... newer stories
?roda, 12. pa?dziernika 2005
piotr, 01:42h
Wczoraj cieszyłem się świetną lokalizacją domu, w którym mieszkam, dzisiaj zauważam pewne wady. Otóż trwa Ramadan i muzułmanie robią po zachodzie słońca imprezy. Właśnie przez zamknięte okno wdzierają się do mojego pokoju dźwięki kolejnej piosenki - makabrycznie głośnej, arabskiej i trochę denerwującej swoją niezwykłą dla Europejczyjków harmonią.
Cóż... Przeżyłem rok hałasu ulicy w centrum Rzymu - przeżyję i Ramadan...
Dziś rano wyruszyłem na wędrówkę po Świętym Mieście i po odwiedzeniu wielu miejsc (za dużo by opowiadać) w pewnym momencie znalazłem się na poziomie dachów (!) Nie wiem jak to się stało - po prostu szedłem i szedłem i schody jakieś były, potem dziwne przejścia, schodki, wąskie zułki i nagle jestem NAD ULICAMI. Pusto, gorąco, a ja nie umiem wrócić. Krążę, szukam jakiegoś wyjścia i nic. Już miałem zcząć się niepokoić, gdy spotkałem trzech Żydów. W czarnych chałatach, kapeluszach i z pejsami wyglądali na tym dachu jak nierzeczywiste zjawisko. Zapytałem grzecznie o jakieś przejście, zejście czy wyjście, a oni równie grzecznie wskazli mi małe drzwiczki. Wchodzę, a tu jesziwa, czyli taka szkoła rabiniczna. Żydzi siedzą i czytają. Nawet nie miałem czasu się poprzyglądać, tylko szybko znalazłem schodki, potem drugie, trzy zaułki i znowu schody i wyszedłem w części muzułmańskiej. Tu spotkałem Kawasaki. To ksiądz z Tokyo. Nie pamiętam nigdy jego imienia i wmyślach nazywam go Honsiu albo Kawasaki. Wracał sobie z jakichś lekcji. Opowiedziałem mu przygodę z dachami, a on mnie pyta, czy chcę zobaczyć prawdziwy dach. Też mi pytanie! Poszliśmy do jego szkoły - instytut jakiś zakonny, czy coś i mogłem wejść na prawdziwy dach. Z tej wysokości widać było pięknie Meczet na górze Moria (Dome of The Rock) i w ogóle widać było dużo.
Potem powiedziałem Kawasakiemu, że do Meczetu wejść można od 7 do 9 rano. A on mi na to, że spróbujemy przez checkpoint przy Ścianie Płaczu. Dotarliśmy tam w miarę sprawnie i moje przewidywania się potwierdziły - zamknięte.
Ale nie ma tego złego... Honsiu opowiedział mi dużo ciekawostek o tej częśći miasta. Potem patrząc z wysokości murów wspomniał o Sadzawce Siloe, do której podobno można dojść za dnia i we dwóch, albo trzech, bo Muzułmanie od czasu ostatniej intifady nie lubią obcych. Mówię mu: "No to idziemy!" On się wahał, ale tylko przez pół sekundy i weszliśmy do części, gdzie żyje muzułmańska biedota. Widok nieciekawy - zero turystów, domy w opłakanym stanie, ludzie patrzą złowrogo spod oka. Ale co tam? Idziemy twardo ciągle w dół zboczem stromego pagórka. Dzielnica byłaby pełna turystów, a turyści to kasa, ale Arabowie więcej niż kasę cenią swoje przekonania. I klepią biedę, ale to chyba godne podziwu - idea ponad materię, poglądy ponad wygodne życie. Szkoda tylko, że ta idea i te poglądy pachną przemocą, fanatyzmem i nienawiścią. To nie do końca ich wina, ale to temat na dłuższy dyskurs. Tymczasem na dole Sadzawka Siloe (hmmm), potem wspinamy się inną ścieżką do ruin starożytnego Miasta Dawida. Kawasaki cały czas mi objaśnia, tłumaczy, pokazuje. Widzę drogę, którą prawdopodobnie Jezus wjeżdżał na osiołku do Jerozolimy i Wzgórze Oliwne. W końcu bezpiecznie wracamy do murów Starego Miasta i (błądząc niepotrzebnie wśród uliczek) wracamy na obiad. Zmęczony, ale szczęśliwy po obiedzie siadłem do nauki. I tak do tej pory (z przerwą na Eucharystię, kolację i brewiarz). Czas iść spać. Jutro o 6.45 z Liborem (Słowakiem) idziemy do Meczetu Al Aqsa i do Dome of the Rock, skąd Mahomet został wzięty do nieba (podobno).
To tyle...
P.S.1. Na piątek mam tylko 2 pierwsze rozdziału Listu do Koryntian.
P.S.2. Co miało znaczyć to "hmmm" przy Sadzawce Siloe?
P.S.3. Po raz drugi żałuję, że nie mam aparatu (pierwszy raz żałowałem w New Yorku).
Cóż... Przeżyłem rok hałasu ulicy w centrum Rzymu - przeżyję i Ramadan...
Dziś rano wyruszyłem na wędrówkę po Świętym Mieście i po odwiedzeniu wielu miejsc (za dużo by opowiadać) w pewnym momencie znalazłem się na poziomie dachów (!) Nie wiem jak to się stało - po prostu szedłem i szedłem i schody jakieś były, potem dziwne przejścia, schodki, wąskie zułki i nagle jestem NAD ULICAMI. Pusto, gorąco, a ja nie umiem wrócić. Krążę, szukam jakiegoś wyjścia i nic. Już miałem zcząć się niepokoić, gdy spotkałem trzech Żydów. W czarnych chałatach, kapeluszach i z pejsami wyglądali na tym dachu jak nierzeczywiste zjawisko. Zapytałem grzecznie o jakieś przejście, zejście czy wyjście, a oni równie grzecznie wskazli mi małe drzwiczki. Wchodzę, a tu jesziwa, czyli taka szkoła rabiniczna. Żydzi siedzą i czytają. Nawet nie miałem czasu się poprzyglądać, tylko szybko znalazłem schodki, potem drugie, trzy zaułki i znowu schody i wyszedłem w części muzułmańskiej. Tu spotkałem Kawasaki. To ksiądz z Tokyo. Nie pamiętam nigdy jego imienia i wmyślach nazywam go Honsiu albo Kawasaki. Wracał sobie z jakichś lekcji. Opowiedziałem mu przygodę z dachami, a on mnie pyta, czy chcę zobaczyć prawdziwy dach. Też mi pytanie! Poszliśmy do jego szkoły - instytut jakiś zakonny, czy coś i mogłem wejść na prawdziwy dach. Z tej wysokości widać było pięknie Meczet na górze Moria (Dome of The Rock) i w ogóle widać było dużo.
