poniedzia?ek, 10. grudnia 2007
Coś o wczorajszych czytaniach...
Izajasz w drugiej odsłonie adwentowej to przede wszystkim obietnica o różdżce z pnia Jessego.
Nawet jeśli Twoje życie przypomina ścięte drzewo (korzenie niby są, ale życia nie widać), Bóg obiecuje, że z takiego obumarłego pniaka wypuści się zielona, pełna soków odrośl.

Pytania pomocnicze:
1. Kim był Jesse i jakie to ma znaczenie dla interpretacji tego proroctwa?
2. Kiedy to nadejdzie ten upragniony czas pokoju, gdy "dziecko włoży rękę do kryjówki żmiji" a "lew, jak wół będzie jadł słomę"?
3. Jak zobaczyć sens tego tekstu w połączeniu z obrazem Jana Chrzciciela "wołającego na pustkowiu"?
4. Co z tego wynika dla mojego życia?

Von piotr um 15:12h| 0 Kommentare |Skomentuj ->comment

 

sobota, 8. grudnia 2007
Wpis o braku tytułów
L. napisał, że niemal całkowicie zaprzestałem nadawania tekstom tytułów. Rzeczywiście. Hmmm. O czym to może świadczyć?
P.S. A ile się musiałem nawysilać, żeby tę notkę jakoś zatytułować...

Von piotr um 22:59h| 1 Kommentar |Skomentuj ->comment

 

czwartek, 6. grudnia 2007
Wczoraj wczesnym rankiem, zostałem mimowolnym świadkiem ustawiania choinki na Placu Św. Piotra.
Lekko koślawa jeszcze, ale pewnie wkrótce ją nieco przyczeszą i wygładzą. Budowa stajenki też trwa w najlepsze.
Krok po kroku, krok po kroczku...
P.S. Tymczasem warto się zadwentować trochę, czyli zatrzymać i popatrzeć na to wszystko, co w naszym życiu jest niewidoczne dla oczu.
A potem pomyśleć: dlaczego to jest niewidoczne.

Von piotr um 12:38h| 1 Kommentar |Skomentuj ->comment

 

?roda, 5. grudnia 2007
Każdy, kto choćby otarł się o Księgę Psalmów może mieć przeczucie, że zawiera ona różne typy tychże tytułowych "psalmów". Pewnie psalm, jako gatunek literacki doczekał się wielu analiz, wśród nich takich, które wszystkie te typy próbują sklasyfikować. Nie zagłębiając się w zbyt wiele szczegółów zwróciłem uwagę na te tzw. "lamentujące". Ktoś cierpi i wyraża to w pieśni. Znowu - nie idąc za daleko w rozróżnienia typowych elementów lamentacji zastanowiły mnie powody, dla których niektórzy chrześcijanie stanowczo odrzucają jakąkolwiek formę lamentu psalmicznego. Podpierając się Simundsonem (Danielem bodajże) sformułowałbym te powody następująco:
1. Lamentacje są zbyt pesymistyczne, mogą zachęcać do chorobliwego przejmowania się własnymi sprawami.
2. Mogą pobudzać do szorstkiego odnoszenia się do innych.
3. Wydają się być nieodpowiedniimi dla chrześcijan w świetle objawienia się Boga w Jezusie.
4. W stosunku do Boga lamentacje przyjmują czasem szorstką (chyba już użyłem tego słowa), roszczeniową postawę.
5. Ludzie dziś uważają, że gdy cierpimy powinniśmy być raczej cierpliwi, podczas, gdy lamentacje demonstrują często brak cierpliwości.
6. Lamentujący podkreśla często swoją niewinność, co brzmi jakby brakowało mu pokory.
Ciekawe to wszystko, ale z drugiej strony trzeba docenić lamentacje za ich szczerość.
Człowiek czytając widzi, że autor natchniony mógł sobie pozwolić na bycie sobą przed Bogiem, ergo jest możliwe połączenie pobożności i szczerości, można być świętym i szczerym do bólu przed samym Bogiem.
Z lamentacji przebija wiara w to, że Bóg jest sprawiedliwy, nawet jśli nie rozumiemy swojego cierpienia.
W lamentacjach pojawia się nadzieja, że prędzej, czy później Bóg naprawi niedoskonałą sytuację.
Wreszcie, prawda ma zawsze walor terapeutyczny. Wielu chrześcijan twierdzi, że czytanie psalmów lamentujących pozwoliło im znaleźć równowagę psychiczną, kiedy otoczenie oczekiwało od nich usmiechu i świadectwa zaufania Chrystusowi, a w nich rosła pustka, żal albo nawet gniew na Boga. Zamiast zakładać maskę "przykładnego brata w Chrystusie", który nawet w chwilach najtrudniejszych jest pełen ufności i nigdy, ale to nigdy nie wątpi warto poczytać, jakie uczucia rodziły się w sercach autorów, którzy spisywali nie tylko to, co sami odczuwali, ale też to, co Bóg chciał, aby nam zostawili.
Żeby nie gmatwać za dużo: jakiś powód obecności tego typu literatury w Biblii istnieje.
Może w jakimś trudnym momencie życia, ktoś dwa i pół do trzech tysięcy lat po ułożeniu i spisaniu danego psalmu, odnajdzie w nim siebie, a potem powoli odnajdzie też to, co trudne doświadczenia w nim przygniotły. I jak trawa nadepnięta pochyla się do samej ziemi cierpiąc, żeby wkrótce podnieść się znowu i wyprostować ku niebu, tak i on powstanie i zrozumie niezrozumiałe - że jego cierpienie może mieć sens.

