P.S. Monika Sz. - nie mam Twojego adresu.
P.S.2. Piotrek N. - jak wyżej. Odezwijcie się!

Von piotr um 00:15h| 3 Kommentare |Skomentuj ->comment

 

wtorek, 1. marca 2005
Luźne zapiski
Verbi difficili nie chcą wejść do głowy.
Pani Barbara (from US) uczy nas angielskiego.
Zjedliśmy z Aturem pół paczki ptasiego mleczka Wedla.
Muszę posprzątać trochę, bo jutro Oleg, Csabo i Victor u mnie będą.
L. Cohen podśpiewuje, że jak chcę, to mogę sobie wziąć ten walc (nie chcę, dzięki).
Na dworze zimno i pada i zimno i pada...
Sterta rzeczy do prasowania rośnie.
Nauczyłem się od Benjamina ( z Mexico), jak się mówi po hiszpańsku "Wesołych Świąt" i niech te Święta się pośpieszą...
Monitor strzela i trzeszczy (aż w końcu wybuchnie).
Kartkę z lutym w kalendarzu trzeba zmienić na następny, jakikolwiek tam czeka w kolejce, niech ma swoje 5 minut (albo 31 dni).
Kosz ze śmieciami też już pełny.
A do krzyża przyczepiona kartka od Siostry Edyty z małym śpiącym dzieckiem i napisem: "Całe życie przed tobą" przypomina mi, że całe życie przede mną.
Czas na Nieszpory. Będzie dobrze. Już tylko lepiej....

P.S. Z Tomka kazania pasyjnego (cytuję z pamięci): "Czy Jezus doniósłby krzyż, gdyby nie Szymon z Cyreny?"

Właśnie: Czy Bóg dałby radę, gdyby nie człowiek, który z Nim krzyż dźwiga?"

Von piotr um 23:55h| 3 Kommentare |Skomentuj ->comment

 

niedziela, 27. lutego 2005
And now for something completely different...
W obliczu ciągłych pytań: Czy Papież powinien zrezygnować? warto zacytować kogoś mądrego...

"Chrystus nie powierzył Piotrowi misji administracyjnej, skądinąd ważnej i potrzebnej, którą spełniało papiestwo przez stulecia, ale wezwał go, by stojąc na czele Kościoła umacniał braci i był centrum jedności. Większością spraw administracji kościelnej i tak zajmuje się Kuria Rzymska. Cały ten wielki system dykasterii jest niejako ramieniem papieża. Byli wśród poprzedników Jana Pawła II wytrawni kurialiści, którzy jak np. Pius XII (przez całe lata bez mianowania sekretarza stanu) osobiście także administrowali. Ten Papież od początku sprawy administracyjne delegował innym, skupiając się na przewodnictwie duchowym. Powiedział ktoś, że Jan Paweł II zajmuje się oczyszczaniem źródeł, a nie remontowaniem kanalizacji."
(...)
"W lecie zeszłego roku miałem okazję rozmawiać w Kamerunie z arcybiskupem Bamenda, Paulem Verdzekovem. Pod koniec rozmowy, chcąc się okazać uprzejmy, spytałem, czy nie sądzi, że następnym papieżem będzie Afrykańczyk. Przez chwilę stary, mądry biskup spoglądał na mnie jakoś dziwnie, jakby zaskoczony. Potem powiedział bardzo cicho: “Jak to? Przecież tam jest Jan Paweł II”.
Mój nietakt zrozumiałem dopiero, kiedy odwiedziłem Dualę, dzięki rozmowie z tamtejszym arcybiskupem kardynałem Christianem Wiyghanem Tumi. Powiedział: “To co, że Papież jest chory, że nie może kierować Kościołem? Jego obecność jest misyjna i trwa. Wystarczy być! Jak wytłumaczyć to, że ludzie wciąż chcą widzieć papieża, otaczają go, nawet jeśli nie może mówić? Jego przepowiadanie to obecność. Jego milczenie to też przepowiadanie. My, Afrykańczycy, nie rozumiemy tego nerwowego oczekiwania, tych spekulacji o następcy. U nas, nawet jeśli szef plemienia jest stary i chory, póki żyje, nie wolno mówić o następcy. Szef, nawet bardzo stary i słaby, zawsze pozostaje szefem. To w nim mieszka Duch”."
ks. A. Boniecki

Słowo "SKUTECZNOŚĆ" ma inne znaczenie w świecie,
inne w Kościele...
To tyle, bo ciągle ktoś mnie o to pyta...