Potem powiedziałem Kawasakiemu, że do Meczetu wejść można od 7 do 9 rano. A on mi na to, że spróbujemy przez checkpoint przy Ścianie Płaczu. Dotarliśmy tam w miarę sprawnie i moje przewidywania się potwierdziły - zamknięte.
Ale nie ma tego złego... Honsiu opowiedział mi dużo ciekawostek o tej częśći miasta. Potem patrząc z wysokości murów wspomniał o Sadzawce Siloe, do której podobno można dojść za dnia i we dwóch, albo trzech, bo Muzułmanie od czasu ostatniej intifady nie lubią obcych. Mówię mu: "No to idziemy!" On się wahał, ale tylko przez pół sekundy i weszliśmy do części, gdzie żyje muzułmańska biedota. Widok nieciekawy - zero turystów, domy w opłakanym stanie, ludzie patrzą złowrogo spod oka. Ale co tam? Idziemy twardo ciągle w dół zboczem stromego pagórka. Dzielnica byłaby pełna turystów, a turyści to kasa, ale Arabowie więcej niż kasę cenią swoje przekonania. I klepią biedę, ale to chyba godne podziwu - idea ponad materię, poglądy ponad wygodne życie. Szkoda tylko, że ta idea i te poglądy pachną przemocą, fanatyzmem i nienawiścią. To nie do końca ich wina, ale to temat na dłuższy dyskurs. Tymczasem na dole Sadzawka Siloe (hmmm), potem wspinamy się inną ścieżką do ruin starożytnego Miasta Dawida. Kawasaki cały czas mi objaśnia, tłumaczy, pokazuje. Widzę drogę, którą prawdopodobnie Jezus wjeżdżał na osiołku do Jerozolimy i Wzgórze Oliwne. W końcu bezpiecznie wracamy do murów Starego Miasta i (błądząc niepotrzebnie wśród uliczek) wracamy na obiad. Zmęczony, ale szczęśliwy po obiedzie siadłem do nauki. I tak do tej pory (z przerwą na Eucharystię, kolację i brewiarz). Czas iść spać. Jutro o 6.45 z Liborem (Słowakiem) idziemy do Meczetu Al Aqsa i do Dome of the Rock, skąd Mahomet został wzięty do nieba (podobno).
To tyle...
P.S.1. Na piątek mam tylko 2 pierwsze rozdziału Listu do Koryntian.
P.S.2. Co miało znaczyć to "hmmm" przy Sadzawce Siloe?
P.S.3. Po raz drugi żałuję, że nie mam aparatu (pierwszy raz żałowałem w New Yorku).
wtorek, 11. pa?dziernika 2005
Już stoją nasze stopy w bramach twoich, o Jeruzalem...
piotr, 01:39h
Z mojego okna widzę mur Starego Miasta. Z podświetloną w nocy ścianą kontrastują wielkie palmy.
Kilka minut i jestem wśród wąskich uliczek - w lepszym miejscu nie można mieszkać.
Zaraz po śniadaniu ruszyłem do Bazyliki Grobu Pańskiego. Pomodliłem się w jakiś przedziwny sposób - jakoś całym sobą, byciem tam, patrzeniem - nie trzeba słów.
Poprosiłem Franciszkanina o spowiedź po polsku i wyszedłem z Bazyliki inny...
Wieczorem zapakowałem Biblię do plecaczka i poszedłem na poszukiwanie Zachodniej Ściany. Kontrola, bramka z wykrywaczem metalu, obowiązkowe nakrycie głowy i jestem na miejscu.
Chwilę modliłem się stojąc twarzą do muru, potem usiadłem na krzesłku i otworzyłem Psalm 122.
Było po 21.00. O tej porze nie ma tu turystów. Są tylko pielgrzymi modlący się i recytujący po hebrajsku fragmenty Księgi.
Wracając zabłądziłem wśród uliczek i znalazłem się w części arabskiej. Pusto, ciemno i tylko grupy wyrostków. Momentami miałem stracha, ale dotarłem do Bramy Damasceńskiej i wzdłuż muru szedłem prosto do domu.
Za dużo wrażeń jak na pierwszy dzień...
Zajęcia zaczynają się w piątek. Do tego czasu mam przeczytać 1 Kor po grecku. Trzeba przysiąść od jutra.

Ps 122:
Uradowałem się, gdy mi powiedziano: «Pójdziemy do domu Pańskiego!»
Już stoją nasze nogi w twych bramach, o Jeruzalem,
Jeruzalem, wzniesione jako miasto gęsto i ściśle zabudowane.
Tam wstępują pokolenia, pokolenia Pańskie, według prawa Izraela, aby wielbić imię Pańskie.
Tam ustawiono trony sędziowskie, trony domu Dawida.
Proście o pokój dla Jeruzalem, niech zażywają pokoju ci, którzy ciebie miłują!
Niech pokój będzie w twoich murach, a bezpieczeństwo w twych pałacach!
Przez wzgląd na moich braci i przyjaciół będę mówił: «Pokój w tobie!»
Przez wzgląd na dom Pana, Boga naszego, będę się modlił o dobro dla ciebie.
Kilka minut i jestem wśród wąskich uliczek - w lepszym miejscu nie można mieszkać.
Zaraz po śniadaniu ruszyłem do Bazyliki Grobu Pańskiego. Pomodliłem się w jakiś przedziwny sposób - jakoś całym sobą, byciem tam, patrzeniem - nie trzeba słów.