Von piotr um 18:56h| 0 Kommentare |Skomentuj ->comment

 

wtorek, 4. grudnia 2007
Zapowiadane kolejne obserwacje na temat obecności "polactwa" wokół nas mogą pojawiać się w nieregularnych odstępach czasowych. Powód jest prosty: jak coś zauważę - opiszę.
Dzisiaj o "polactwie" plującym do własnej szklanki (mniej łagodne określenia np. o "robieniu kupy" do swojej kanki z mlekiem mogą być zbyt drastyczne).
Ponieważ w mojej lekturze Ziemkiewicza dotarłem do mniej więcej (może troszke więcej) połowy, nie mam pewności, czy ten temat nie pojawi się tam. Ale co tam, rzecz dotyczy moich obserwacji z ostatnich dni.
Otóż "polactwa" nie interesuje za bardzo opinia innych o ich własnym narodzie. Nieco to przewrotne, bo czasem jest to główny argument typu "cały świat śmieje się z tego, czy tamtego". Ten argument to tylko ściemnianie i próba potwierdznia swoich własnych racji, a tak naprawdę "polactwo" i tak wie LEPIEJ i jeśli cały świat nie zgada się z jego zdaniem - tym gorzej dla świata.
Ale wracamy do plucia. Przykład zachowania autodestrukcyjnego zauważyłem u jednego z ludzi, mających (niestety) mieć w przyszłości kontakt z tzw. dyplomacją. Pomijając absolutnie fundamentalną konieczność unikania sądów radykalnych, która zapewnia odpowiednie minimum "bezpieczeństwa" uważam, że sam fakt bycia Polakiem zobowiązuje do pozytywnego przedstawiania naszego kraju. Tym bardziej, że ludzie z różnych zakątków świata, dla których kraina między Tatrami a Bałtykiem nie jest pępkiem świata ani nawet Europy mają o tym miejscu (często) blade pojęcie. Moje skromne doświadczenie kontaktu z cudzoziemcami pokazało mi, że dla zdecydowanej większości z nich Polska to po prostu Jan Paweł II i... tak, tak Lech Wałęsa. W obu przypadkach trudna głoska "Ł" nadaje malowniczości próbom wymówienia "Wojtila" czy "Waleza".
O ile nawet "polactwo" jeszcze ciągle masowo broni JP2 przed nielicznymi (ale jednak) atakami w wewnątrzkrajowej dyskusji, o tyle były prezydent opluwany jest ze wszystkich stron. Moge zrozumieć różnicę poglądów, mogę zrozumieć polityczny radykalizm, "polackie" zacietrzewienie, pieniactwo, nawet głupotę (choć ta ostatnia jest jednym z najcięźszych grzechów, ale proszę mnie nie cytować). Nie mogę jednak zrozumieć kompletnego braku instynktu samozachowawczego. Przecież nawet małpa średnioczłekokształtna wie, że własnego terytorium trzeba bronić, albo z niego wiać, gdy to niemożliwe. "Polactwo" opluwa Wałęsę przy zagraniczniakach wychodząc z założenia, że robi dobrze, bo mówi o swoich przekonaniach.