Von piotr um 15:50h| 3 Kommentare |Skomentuj ->comment

 

sobota, 26. lutego 2005
Wrócę do ostatniego meczu (chociaż to w zeszłym tygodniu było).
Kolega ze studiów Artura i Miastka zaprosił naszą drużynę. Przyjechaliśmy w okolice Lateranu na umówione miejsce i wyszła do nas jakaś postać w czarno-białym habicie. Jak się okazało student prawa jest cystersem - ciekawe, że chłopaki nigdy go na uczelni w stroju zakonnym nie widzieli, ale takie to już włoskie zwyczaje...
Carlo - bo tak ma na imię - zaprowadził nas przez ciemne korytarze, krużganki i klasztorną scenerię na pieknie oświetlone boisko ze sztuczną nawierzchnią.
Przyjechali Włosiaki i stłukliśmy ich różnicą 6 czy 7 bramek...
Polska - biało-czerwoni!...
Szkoda, że Adam bez medalu w Obersdorfie...

Von piotr um 21:53h| 1 Kommentar |Skomentuj ->comment

 

czwartek, 24. lutego 2005
Ale akcja... (dokończenie)
Czekałem na zdjęcia od Jerika, żeby dokończyć ostatnią historię. Bez nich ciężko byłoby sobie wyobrazić, co się stało.
Otóż po okrzyku jakiegoś Włocha: "Attenzione!", odwróciłem się i zobaczyłem spadające z nieba COŚ WIELKIEGO.
Runęło na srebrną corsę, odbiło się i uderzając białego matiza wylądowało na środku ulicy.
Przez moment stałem ogłupiały próbując domyslić się co się stało.
Po chwili zobaczyłem metalowe szczątki jakiejś konstrukcji a na sznurku wiszące sobie spokojnie... moje niebieskie bokserki w białe kropki!
Od razu zrozumiałem, że nasza suszarka jakimś cudem spadła z dachu.
Lokalny powiew trąby powietrznej - tak to się chyba nazywa...
Ważąca ponad 100 kg stalowa konstrukcja (wg Julka conajmniej 120 kg) wzniosła się na wysokość 3 m, przeleciała nad dachem pralni i runęła na ulicę.
Opatrzność czuwała, że nikt akurat nie przechodził, ani nie przejeżdżał...
Zebraliśmy ciuchy, chwyciliśmy suszarkę (6 osób z dużym trudem) i zabraliśmy ją na nasz parking.
Policja, szacowanie strat, ubezpieczenie - tym już zajął się Rektor...
A bohaterowie początku tej opowieści?
Szymon nie zdążył wybiec na zewnątrz, bo w drzwiach krzyknąłem, żeby zawiadomił Rektora, Jerik (studiujący media i komunikację społeczną) zdążył zabrać aparat i sporządził fachową dokumentację strat (oraz kilka ciekawych obrazków do kroniki Domu).
Artur z żalem zauważył, że bluza od jego "ulubionej pidżamki" ma fatalną dziurę na rękawie, nie zdążył jednak się zbyt długo martwić, bo chwyciłem wielkie nożyczki i ma teraz pidżamę z krótkim rękawkiem.
Ja - do teraz nie mogę wyjść z podziwu nad siłą "lokalnego podmuchu trąby powietrznej" i nad Opieką Opatrzności - brak ofiar i rannych, tylko 2 auta uszkodzone - niesamowite!
Z okna Jerika wyglądało to tak:

Von piotr um 23:49h| 7 Kommentare |Skomentuj ->comment

 

?roda, 23. lutego 2005
Ale akcja...
Było ok. 11.00. Szymon poszedł na taras zebrać swoje pranie. Wywiesił je już kilka dni temu, ale nadmiar zajęć nie pozwolił mu zająć się tą sprawą wcześniej. A to wycieczka do Neapolu, a to imieniny, a to jakieś zaliczenie. Dziś, gdy tylko wszedł do pokoju zobaczył przyklejoną do lustra kartkę: "Nie zapomnij zebrać prania!". Raźnym krokiem ruszył na 5 piętro. Na tarasie trochę wiało. Właściwie wiało porządnie, ale o tej porze roku to przecież normalne. "Rano była burza, teraz wiatr, nadchodzi wiosenne przesilenie" - pomyślał. Zebrał swoje rzeczy i zszedł na parter. Wtedy usłyszał potężny huk...

Artur siedział w swoim pokoju na łóżku. Naprzeciw niego, na fotelu bujał się Jerik: swobodna rozmowa przy kawce, leniwe przedpołudnie. "Będzie ładna pogoda" - słowa Artura potwierdzała złota plama słońca, o prostokątnym kształcie okna, rzucona na ścianę za Jerikiem. Nagle plama zniknęła. Jakby coś na chwilę ją przysłoniło. Chwilę później usłyszeli huk...