Poprosiłem Franciszkanina o spowiedź po polsku i wyszedłem z Bazyliki inny...
Wieczorem zapakowałem Biblię do plecaczka i poszedłem na poszukiwanie Zachodniej Ściany. Kontrola, bramka z wykrywaczem metalu, obowiązkowe nakrycie głowy i jestem na miejscu.
Chwilę modliłem się stojąc twarzą do muru, potem usiadłem na krzesłku i otworzyłem Psalm 122.
Było po 21.00. O tej porze nie ma tu turystów. Są tylko pielgrzymi modlący się i recytujący po hebrajsku fragmenty Księgi.
Wracając zabłądziłem wśród uliczek i znalazłem się w części arabskiej. Pusto, ciemno i tylko grupy wyrostków. Momentami miałem stracha, ale dotarłem do Bramy Damasceńskiej i wzdłuż muru szedłem prosto do domu.
Za dużo wrażeń jak na pierwszy dzień...
Zajęcia zaczynają się w piątek. Do tego czasu mam przeczytać 1 Kor po grecku. Trzeba przysiąść od jutra.

Ps 122:
Uradowałem się, gdy mi powiedziano: «Pójdziemy do domu Pańskiego!»
Już stoją nasze nogi w twych bramach, o Jeruzalem,
Jeruzalem, wzniesione jako miasto gęsto i ściśle zabudowane.
Tam wstępują pokolenia, pokolenia Pańskie, według prawa Izraela, aby wielbić imię Pańskie.
Tam ustawiono trony sędziowskie, trony domu Dawida.
Proście o pokój dla Jeruzalem, niech zażywają pokoju ci, którzy ciebie miłują!
Niech pokój będzie w twoich murach, a bezpieczeństwo w twych pałacach!
Przez wzgląd na moich braci i przyjaciół będę mówił: «Pokój w tobie!»
Przez wzgląd na dom Pana, Boga naszego, będę się modlił o dobro dla ciebie.
poniedzia?ek, 10. pa?dziernika 2005
Szalom
piotr, 00:25h
Najpierw było nieco nerwowo w Berlinie. Pani kazała wypakować 2 kg z torby. Po długich namysłach wypadła biała koszula, stalowe spodnie (na kant) i drewniany wieszak na spodnie. Potem 2 kg z podręcznego. Tu zastanawiania było więcej. Wypadł brewiarz tom 1 - będzie potrzebny dopiero na Adwent i Biblia angielskojęzyczna.
Wylądowałem w Budapeszcie punktualnie. Złapałem busika do centrum i próbowałem znależć jakąć informację turystyczną. I tu niespodzianka - na każdym kroku darmowe plany miasta, informacje, kantory wymiany walut. Dostałem przewodnik po polsku, bilet na autobus pod tytułem "2 godzinne zwiedzanie z komentarzem" i ruszyłem oglądać Peszt i Budę (bo w tej kolejności jechaliśmy).
Miasto cudowne, co tu kryć. Posilić się mogłem w Burger Kingu, ale mimo nieznajomości języka wybrałem bardziej egzotyczne miejsce typu "coś lokalnego" - wbrew obawom w Menù nie było niczego ostrego.
Nieco gorzej poszło mi w Metrze. Nie wziąłem całodziennego biletu, bo musiałem tylko 4 razy przejechać. Niestety po węgiersku potrafię tylko powiedzieć "Wesołych Świąt Wielkanocnych" i to ze słowiańskim akcentem, a informacje były tylko w magyar. Wybrałem bilet na 30 min. Okazało się, że był tylko na 3 stacje - ja przejechałem 4. Pani kontrolerka była bezlitosna - 10 $ kary. Od razu przypomniał mi się film "Kontrolerzy" - to przecież w budapesztańskim Metro się działo!
W związku z nieplanowanym wydatkiem postanowiłem nie płynąć statkiem po Dunaju (pięknym, choć nie modrym) i zacząłem rozglądać się uważniej. Wstąpiłem do kościoła - nie wiedząc czy jest rzymskokatolicki i zastałem końcówkę nabożeństwa różańcowego a potem zostałem na Mszy. Nic nie zrozumiałem, ale cieszyłem się jak dzieciak.
Jeszcze tylko lody na jakimś Bardzo Znanym Placu i powrót na lotnisko.
Lot do Tel Aviv to 3 i pół godziny spania - przespałem nawet posiłek - taki zmęczony byłem.
Szukając busika do Jerozolimy spotkałem Assafa - studenta wracającego z Dublinu. Pomógł mi bardzo - całą drogę mi tłumaczył jak wymieniać pieniądze, żeby nie dać się oszukać, jak korzystać z komunikacji, gdzie zjeść dobrze i tanio, jak dzwonić do Polski i Italii. Zostawił mi numer telefonu - "Gdybyś potrzebował roweru - pożyczę ci."
Tak dotarłem na miejsce - Papieski Instytut Biblijny w Jerozolimie - mój dom na najbliższe 5 miesięcy - mieści się w pięknej okolicy. Do szóstej miałem godzinę, wiedząc, że brama będzie zamknięta zamówiłem kawę i rogalika na pobliskiej stacji benzynowej i oddałem się miłej konwersacji ze sprzedawcą. Czemu wszyscy tu mówią po angielsku? Bonawentura twierdzi, że to amerykańska kolonia. Powoli się przejaśniało. Zadzwoniłem do bramy, któś mi otworzył, pokazał pokój, wziąłem prysznic (spotkałem na korytarzu Libora), zamknąłem okiennice i zasnąłem...
O pierwszych wrażeniach następnym razem napiszę...

Wylądowałem w Budapeszcie punktualnie. Złapałem busika do centrum i próbowałem znależć jakąć informację turystyczną. I tu niespodzianka - na każdym kroku darmowe plany miasta, informacje, kantory wymiany walut. Dostałem przewodnik po polsku, bilet na autobus pod tytułem "2 godzinne zwiedzanie z komentarzem" i ruszyłem oglądać Peszt i Budę (bo w tej kolejności jechaliśmy).