A przekonanie "polactwa" jest takie, że przecież nasz bohater narodowy "nie do końca był czysty". Wyobraziłem sobie bagno od jednego krańca horyzontu po drugi. Wszyscy w tym bagnie się taplają latami. Nagle wynurza głowę jeden gość i krzyczy: "Osuszmy bagno!". Pomijam sprawę tego, czy był jeden, czy był bagiennym robotnikiem, czy miał za sobą bagienną inteligencję, czy był symbolem masowego wołania bagniaków o suszenie, czy miał predyspozycje na wodza rewolucji bagiennej, czy nie. Zawołał i bagno wysiłkiem wielu, zostało osuszone. Widząc ten przykład mieszkańcy ościennych trzęsawisk zapragnęli podobnego zrywu i ruszyli do masowej likwidacji moczar. Odtąd wszyscy mówili o elektryku z polskiego bagna, który rozwalił system mulistych błot.
Niestety, po kilkunastu latach "polactwo" wymyśliło, że elektryk był cały umazany bagnem (jakby żyjąc w tym środowisku ktokolwiek mógł się pochwalić wykrochmaloną białą koszulą). "Nie był całkiem czysty" - zabrzmiał wyrok, który wystarcza "polactwu" za powód do plucia na ikonę Polski w świecie.
Pomijam tutaj fakt, czy komuś podoba się, czy nie prezydentura pana Wałęsy. Nie interesuje mnie ocena jego "proroczych" wypowiedzi (mnożących się w pewnym okresie i bardzo popularnych szczególnie w kabaretach). Nie wnikam w zasadność istnienia i znikania wałęsowskich politycznych tworów. Proszę tylko o jedno: jeśli dla kogoś w dalekim zakątku świata, jedynym zdaniem, jakie może powiedzieć o Polsce Z PODZIWEM jest: "Lech Waleza OK", to nie "prostujmy" go od razu mówiąc: "To nie do końca tak jest, bo widzisz, musisz zrozumieć skomplikowaną sytuację..."
"Polactwo" wie lepiej i przygłupim chichotem reaguje na krzyki kilku polskich "babć" w zachodnioeuropejskiej stolicy (nie napiszę słowa, którym rzekomo uraczyły Wałęsę wychodzącego z kościoła, bo mi przez gardło nie chce przejść).
Jeśli to rzeczywiście miało miejsce (kilka miesięcy, czy lat temu), to ja Pana, Panie Prezydencie przepraszam. Nie za te boguduchawinne, zmęczone życiem, samotnością i codziennym potem, z daleka od Polski, panie, ale za tych podających się za inteligentów przedstawicieli "polactwa", którzy pod kilku płaszczykiem wyuczonych frazesów zioną pustką i głupotą, cieszą się taplaniem siebie i innych w szambim błotku, a wszystkich, którzy myślą inaczej niż oni uważają za durniów.
A jeszcze bardziej przepraszam za tych, którzy ich promują udając, że nie widzą jak beton (wbrew prawom fizyki) zawsze wypływa na powierznię.