Wracałem z audiencji papieskiej... Od rana na nogach - najpierw spotkaliśmy się ze znajomymi (Państwo K. z Kam.Pom.) obok ich pensjonatu i w ulewnym deszczu poszliśmy do Bazyliki Św. Piotra. O tak wczesnej porze nie ma jeszce zbyt wielu turystów, więc miało to swój urok. Po wyjściu skierowaliśmy się w stronę kolumnady. Mieliśmy razem z Adamem i jego znajomymi zwiedzić Ogrody Watykańskie. Umówieni byliśmy przy "naszej fontannie". Zostawiłem Państwo K. pod kolumnami i ruszyłem przez Plac. Mniej więcej w połowie drogi z nieba spadł ryż. Biało, że nic nie widać i miliony małych kuleczek - taki rzymski grad. Wrażenie niesamowite...
Oczywiście spotkaliśmy się wszyscy razem, zwiedziliśmy Ogrody (w międzyczasie niebo się wypogodziło) i na koniec w Auli Pawła VI pomodliliśmy się z nieobecnym fizycznie, ale widocznym na telebimach Papieżem. Z tej audiencji właśnie wracałem...
Wkładałem klucz do zamka drzwi wejściowych, gdy nagle usłyszałem okrzyk jakiegoś człowieka: "Attenzione!". Obróciłem się i...

Ciąg dalszy jutro. Może będą już zdjęcia (Jerik ma mi przysłać).

Von piotr um 23:28h| 2 Kommentare |Skomentuj ->comment

 

poniedzia?ek, 21. lutego 2005
Mateusz dziś na Mszy św.
Cytuję z pamięci:
"Bóg nie wybiera tych, którzy Go rozumieją,
ale rozumie tych, których wybiera".
Niezłe...

Von piotr um 20:23h| 3 Kommentare |Skomentuj ->comment

 

pi?tek, 18. lutego 2005
Jesus saves
Miasteczko Meulaboh w prowincji Aceh (na wyspie Sumatra) jest zamieszkane w iększości przez Muzułmanów. Władze miasteczka jak tylko mogły utrudniały życie niewielkiej, ok. 400-osobowej grupie chrześcijan. Wydano np. zarządzenie o zakazie spotykania się w obrębie miasta w celach religijnych (nie dotyczące wyznawców Islamu). Również tradycyjne Święto Bożego Narodzenia chrześcijanie obchodzić mieli poza granicami miasteczka. Wybrali mały pagórek położony w pobliżu i udali się tam na swoje spotkanie.
Jakież było ich zdziwienie po powrocie, gdy okazało się, że 80 % mieszkańców (z 50 000) zginęło podczas ataku fal tsunami.
Muzułmańscy sąsiedzi nie chcą uwierzyć, że spośród 400 chrześcijan z Meluboh nikt nie ucierpiał, podczas, gdy w ich mieście są dziesiątki tysięcy ofiar.
Daleki jestem od jakiegokolwiek triumfalizmu, ale hasło JESUS SAVES ma pewnie odtąd na Sumatrze jeszcze jedno znaczenie...

Wiadomość za: http://www.kath.net

Von piotr um 17:03h| 3 Kommentare |Skomentuj ->comment

 

czwartek, 17. lutego 2005
Droga do szkoły (3)
Dokąd doszedłem?
Za Tybr?
Muszę się cofnąć. Jeszcze przed mostem jest bar, niegdyś podobno prowadzony przez urocze starsze babcie, które często podrzucały księżom z Instytutu Polskiego ciasto, torcik, inny słodycz... Potem babcie zamknęły bar i chyba sprzedały. W każdym razie, we wrześniu po uroczystym otwarciu oczom klientów zaprezentował się neosecesyjny wystrój wnętrza, miła obsługa i minimalnie wyższe niż 2 przecznice dalej ceny.
Nie widziałem, żeby kiedykolwiek było tu pusto. Idąc do szkoły widzę zamawiających cappuccino z rogalikiem (włoskie śniadanie). Wracając ze szkoły - widzę tłum oblegający kasę (kawa, kanapka, ciastko). Zawsze dużo turystów - przeważnie amerykańskich, chociaż większość klientów to miejscowi pracownicy okolicznych biur, hoteli, sklepów...
Bar mieści się na rogu dwóch, dość ruchliwych ulic. Nie przeszkadza to jednak pewnemu panu, właścicielowi dużego, granatowego Mercedesa, zostawiać go na ŚRODKU wysepki przy skrzyżowaniu. Na wypadek, gdyby ktoś nie mógł przejechać, ominąć, czy miał jakiś inny problem, za przednią szybą umieszczona jest kartka z napisem: "Jestem w barze obok!" Ot, cały Rzym...

P.S. A może to nie pan, tylko pani...?

Von piotr um 13:51h| 1 Kommentar |Skomentuj ->comment

 

wtorek, 15. lutego 2005
Ktoś pytał, czy leciałem samolotem w koloratce.
Odpowiem słowami ks. Oszajcy:
"Wystarczy się przejechać pociągiem w koloratce i bez koloratki. Jeśli jesteś w koloratce, masz łatwy żywot. Z jednej strony są ci, którzy ciebie lubią, z drugiej ci, którzy będą cię atakować. Ani w jednym, ani w drugim przypadku nie dowiesz się prawdy."
Ale czasem zmieniam zdanie...

Von piotr um 17:28h| 3 Kommentare |Skomentuj ->comment