Miasto cudowne, co tu kryć. Posilić się mogłem w Burger Kingu, ale mimo nieznajomości języka wybrałem bardziej egzotyczne miejsce typu "coś lokalnego" - wbrew obawom w Menù nie było niczego ostrego.
Nieco gorzej poszło mi w Metrze. Nie wziąłem całodziennego biletu, bo musiałem tylko 4 razy przejechać. Niestety po węgiersku potrafię tylko powiedzieć "Wesołych Świąt Wielkanocnych" i to ze słowiańskim akcentem, a informacje były tylko w magyar. Wybrałem bilet na 30 min. Okazało się, że był tylko na 3 stacje - ja przejechałem 4. Pani kontrolerka była bezlitosna - 10 $ kary. Od razu przypomniał mi się film "Kontrolerzy" - to przecież w budapesztańskim Metro się działo!
W związku z nieplanowanym wydatkiem postanowiłem nie płynąć statkiem po Dunaju (pięknym, choć nie modrym) i zacząłem rozglądać się uważniej. Wstąpiłem do kościoła - nie wiedząc czy jest rzymskokatolicki i zastałem końcówkę nabożeństwa różańcowego a potem zostałem na Mszy. Nic nie zrozumiałem, ale cieszyłem się jak dzieciak.
Jeszcze tylko lody na jakimś Bardzo Znanym Placu i powrót na lotnisko.
Lot do Tel Aviv to 3 i pół godziny spania - przespałem nawet posiłek - taki zmęczony byłem.
Szukając busika do Jerozolimy spotkałem Assafa - studenta wracającego z Dublinu. Pomógł mi bardzo - całą drogę mi tłumaczył jak wymieniać pieniądze, żeby nie dać się oszukać, jak korzystać z komunikacji, gdzie zjeść dobrze i tanio, jak dzwonić do Polski i Italii. Zostawił mi numer telefonu - "Gdybyś potrzebował roweru - pożyczę ci."
Tak dotarłem na miejsce - Papieski Instytut Biblijny w Jerozolimie - mój dom na najbliższe 5 miesięcy - mieści się w pięknej okolicy. Do szóstej miałem godzinę, wiedząc, że brama będzie zamknięta zamówiłem kawę i rogalika na pobliskiej stacji benzynowej i oddałem się miłej konwersacji ze sprzedawcą. Czemu wszyscy tu mówią po angielsku? Bonawentura twierdzi, że to amerykańska kolonia. Powoli się przejaśniało. Zadzwoniłem do bramy, któś mi otworzył, pokazał pokój, wziąłem prysznic (spotkałem na korytarzu Libora), zamknąłem okiennice i zasnąłem...
O pierwszych wrażeniach następnym razem napiszę...

czwartek, 6. pa?dziernika 2005
piotr, 00:35h
Roman wrócił z Kirgistanu.
Opowiada o dzieciakach:
"Przez cały dzień bawią się w jeżdżenie na koniu. Wskakują na wszystko, co się da i udają, że jeżdżą kono. Wskakują praktycznie na wszystko, na przykład na krzesła, to znaczy na krzesła akurat nie, bo oni mieszkają w jurtach, a tam nie ma krzeseł, ale na wszystko oprócz krzeseł..."
Opowiada o dzieciakach:
"Przez cały dzień bawią się w jeżdżenie na koniu. Wskakują na wszystko, co się da i udają, że jeżdżą kono. Wskakują praktycznie na wszystko, na przykład na krzesła, to znaczy na krzesła akurat nie, bo oni mieszkają w jurtach, a tam nie ma krzeseł, ale na wszystko oprócz krzeseł..."
wtorek, 4. pa?dziernika 2005
Home, sweet home.
piotr, 23:17h
Nie ma jak w domu...
niedziela, 2. pa?dziernika 2005
Wpół do piątej...
piotr, 07:39h
"Może sen przyjdzie... Może mnie odwiedzisz..."

Zdałem dziś ostatni egzamin.
Pakowanie prawie skończone.
Za kilka godzin ucałuję polską ziemię - 5 dni z rodzicami.
A potem? Dalej w świat...
Niebo nad Rzymem było dziś błękitne jak u Mickiewicza...
Ostatnia noc - pod znakiem "Tańca z gwiazdami" na RaiUno i koncertów U2 i Anny Marii Jopek z płyt.
Artur prasuje, Jacek zasnął na fotelu, ja myślę, czy wszystko spakowałem...
"Ach śpij, bo właśnie..."
Jeszcze tylko dostać się na lotnisko punktualnie z wszystkimi bagażami...
Roma-Berlin 10:15.
Gute Nacht...
Będzie dobrze.


Zdałem dziś ostatni egzamin.
Pakowanie prawie skończone.
Za kilka godzin ucałuję polską ziemię - 5 dni z rodzicami.
A potem? Dalej w świat...
Niebo nad Rzymem było dziś błękitne jak u Mickiewicza...
Ostatnia noc - pod znakiem "Tańca z gwiazdami" na RaiUno i koncertów U2 i Anny Marii Jopek z płyt.
Artur prasuje, Jacek zasnął na fotelu, ja myślę, czy wszystko spakowałem...
"Ach śpij, bo właśnie..."
Jeszcze tylko dostać się na lotnisko punktualnie z wszystkimi bagażami...
Roma-Berlin 10:15.
Gute Nacht...
Będzie dobrze.

wtorek, 27. wrze?nia 2005
Moskaliki
piotr, 21:50h
Najpierw artykuł z Wyborczej:
TUTAJ
Teraz już wszystko wiadomo:
Mam fazę na pisanie moskalików.
Zaczęło się od Joanny, która mi jeden przysłała i musiałem sprawdzić co to jest i "z czym to się je".
Dla tych, którzy nie czytali artykułu, do którego link powyżej krótkie streszczenie.
Fragment wiersza "Patrz Kościuszko na nas z nieba" Rajmunda Suchodolskiego:
"Kto powiedział, że Moskale
Są to bracia dla Lechitów,
Temu pierwszy w łeb wypalę
Przed kościołem Karmelitów."
stał się pierwowzorem krótkich form literackich zwanych moskalikami.