Von piotr um 13:57h| 0 Kommentare |Skomentuj ->comment

 

poniedzia?ek, 3. grudnia 2007
Teologia po naszemu.
W jaki sposób odnotować fakt nadejścia Adwentu?
Typowa, powtarzana wczoraj pewnie we wszystkich kościołach definicja mówi o "czasie radosnego oczekiwania". Pomijając jej ogólnikowość zajmijmy się podwójnym aspektem "przyjścia" Tego, na którego czekamy. Z jednej strony wspomnimy Tajemnicę Jego przyjścia na świat w ciele materialnym (to uobecnia się ciągle), z drugiej akcentujemy Jego przyjście w Chwale na końcu czasów.
Czyli po naszemu: Jezus się narodził w Betlehem (Wcielenie - Bóg-Logos staje się ciałem) oraz Jezus przyjdzie kiedyś ponownie (Paruzja).
A gdyby chcieć jeszcze bardziej po naszemu?
Na kogo czekamy?
Na Zbawiciela.
Skoro już przyszedł i nas zbawił (uratował, uwolnił), to od czego ma nas zbawić wspominanie Jego przyjścia i przypominanie sobie, że On znowu przyjdzie?
Zbawiciel uwalnia od:
* lęku przed śmiercią,
* niewoli grzechu, np. pogoni za pieniądzem, nadużywaniem rzeczy stworzonych, myleniu miłości z namiętnością, etc.
* obawy przed czymkolwiek (nieszczęścia, choroby, klęski) i kimkolwiek (prześladowcy, wrogowie).
Każdy, z tych punktów zasługuje na odzielne rozważanie.
Na początek Adwentu niech nam wystarczy zwykłe stwierdzenie:
"Jesteś powołany, aby szybować pod niebem, a nie pełzać w błocie".
Jesteś zbawiony - przyjmij ten dar , abyś ŻYŁ!
Wszystko sprowadza się do doświadczenia (przez wielkie "D") spotkania (wielkie "S") z NIM (przez wielkie "J").
Pozdrawiam z cieplutkiej biblioteki.

Von piotr um 15:23h| 1 Kommentar |Skomentuj ->comment

 

niedziela, 2. grudnia 2007
Może to pod wpływem lektury Ziemkiewicza, ale zaczynam powoli "czuć" polactwo. Jest go mnóstwo wokoło - nawet w Italii.

Przykład 1 (akurat z Polski):
W normalnym kraju (czyt. takim, który ma silną ligę , a jego kluby GRAJĄ w Lidze Mistrzów) sędziom patrzy się na ręce bardzo uważnie. Po meczach Serie A, studio pełne ludzi - panie, panowie, gwiazdy sprotu, kina, muzyki i eksperci: trenerzy, zawodnicy, sędziowie. Pomijając fakt, że oprawa naprawdę zachęca do oglądania - kolorowo, żywo, z muzyką, modelkami, dowcipem, emocjami i typowo włoskim temperamentem - powtarza się bardzo dokładnie wszelkie sytuacje z boisk, o których można dyskutować, szczególnie decyzje sędziego. Był spalony, czy nie było? Faulował, czy zagrał "po piłce"? Wyszła w aut, czy była w boisku? Z róznych kamer, ujęć, kątów - zatrzymania, cofnięcia i dyskusja, dyskusja, dyskusja. Tak jest w normalnej lidze, gdzie nawet mistrzowski Juve poleciał za próby "ustawiania" wyniku.
Teraz to samo z naszej "pożalsięboże" EXTRA ligi zwanej ostatnio Orange.
Po pierwsze magazyn (w płatnej tv): gadające głowy. Trzy. Siedzą i ględzą. Nie mówię o skrótach z boisk, bo zima tam na całego (nie tylko w aurze, ale i w grze). Mówię o sytuacji w studio: szaro jakoś (znowu nie dosłownie), smętnie, gadają.
Potem jest reportarz z meczu. Dajmy na to dzisiejszy: Zagłębie - Widzew. Trzy czerwone kartki. Co najmniej dwie kontrowersyjne. Powtórka szybciutka, a potem komentarz, że "moim zdaniem za dużo tych kartek" i od razu wyjaśnienie: "no, ale tak sędzia zdecydował, a to on tu kartoniki rozdaje". I wszystko jasne. Sędzia jest "papieżem" na boisku. Nawet jeśli mamy wątpliwości - jego decyzji się nie podważa. Tylko, że piłka to nie Kościół (chociaż w takiej Brazylli football jest całkiem znaczącą religią). Włosi w takim przypadku analizują, pokazują, dyskutują i wiedzą, albo myślą, że wiedzą, czy dany sędzia jest profesjonalistą, czy odwala fuszerkę. Zresztą w normalnym kraju wszyscy zainteresowani znają nazwiska sędziów, albo nawet ich twarze - to w końcu ich decyzje stanowią ważną część widowiska. U nas - niszowy magazyn (z podejrzewam raczej niską oglądalnością) nie robi nic, żeby przyciągnąć przed ekrany kogoś więcej niż tylko zagorzałych entuzjastów, ale jeszcze wpsiuje się w ogólne podejście do sposobu sędziowania: "po co tu gadać, mecz już skończony, nic nie można zmienić, decyzji sędziego przecież nie da się cofnąć". Żadnego rozliczania, żadnego patrzenia na ręce, żadnych wymagań. I co logiczne: żadnego wpływu na dobór sędziów, ich coraz lepszą pracę i wzrost poziomu naszej ligi. Typowe polactwo.
Przykład drugi - jutro.