Trzeba zachować rymy abab i rytm 8 sylabowca,
w pierwszym wersie powiedzieć o przedstawicielach jakiejś nacji,
w drugim o ich cechach (negatywnych, pozytywnych, bądź neutralnych),
w trzecim o "karze" dla osoby, która śmie tak twierdzić,
w czwartym o "miejscu kary" czyli kościele, klasztorze lub innym rzymskokatolickim miejscu.
To kalsyczny moskalik.
Kto chce się pośmiać podziwiając twórczość Polaków, niech zajrzy do wyżej zalinkowanego artykułu.
Są tam m.in. takie "arcydzieła":
Jeśli powie ktoś, że Turek
Ma przyjaciół w nas, Słowianach,
Krwią i mózgiem splami murek
Przy klasztorze na Bielanach.
Kto o Baskach mylnie sądzi,
Że kochają Wawel stary,
Udowodnię mu, że błądzi,
od obrazem świętej Klary.
Kto mi powie, że Anglicy
Wiedzą, co to są flamingi,
Tego wyślę do kostnicy
Spod ołtarza świętej Kingi.
Kto powiedział, że Turkmeni
Chodzą też wyprostowani,
Stan skupienia zaraz zmieni
U stóp Jasnogórskiej Pani.
Ja zmodyfikowałem zasadę tylko odrobinkę:
Rzecz ma się tyczyć mieszkańców Italii: Włochów, Włosiaków, Italiańców, Rzymian, Wenecjan, Sycylijczyków itd.
Ostatni wers ma tez mieć jakieś "miejsce włoskie".
I tyle.
Oto moje 4 moskaliki:
Kto by twierdził, że Włosiaki
Modę mają jak z muzeum,
Temu z nosa wyrwę kłaki,
W samym środku Colosseum.
Kto by mówił, że w Italii
Głupich ludzi jest bez liku,
Ten utonie w małej balii,
Na wybrzeżu Adriatyku.
Gdyby ktoś Włosiaka złajał,
Że z Afryki ma maniery,
Grdykę jego będę krajał
Na Piazzale numer 4.
Kto zawoła, że Rzymianki,
Półmetrowe mają nosy
Oko włożę mu do szklanki
Obok Placu Barbarossy.
Liczę na kilka "perełek" od stałych czytelników bloga.
P.S. Jeśli ktoś ma problem z zalogowaniem się - pisać na maila.
TUTAJ
Teraz już wszystko wiadomo:
Mam fazę na pisanie moskalików.
Zaczęło się od Joanny, która mi jeden przysłała i musiałem sprawdzić co to jest i "z czym to się je".
Dla tych, którzy nie czytali artykułu, do którego link powyżej krótkie streszczenie.
Fragment wiersza "Patrz Kościuszko na nas z nieba" Rajmunda Suchodolskiego:
"Kto powiedział, że Moskale
Są to bracia dla Lechitów,
Temu pierwszy w łeb wypalę
Przed kościołem Karmelitów."
stał się pierwowzorem krótkich form literackich zwanych moskalikami.
Trzeba zachować rymy abab i rytm 8 sylabowca,
w pierwszym wersie powiedzieć o przedstawicielach jakiejś nacji,
w drugim o ich cechach (negatywnych, pozytywnych, bądź neutralnych),
w trzecim o "karze" dla osoby, która śmie tak twierdzić,
w czwartym o "miejscu kary" czyli kościele, klasztorze lub innym rzymskokatolickim miejscu.
To kalsyczny moskalik.
Kto chce się pośmiać podziwiając twórczość Polaków, niech zajrzy do wyżej zalinkowanego artykułu.
Są tam m.in. takie "arcydzieła":
Jeśli powie ktoś, że Turek
Ma przyjaciół w nas, Słowianach,
Krwią i mózgiem splami murek
Przy klasztorze na Bielanach.
Kto o Baskach mylnie sądzi,
Że kochają Wawel stary,
Udowodnię mu, że błądzi,
od obrazem świętej Klary.
Kto mi powie, że Anglicy
Wiedzą, co to są flamingi,
Tego wyślę do kostnicy
Spod ołtarza świętej Kingi.
Kto powiedział, że Turkmeni
Chodzą też wyprostowani,
Stan skupienia zaraz zmieni
U stóp Jasnogórskiej Pani.
Ja zmodyfikowałem zasadę tylko odrobinkę:
Rzecz ma się tyczyć mieszkańców Italii: Włochów, Włosiaków, Italiańców, Rzymian, Wenecjan, Sycylijczyków itd.
Ostatni wers ma tez mieć jakieś "miejsce włoskie".
I tyle.
Oto moje 4 moskaliki:
Kto by twierdził, że Włosiaki
Modę mają jak z muzeum,
Temu z nosa wyrwę kłaki,
W samym środku Colosseum.
Kto by mówił, że w Italii
Głupich ludzi jest bez liku,
Ten utonie w małej balii,
Na wybrzeżu Adriatyku.
Gdyby ktoś Włosiaka złajał,
Że z Afryki ma maniery,
Grdykę jego będę krajał
Na Piazzale numer 4.
Kto zawoła, że Rzymianki,
Półmetrowe mają nosy
Oko włożę mu do szklanki
Obok Placu Barbarossy.
Liczę na kilka "perełek" od stałych czytelników bloga.
P.S. Jeśli ktoś ma problem z zalogowaniem się - pisać na maila.
sobota, 24. wrze?nia 2005
piotr, 21:52h
Ze względu na ciszę przedwyborczą powiem tylko:
!!! IDŹCIE GŁOSOWAĆ !!!
Ja nie mogę, bo jestem we włoskich górach i jak pomyślę, że ludzie ginęli, żeby wywalczyć Wolną Polskę, Wolne Wybory, Wolność i Demokrację a ileśtam milionów Polaków olewa sobie to wszystko, to aż mnie...