Von piotr um 01:51h| 0 Kommentare |Skomentuj ->comment

 

pi?tek, 30. listopada 2007
Mój pierwszy (a drużyny drugi) mecz tego sezonu calcetto zakończył się niespodziewanym zwycięstwem 4:3. I pomyśleć, że przegrywaliśmy 3:1...
Fajnie pograć w deszczu, ale jeszcze fajniej wziąć potem gorący prysznic, wypić szklankę herbaty z cytryną i wrócić do przytulnej biblioteki.

A to relacja pisana do D. w Jerozolimie, ktory liczy, ze wyjdziemy z grupy i zagra w fazie play-off po swoim powrocie w drugim semestrze:
[16.28.59] Ja napisał(a): pozdrawiam z biblioteki biblicum
[16.29.14] D. napisał(a): a ja z greki z 1 Kor
[16.29.16] Ja napisał(a): nie moge gadac, bo tu jest cisza, ale zrelacjonuje ci dzisiejszy mecz
[16.29.22] Ja napisał(a): 1 polowa
[16.29.24] D. napisał(a): oki
[16.29.54] Ja napisał(a): gramy z respektem, bo to kolegium transsylwania, czyli najlepsza druzyna - murowany faworyt
[16.30.15] Ja napisał(a): rumuni smialo ale my trzymamy pilecZke i gramy nia
[16.30.37] Ja napisał(a): podchodzimy coraz smielej i... 1:0 dla nas
[16.30.50] Ja napisał(a): dalej przewazamy
[16.30.56] Ja napisał(a): minimalnie, ale zawsze
[16.31.13] Ja napisał(a): niestety Rumuni sie wkurzyli i pra rowno
[16.31.33] Ja napisał(a): blad naszej obrony (zle wykorzystany aut) i 1:1
[16.31.45] Ja napisał(a): takim wynikiem konczy sie 1 polowa
[16.31.55] Ja napisał(a): rumuni pala w przerwie fajki
[16.31.57] D. napisał(a): i co dalej
[16.32.01] Ja napisał(a): deszcz ciagle pada
[16.32.03] D. napisał(a): a ty jak lew na bramce
[16.32.12] Ja napisał(a): jak lew i 100 tygrysow
[16.32.13] D. napisał(a): w panterce
[16.32.23] Ja napisał(a): nie, w starym dobrym stroju z orzelkiem
[16.32.29] D. napisał(a): oki
[16.32.32] Ja napisał(a): ale tu ciagle mokro
[16.32.37] Ja napisał(a): zaczynamy 2 polowe
[16.32.52] Ja napisał(a): rumuni probuja strzelac z daleka
[16.33.02] Ja napisał(a): nasi ciagle maja optyczna przewage
[16.33.20] Ja napisał(a): gramy, gramy, rumuni coraz blizej
[16.33.26] Ja napisał(a): mnoza sie faule
[16.33.30] Ja napisał(a): i rzuty wolne
[16.33.42] Ja napisał(a): po jednym z nich pilka laduje w naszej bramce
[16.33.45] D. napisał(a): uuuu
[16.33.52] Ja napisał(a): gramy dalej
[16.34.19] Ja napisał(a): znowu, niby mamy czesciej pilke w posiadaniu, ale nie przeklada sie to na wynik
[16.34.56] Ja napisał(a): po kolejnej naszej akcji krzycze, zeby wiecej strzelac, bo oni chca chyba wejsc do bramki z pilka
[16.35.07] D. napisał(a): i M strzela
[16.35.20] Ja napisał(a): kontra rumunow, faul znowu bardzo blisko naszej bramki