Cytat z http://www.wybieram.pl :
"Wystarczy 30 minut aktywności fizycznej dziennie, aby zadbać o swoje zdrowie – mówią lekarze. My pokażemy, że niewiele więcej wysiłku potrzeba, by stać się bardziej świadomym obywatelem.
* Zacznij dzień od porannej prasówki. Zobacz, co piszą najważniejsze gazety. Jeśli jesteś zbyt leniwy/leniwa, by iść do kiosku – wejdź na stronę internetową którejś z gazet. Teraz prawie każda z nich udostępnia swoje artykuły w Internecie.
* Wejdź na stronę internetową swojego kandydata na prezydenta lub partii, na którą masz zamiar głosować. Przejrzyj ich program. Zajrzyj też na strony innych partii. Porównaj, co mają do zaoferowania.
* Jeśli masz jakiekolwiek pytania lub wątpliwości – pisz. Na stronach internetowych kandydatów można znaleźć adresy e-mailowe. Wysłanie maila to tylko kilka minut, a w ten prosty sposób można sprawdzić jak traktują nas politycy (odpiszą? nie odpiszą? odpiszą na temat? dyplomatycznie będą unikać odpowiedzi?)
* Zorientuj się, gdzie będziesz głosował/głosowała. Jeśli wyjeżdżasz poza miejsce stałego zamieszkania, zorientuj się odpowiednio wcześniej jak oddać głos w innym mieście, czy kraju.
* Rozmawiaj o polityce ze znajomymi.
* Po wyborach nie zapominaj o swoim kandydacie. Zatrudniłeś/zatrudniłaś go – masz prawo kontrolować jak pracuje. Sprawdzaj go, wymagaj, pochwal, zgań. Jeśli się nie sprawdził, nie zatrudniaj go na kolejne cztery lata."
A jeśli nie wiesz na kogo, zrób sobie test preferencji:
http://www.latarnikwyborczy.pl
!!! IDŹ GŁOSOWAĆ !!!
Zrób to dla Polski.
!!! IDŹCIE GŁOSOWAĆ !!!
Ja nie mogę, bo jestem we włoskich górach i jak pomyślę, że ludzie ginęli, żeby wywalczyć Wolną Polskę, Wolne Wybory, Wolność i Demokrację a ileśtam milionów Polaków olewa sobie to wszystko, to aż mnie...
Cytat z http://www.wybieram.pl :
"Wystarczy 30 minut aktywności fizycznej dziennie, aby zadbać o swoje zdrowie – mówią lekarze. My pokażemy, że niewiele więcej wysiłku potrzeba, by stać się bardziej świadomym obywatelem.
* Zacznij dzień od porannej prasówki. Zobacz, co piszą najważniejsze gazety. Jeśli jesteś zbyt leniwy/leniwa, by iść do kiosku – wejdź na stronę internetową którejś z gazet. Teraz prawie każda z nich udostępnia swoje artykuły w Internecie.
* Wejdź na stronę internetową swojego kandydata na prezydenta lub partii, na którą masz zamiar głosować. Przejrzyj ich program. Zajrzyj też na strony innych partii. Porównaj, co mają do zaoferowania.
* Jeśli masz jakiekolwiek pytania lub wątpliwości – pisz. Na stronach internetowych kandydatów można znaleźć adresy e-mailowe. Wysłanie maila to tylko kilka minut, a w ten prosty sposób można sprawdzić jak traktują nas politycy (odpiszą? nie odpiszą? odpiszą na temat? dyplomatycznie będą unikać odpowiedzi?)
* Zorientuj się, gdzie będziesz głosował/głosowała. Jeśli wyjeżdżasz poza miejsce stałego zamieszkania, zorientuj się odpowiednio wcześniej jak oddać głos w innym mieście, czy kraju.
* Rozmawiaj o polityce ze znajomymi.
* Po wyborach nie zapominaj o swoim kandydacie. Zatrudniłeś/zatrudniłaś go – masz prawo kontrolować jak pracuje. Sprawdzaj go, wymagaj, pochwal, zgań. Jeśli się nie sprawdził, nie zatrudniaj go na kolejne cztery lata."
A jeśli nie wiesz na kogo, zrób sobie test preferencji:
http://www.latarnikwyborczy.pl
!!! IDŹ GŁOSOWAĆ !!!
Zrób to dla Polski.
sobota, 24. wrze?nia 2005
Gdzie jesteś Riki Tiki Tavi?
piotr, 01:11h
Carbonas - "s" wymawiać trochę jak angielskie "th" -wysunąć język między zęby na ok. 0,5 - 1 cm i powiedzieć "s".
Carbonath to w tutejszym dialekcie czarny wąż.
Leżał sobie tłusty na mojej drodze i wystraszył się pewnie tak samo jak ja.
F. leży u stóp potężnej skały. W połowie skały jest malutka kapliczka. Można się tam wspiąć w 15-20 minut. Lubiłem wziąć brewiarz i modlić się patrząc z góry na miateczko.
Lubiłem, dopóki nie zobaczyłem Carbonath.
Miejscowi twierdzą, że jest ich tu sporo.
Odtąd chodzę z duszą na ramieniu, mimo, że ten rodzaj węża nie jest niebezpieczny, ani jadowity i ucieka.
Ale przecież to WĄŻ.
Wszystko, stworzenie, co potrafi szybko si€ przemieszczać nie mając rąk ani nóg (z wyjątkiem może ryb) jest dla mnie przebrzydłe i napawa mnie strachem.
Kiedyś jeden ateista mi zarzucił, że jestem niekonsekwentny, uważając węże i żmije za brzydkie, wstręne i jednocześnie twierdząc, że Pan Bóg je stworzył: "To według Ciebie dlaczego je stworzył?".
Pewnie dlatego, żebym mógł kolejny raz zastanowić się, jak niepojęty jest Pan Bóg...
P.S. Drugi Carbonath leżał na drodze, gdy szedłem na szczyt, gdzie piękny krzyż i widok. Też się bałem, ale na szczęście nie byłem sam i musiałem trochę udawać, że nic sobie z jego obecności nie robię (mężczyznie głupio okazywać irracjonalny strach przy kobietach)...