[16.35.35] Ja napisał(a): M ma dzis andrzejki, wiec pewnie strzela, ale lufy
[16.35.50] Ja napisał(a): Rumni przygotowuja sie do strzalu
[16.35.53] D. napisał(a): i Gibon, Kowalewski broni
[16.36.08] Ja napisał(a): ja sie dre do chlopakow, zeby przesunac mur w lewo
[16.36.22] Ja napisał(a): wypada mi krtan
[16.36.34] Ja napisał(a): w koncu sie przesuwaja
[16.36.39] Ja napisał(a): Rumun podaje do kolegi
[16.36.42] Ja napisał(a): strzal
[16.36.46] Ja napisał(a): i gibon broni
[16.36.47] D. napisał(a): pisz bo za 3 min idę biegać
[16.36.53] Ja napisał(a): ale byl gwizdek
[16.36.59] Ja napisał(a): za wczesnie strzelil
[16.37.02] Ja napisał(a): powtarzamy
[16.37.12] Ja napisał(a): rumuni identycznie podaja
[16.37.24] Ja napisał(a): strzal identyczny, tylko duzo wyze
[16.37.29] Ja napisał(a): w samo okno
[16.37.32] Ja napisał(a): 3:1
[16.37.35] D. napisał(a): uuuu
[16.37.40] Ja napisał(a): minuty leca
[16.37.46] Ja napisał(a): tak samo woda z nieba
[16.37.55] Ja napisał(a): nasi siedza na ich polowie
[16.38.00] Ja napisał(a): zostalo 10 min.
[16.38.12] Ja napisał(a): akcja za akcja ale malo strzalow
[16.38.18] Ja napisał(a): ciagle my atakujemy
[16.38.26] Ja napisał(a): wreszcie jest bramka kontaktowa
[16.38.36] Ja napisał(a): mamy cug
[16.38.46] Ja napisał(a): cisniemy niemilosiernie
[16.38.58] Ja napisał(a): mimo braku sil w obronie staramy sie kryc 1 na 1
[16.39.06] Ja napisał(a): i atakujemy
[16.39.12] Ja napisał(a): miastek drze sie na sedziego
[16.39.23] Ja napisał(a): uspokajamy go
[16.39.29] Ja napisał(a): ale on jest w transie
[16.39.31] D. napisał(a): brak sił spowodowany absencją (wypożyczeniem) podstawowego gracza
[16.39.43] Ja napisał(a): i nagle gol 3:3!!!!!!!!!!!!!!
[16.39.50] D. napisał(a): ładnie
[16.39.52] Ja napisał(a): radosci nie ma konca
[16.40.01] D. napisał(a): 1 minuta mi została
[16.40.08] Ja napisał(a): ale sedzia mowi, ze doliczy 1 minute
[16.40.13] Ja napisał(a): powtarzam 1 minute
[16.40.18] Ja napisał(a): wytrwac 60 sekund
[16.40.21] Ja napisał(a): 50
[16.40.24] Ja napisał(a): 45
[16.40.25] Ja napisał(a): 40
[16.40.47] Ja napisał(a): akcja naszych i piekna brameczka
[16.40.48] D. napisał(a): jaki wynik końcowy
[16.40.54] D. napisał(a): ładnie
[16.40.54] Ja napisał(a): chwile pozniej koniec!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
[16.40.57] D. napisał(a): 4:3
[16.41.02] Ja napisał(a): 4:3 z faworytem!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Von piotr um 13:55h| 1 Kommentar |Skomentuj ->comment

 

?roda, 28. listopada 2007
Miasto Ugarit leżało ok. pół mili od wybrzeża Syrii na wysokości Cypru. W 1928 r. pewien rolnik przypadkowo odkrył jakiś starożytny grób. Rozpoczęły się wykopaliska na ogromną skalę. Wykopano pałace, domy, świątynie i inne budynki. Do tego, oczywiście, mnóstwo tabliczek z tekstami – późna epoka brązu (ok. 1350 roku pne).
Chce ktoś poczytać?
Proszę bardzo:
Tekst o uczcie boga El (to również jedno z imion „naszego”, biblijnego Boga).
O żony, które poślubiłem,
O synowie, których spłodziłem,
Złóżcie ofiarę na świętej pustyni.
Tam, gdzie mieszkają skały i zarośla.
Przez siedem pełnych lat.
I osiem pełnych cykli.
Łaskawi bogowie wędrują przez step.
Polują przemierzając pustynię.
Zbliżają się do Strażnika zasiewu.
Wołają do Strażnika zasiewu.
O Strażniku, Strażniku, otwórz.
Otwiera im robiąc wyłom.
Wchodzą i mówią:
Jeśli jest chleb – daj nam jeść.
Jeśli jest wino – daj nam pić.
Strażnik zasiewu odpowiada:
Jest chleb dla przychodzącego.
Jest wino dla wstępującego.
Przynosi dzban wina.
Jego towarzystwo opływa w wino.

Co za bzdety...

Von piotr um 14:00h| 0 Kommentare |Skomentuj ->comment

 

poniedzia?ek, 26. listopada 2007
Czy tydzień może minąć jak jeden dzień? Wydaje mi się, że dopiero przyjechałem do Polski, a już siedzę w bibliotece w Rzymie.
Niespodziewane wakacje (5 dni w domu) zakończone. Pozostało po nich wspomnienie miłych wieczorów (i poranków) i smak wiśniowej Jogobelli, pieczonych kasztanów, jajecznicy na boczku, placków ziemniaczanych, żurku z jajem, etc.
Najbardziej bolesny jest powrót do nauki, chociaż jak na poniedziałek nie jest tak źle - zazwyczaj pierwszy dzień roboczy boli bardziej.
Wczoraj Cristo Re - najbardziej tajemnicze ze świąt: paradoks Króla wzgardzonego, pobitego, wyszydzonego, skrwawionego wreszcie zabitego.
Królestwo jest w nas. Nawet jeśli nie do końca rozumiemy, co to oznacza...

Von piotr um 15:45h| 2 Kommentare |Skomentuj ->comment

 

czwartek, 22. listopada 2007
Pozdrowienia z kraju, ktorego reprezentacja w pilke nozna zakwalifikowala sie do Mistrzostw Europy, konczac eliminacje na 1 miejscu w grupie!!!

Jezeli istnieje kontrast pomiedzy tandeta a geniuszem (jakis stary felieton o uzywaniu tych slow mnie zainspirowal) to
po tandetnym meczu, na tandetnym boisku i tandetnym wyniku przyszedl czas na genialne polskie piwo w genialnym miejscu z genialnym anystresowym dzialaniem.

A 0:0 w Porto, to kolejny dowod na istnienie Boga...