A dzisiaj rzucałem się śniegiem (2800 m n.p.m.), ale to już inna historia...

Tylko takie węże lubię...
Carbonath to w tutejszym dialekcie czarny wąż.
Leżał sobie tłusty na mojej drodze i wystraszył się pewnie tak samo jak ja.
F. leży u stóp potężnej skały. W połowie skały jest malutka kapliczka. Można się tam wspiąć w 15-20 minut. Lubiłem wziąć brewiarz i modlić się patrząc z góry na miateczko.
Lubiłem, dopóki nie zobaczyłem Carbonath.
Miejscowi twierdzą, że jest ich tu sporo.
Odtąd chodzę z duszą na ramieniu, mimo, że ten rodzaj węża nie jest niebezpieczny, ani jadowity i ucieka.
Ale przecież to WĄŻ.
Wszystko, stworzenie, co potrafi szybko si€ przemieszczać nie mając rąk ani nóg (z wyjątkiem może ryb) jest dla mnie przebrzydłe i napawa mnie strachem.
Kiedyś jeden ateista mi zarzucił, że jestem niekonsekwentny, uważając węże i żmije za brzydkie, wstręne i jednocześnie twierdząc, że Pan Bóg je stworzył: "To według Ciebie dlaczego je stworzył?".
Pewnie dlatego, żebym mógł kolejny raz zastanowić się, jak niepojęty jest Pan Bóg...
P.S. Drugi Carbonath leżał na drodze, gdy szedłem na szczyt, gdzie piękny krzyż i widok. Też się bałem, ale na szczęście nie byłem sam i musiałem trochę udawać, że nic sobie z jego obecności nie robię (mężczyznie głupio okazywać irracjonalny strach przy kobietach)...
A dzisiaj rzucałem się śniegiem (2800 m n.p.m.), ale to już inna historia...

Tylko takie węże lubię...
czwartek, 22. wrze?nia 2005
A., Daniela, siostra Danieli...
piotr, 01:14h
A. jest od półtorej roku w "Wiara i Światło".
Każdy członek "Wiara i Światło" w F. poświęca chwilę swojego czasu jednej chorej osobie.
A. zabrał mnie dzisiaj do Danieli, którą odwiedza.
Daniela mieszka z siostrą.
Siostra Danieli całe życie poświęciła opiece nad swoją upośledzoną fizycznie i mentalnie siostrą.
A Daniela jest zakochana w A., który ma ponad 60 lat i dał jej aniołka na urodziny i przysyła jej kartki, gdy jedzie do Padwy albo gdzieś indziej.
A. jest listonoszem i za rok pójdzie na emeryturę.
I się ożeni, bo ma narzeczoną, z którą chodził "na poważnie" 20 lat temu, potem się rozstali, a rok temu się na nowo odnaleźli.
Poprzednia narzeczona A. umarła na kilka miesięcy przed ich ślubem i A. przez lata nie szukał nowych związków, tylko grał po pracy w piłkę.
A. jest w porządku.
A siostra Danieli powinna dostać medal, order, nagrodę, Oscara, Bursztynowego Słowika, Pulitzera, Virtuti Militari, Grammy, Wiktora, Nobla, Order Uśmiechu, Srebrną Tarczę, Gloria Victis czy co tam przyznają, bo chociaż nie ma swojego życia - wygrała swoje życie.
Parafraza niedopuszczalna, ale idealna do sytuacji:
"Kto kocha tylko swoje życie - przegra je.
Kto straci swoje życie dla mnie lub jednego z moich najmniejszych - wygra je".
Zbyt radykalne?
Nie dla wszystkich?
To może chociaż wolontariat sobie jakis znajdź...
Każdy członek "Wiara i Światło" w F. poświęca chwilę swojego czasu jednej chorej osobie.
A. zabrał mnie dzisiaj do Danieli, którą odwiedza.
Daniela mieszka z siostrą.
Siostra Danieli całe życie poświęciła opiece nad swoją upośledzoną fizycznie i mentalnie siostrą.
A Daniela jest zakochana w A., który ma ponad 60 lat i dał jej aniołka na urodziny i przysyła jej kartki, gdy jedzie do Padwy albo gdzieś indziej.
A. jest listonoszem i za rok pójdzie na emeryturę.
I się ożeni, bo ma narzeczoną, z którą chodził "na poważnie" 20 lat temu, potem się rozstali, a rok temu się na nowo odnaleźli.
Poprzednia narzeczona A. umarła na kilka miesięcy przed ich ślubem i A. przez lata nie szukał nowych związków, tylko grał po pracy w piłkę.
A. jest w porządku.
A siostra Danieli powinna dostać medal, order, nagrodę, Oscara, Bursztynowego Słowika, Pulitzera, Virtuti Militari, Grammy, Wiktora, Nobla, Order Uśmiechu, Srebrną Tarczę, Gloria Victis czy co tam przyznają, bo chociaż nie ma swojego życia - wygrała swoje życie.
Parafraza niedopuszczalna, ale idealna do sytuacji:
"Kto kocha tylko swoje życie - przegra je.
Kto straci swoje życie dla mnie lub jednego z moich najmniejszych - wygra je".
Zbyt radykalne?
Nie dla wszystkich?
To może chociaż wolontariat sobie jakis znajdź...
?roda, 21. wrze?nia 2005
Czas z E.
piotr, 02:31h
Miss Italia 2005 wybrana.
Kontrowersji mnóstwo.
Krytyka nowej formuły programu nie milknie.
Nawet Bruce`owi Willis`owi, który wręczał nagrodę się oberwało - że żadna z siedmiu koszul, jakie miał na sobie podczas siedmiu wieczorów mu "nie leżała".
E. spytała mnie, czy w Polsce też mamy Wybory Miss Italia...
Odpowiedziałem: "Nie, ale mamy Wybory Miss Polonia".
"Hmmm" - zastanowiła się E. i dodała: "To dziwne, ale w sumie logiczne".
Kontrowersji mnóstwo.
Krytyka nowej formuły programu nie milknie.