Von piotr um 14:33h| 0 Kommentare |Skomentuj ->comment

 

pi?tek, 16. listopada 2007
Jaki piękny jest świat, gdy nie trzeba się martwić ocenami: można sobie studiować z prawdziwą przyjemnością. Niestety, z różnych przyczyn, muszę walczyć o wysoką średnią. Trochę mnie to zżera ostatnio. Czekam na ocenę za pracę. Profesor oddał już ostateczną wersję, dał kilka swoich uwag na koniec i... nic. Idę do sekretariatu, nic nie wiedzą, każą czekać do popołudnia. Niestety, nic się nie pojawia w skrzynce również o 15.00. A liczyłem, że przyszły tydzień w Polsce będzie odetchnięciem po walcu, a tu ciągle wynik nieznany. Może jeszcze jutro...
Wracając do tygodnia w kraju-raju, to chciałem zrobić rodzicom niespodziankę i ni stąd ni z owąd zjawić się w domu. Znalazłem tani bilet, dałem Alexiusowi swój dyktafon, żeby nagrał mi te 3 wykłady, które mnie ominą i tylko nie mogłem nic wymyślić, żeby dostać się z Berlina do domu w sobotę o 22.00. No to zadzwoniłem do domu, zniszczyłem niespodziankę i tato przyjedzie po mnie. Może innym razem mi się uda.
Nic chyba nie wspomniałem o "Cosi fan tutte". Było miło i miło. Nie tylko muzyka piękna, ale i pomysł przeniesienia akcji z Neapolu do starożytnej Grecji. Wszystko ociekało sexem i zmysłowością. Już podczas uwertury jednej pani wyszło na wierzch coś z biustonosza, a potem ciągle napięcie rosło.
Na widowni większość bardzo operowo wystrojonych ludzi to studenci i studentki (te w szczególnie operowych kieckach) amerykańścy. Rozmawialiśmy według zasady: z Włochami po angielsku, z Amerykanami po Włosku. Tak naprawdę rozmów za wiele nie było: może tylko kiedy libretto spadło nam pod fotel i nie chcieliśmy nurkować pod nogi jakichś miłych, młodych pań. Jednym słowem: zabawy kupa, do tego geniusz Mozarta, który nawet z takiej opera buffa potrafi zrobić coś do posłuchania z zachwytem.
A wszystko powyższe napisałem w bibliotece, gdzie od kilku dni mam bezprzewodowego neta i bardzo mnie to odrywa od roboty.

Von piotr um 17:16h| 2 Kommentare |Skomentuj ->comment

 

pi?tek, 2. listopada 2007
Kiedy siedząc na pierwszym fotelu patrzyłem na rozbijające się o przednią szybę krople, przypomniała mi się wyprawa do Neapolu. "Raz w roku" gdzieś jadę i zawsze pada?
Na szczęście w samym Monte Cassino niebo błękitniało plamami a po pewnym czasie, niemal znikąd wynurzyło się słońce, co poprawiło nastroje całej 3-autokarowej grupie Polaków.
Opactwo Benedyktynów i wojskowy cmentarz z grobami niemal tysiąca młodych Polaków - morze wrażeń.
Piękny dzień, ciekawe miejsca i ludzie - czego chcieć więcej?

Moja praca na Ska (z analizy narracyjnej) jest gotowa - w przyszłym tygodniu zaprezentuję mu pierwszą wersję. Jeśli kupi mój pomysł, wygrałem. Jeśli nie - otrząsnę twarz, wypluję krew z ust, zmienię ochraniacz na szczękę i... będę walczył dalej. Może troszkę bliżej własnego narożnika., ale ciągle z bojową determinacją...

Von piotr um 20:26h| 1 Kommentar |Skomentuj ->comment

 

czwartek, 1. listopada 2007
Obrazoburczo, na granicy dobrego smaku, ale wesoło, jak Wszyscy Święci:

Von piotr um 01:14h| 1 Kommentar |Skomentuj ->comment