Nawet Bruce`owi Willis`owi, który wręczał nagrodę się oberwało - że żadna z siedmiu koszul, jakie miał na sobie podczas siedmiu wieczorów mu "nie leżała".
E. spytała mnie, czy w Polsce też mamy Wybory Miss Italia...
Odpowiedziałem: "Nie, ale mamy Wybory Miss Polonia".
"Hmmm" - zastanowiła się E. i dodała: "To dziwne, ale w sumie logiczne".
niedziela, 18. wrze?nia 2005
Z ostatniej chwili...
piotr, 02:35h
sobota, 17. wrze?nia 2005
piotr, 00:55h
"Trójki" można słuchać nawet w Dolomitach...
Nie do końca mam "takie leniwe wakacje", jak ktoś mi napisał.
Po pierwsze: uczę się.
Po drugie: zastępuję proboszcza.
Na przykład codziennie o 6.30 idę rozdać Komunię do Domu Spokojnej Starości, który mógłby być tematem oddzielnego postu.
Proboszcz ma parafialny Dom Starców.
Zatrudnia 63 osoby (w tym małym miasteczku to raczej najwiekszy pracodawca), jest odbiorcą wielu towarów i usług od lokalnych przedsiębiorców (co napędza koniunkturę ekonomiczną), ale przede wszystkim uczynił poszukiwane przez wielu ludzi z okolicy miejsce godnego spędzania ostatnich lat życia.
I godnego umierania - w jedności ze światem i Bogiem.
Dzisiaj rano odeszła Maria.
Przyszedłem z Komunią i zastałem zgromadzoną rodzinę i pielęgniarki, które zajmowały się nią przez ostatnie dwadzieścia kilka miesięcy.
Pożegnaliśmy ją razem.
"Nacierpiała się biedaczka" - mówią sąsiedzi - 2 lata sparaliżowana, na koniec niezdolna nawet do przyjmowania pokarmu inaczej niż przez sondę.
Odeszła do swojego prawdziwego Domu - wierzę w to.
Proboszcz, do którego zadzwoniłem mówił, że "była gotowa".
Uwierz, nawróć się, przyjmij Zbawienie.
Uznaj Jezusa za swojego Pana.
"Takie tam, slogany, proszę księdza". -
Taaaak, slogany... Najważniejsze w życiu... I po życiu...
Ciao, Maria...

Nie do końca mam "takie leniwe wakacje", jak ktoś mi napisał.
Po pierwsze: uczę się.
Po drugie: zastępuję proboszcza.
Na przykład codziennie o 6.30 idę rozdać Komunię do Domu Spokojnej Starości, który mógłby być tematem oddzielnego postu.
Proboszcz ma parafialny Dom Starców.
Zatrudnia 63 osoby (w tym małym miasteczku to raczej najwiekszy pracodawca), jest odbiorcą wielu towarów i usług od lokalnych przedsiębiorców (co napędza koniunkturę ekonomiczną), ale przede wszystkim uczynił poszukiwane przez wielu ludzi z okolicy miejsce godnego spędzania ostatnich lat życia.
I godnego umierania - w jedności ze światem i Bogiem.
Dzisiaj rano odeszła Maria.
Przyszedłem z Komunią i zastałem zgromadzoną rodzinę i pielęgniarki, które zajmowały się nią przez ostatnie dwadzieścia kilka miesięcy.
Pożegnaliśmy ją razem.
"Nacierpiała się biedaczka" - mówią sąsiedzi - 2 lata sparaliżowana, na koniec niezdolna nawet do przyjmowania pokarmu inaczej niż przez sondę.
Odeszła do swojego prawdziwego Domu - wierzę w to.
Proboszcz, do którego zadzwoniłem mówił, że "była gotowa".
Uwierz, nawróć się, przyjmij Zbawienie.
Uznaj Jezusa za swojego Pana.
"Takie tam, slogany, proszę księdza". -
Taaaak, slogany... Najważniejsze w życiu... I po życiu...
Ciao, Maria...

pi?tek, 16. wrze?nia 2005
piotr, 01:56h
Dzień w górach.
Niewysokich - jakieś 1500 m n.p.m.
Fantastycznie!
Już wiem, dlaczego "Bóg mieszka na Wysokościach"...
Znalazłem chatkę na końcu świata. Kiedyś ktoś w niej chyba zamieszkiwał. Teraz opuszczona na zboczu zachwyca widokiem na cudowną zalesioną dolinę. Żeby dotrzeć tam w zimie potrzebny byłby chyba helikopter.
Echhhh. Spędzić tak pięć-sześć dni w samotności w tej chatce...
Rozmarzyłem się.
Na wszelki wypadek znalazłem nazwisko właścicielki - nigdy nic nie wiadomo: a nuż znajdzie się ktoś, kogo stać i kto kupiłby sobie to miejsce i troszkę je odnowił.
A potem pozwolił mi od czasu do czasu przyjechać.
Chętni proszeni są o zgłaszanie się...
A jeśli zadzwonisz już teraz otrzymasz gratis moje zapewnienie wsparcia duchowego i pomocy w ubieraniu choinki przed Świętami.
Niewysokich - jakieś 1500 m n.p.m.
Fantastycznie!
Już wiem, dlaczego "Bóg mieszka na Wysokościach"...
Znalazłem chatkę na końcu świata. Kiedyś ktoś w niej chyba zamieszkiwał. Teraz opuszczona na zboczu zachwyca widokiem na cudowną zalesioną dolinę. Żeby dotrzeć tam w zimie potrzebny byłby chyba helikopter.
Echhhh. Spędzić tak pięć-sześć dni w samotności w tej chatce...
Rozmarzyłem się.
Na wszelki wypadek znalazłem nazwisko właścicielki - nigdy nic nie wiadomo: a nuż znajdzie się ktoś, kogo stać i kto kupiłby sobie to miejsce i troszkę je odnowił.
A potem pozwolił mi od czasu do czasu przyjechać.
Chętni proszeni są o zgłaszanie się...
A jeśli zadzwonisz już teraz otrzymasz gratis moje zapewnienie wsparcia duchowego i pomocy w ubieraniu choinki przed Świętami.
... older stories