Where the streets have no name...
piotr, 16:36h
Osiemnaście milionów ludzi chce mieszkać w jednym miejscu. Zadziwiające...
Po pierwsze przyciąga ich praca. Wygląda to trochę jak samonapędzające się koło ekonomiczne: jest praca - są ludzie, są ludzie - jest praca. I tak się to kręci.
Z 18 piętra w hotelu na dolnym Manhattanie wygląda to co najmniej nieźle.
Na ulicach widać dużą tolerancję dla wszelkiego rodzaju świrów. Nie dziwi nikogo starsza pani w szlafroku i kapciach, murzyn z tablicą: "Jestem biały", elegancki pan w garniturze za tysiaka z kolorowym czubem zwanym fryzurą, czy trzech men in black w koloratkach (to my).
Wszelka ekstrawagancja jest dozwolona i nikt się nie ogląda, nie dziwi, nie gorszy.
Central Park jest przepiękny. Nie widziałem go po zmierzchu, ale pewnie jest też niebezpieczny w ciemnościach.
Na Broadway`u tłum szturmuje tańsze bilety na wieczorne przedstawienie. W Madison Square Garden grają Knicksi jakiś mecz dobroczynny - znowu tłum.
Wszechobecne budki z hotdogami z rana zmienią się w budki z kawą i pączkami.
Statua Wolności - przereklamowana: mniejsza niż się wydaje i pełna turystów.
Ellis Island robi wrażenie - hands who built America - znalazłem w bazie danych Urzędu Imigracyjnego rodzinę o moim nazwisku, chociaż chyba nie mam krewnych w Stanach.
W Empire State Building wszyscy widząc koloratki przeprowadzają nas poza kolejką, pani w kasie mówi: "Oczywiście księża nie płacą za wstęp".
Na to Roger: "No właśnie, gdy byłem tu 10 lat temu..."
"Skasowali was?" - kasjerka wygląda na zdziwioną.
"Nie, też było bezpłatne".
"To wszystko, co możemy zrobić dla naszych księży".
Zresztą każdy policjant, strażak, czy mundurowy widząc nas na ulicy pozdrawia, pyta jak leci i czy może pomóc.
Nowojorczycy szanują księży (pastorów pewnie też i wszystkich w koloratkach).
To miłe.
Katedra św. Patryka - zachwycająca. Byłem też przy grobie kardynała O`Connora - ceniłem go.
Rockefeller Center - nieźle, ten memoriał ciekawy: o równości, wolności itd. Szkoda, że autor popierał aborcję...
Joggingowcy, Tai-Chi, sprzedawcy gazet...
"Ludzie chyba żartują mieszkając gdzie indziej" - mawiają nowojorczycy.
Ładne miasto...
Po pierwsze przyciąga ich praca. Wygląda to trochę jak samonapędzające się koło ekonomiczne: jest praca - są ludzie, są ludzie - jest praca. I tak się to kręci.
Z 18 piętra w hotelu na dolnym Manhattanie wygląda to co najmniej nieźle.
Na ulicach widać dużą tolerancję dla wszelkiego rodzaju świrów. Nie dziwi nikogo starsza pani w szlafroku i kapciach, murzyn z tablicą: "Jestem biały", elegancki pan w garniturze za tysiaka z kolorowym czubem zwanym fryzurą, czy trzech men in black w koloratkach (to my).
Wszelka ekstrawagancja jest dozwolona i nikt się nie ogląda, nie dziwi, nie gorszy.
Central Park jest przepiękny. Nie widziałem go po zmierzchu, ale pewnie jest też niebezpieczny w ciemnościach.
Na Broadway`u tłum szturmuje tańsze bilety na wieczorne przedstawienie. W Madison Square Garden grają Knicksi jakiś mecz dobroczynny - znowu tłum.
Wszechobecne budki z hotdogami z rana zmienią się w budki z kawą i pączkami.
Statua Wolności - przereklamowana: mniejsza niż się wydaje i pełna turystów.
Ellis Island robi wrażenie - hands who built America - znalazłem w bazie danych Urzędu Imigracyjnego rodzinę o moim nazwisku, chociaż chyba nie mam krewnych w Stanach.
W Empire State Building wszyscy widząc koloratki przeprowadzają nas poza kolejką, pani w kasie mówi: "Oczywiście księża nie płacą za wstęp".
Na to Roger: "No właśnie, gdy byłem tu 10 lat temu..."
"Skasowali was?" - kasjerka wygląda na zdziwioną.
"Nie, też było bezpłatne".
"To wszystko, co możemy zrobić dla naszych księży".
Zresztą każdy policjant, strażak, czy mundurowy widząc nas na ulicy pozdrawia, pyta jak leci i czy może pomóc.
Nowojorczycy szanują księży (pastorów pewnie też i wszystkich w koloratkach).
To miłe.
Katedra św. Patryka - zachwycająca. Byłem też przy grobie kardynała O`Connora - ceniłem go.
Rockefeller Center - nieźle, ten memoriał ciekawy: o równości, wolności itd. Szkoda, że autor popierał aborcję...
Joggingowcy, Tai-Chi, sprzedawcy gazet...
"Ludzie chyba żartują mieszkając gdzie indziej" - mawiają nowojorczycy.
Ładne miasto...
pani_karka,
Pt, 9. wrz. 2005, 20:50
Wymierne korzyści chodzenia w koloratce, co? ;)
A tak poważnie: podoba mi się to traktowanie księży. Samo chodzenie w koloratce, a nie cywilkach, też mi imponuje. Hm, w naszym mieście księża chodzą do szkoły w sutannach - ale już w sąsiednich miejscowościach (czyli przy okazji w sąsiedniej diecezji, bo jesteśmy na granicy;) ) już rzadziej się to zdarza. Przeważają koszule z koloratkami. Trochę szkoda.
Pozdrawiam.
A tak poważnie: podoba mi się to traktowanie księży. Samo chodzenie w koloratce, a nie cywilkach, też mi imponuje. Hm, w naszym mieście księża chodzą do szkoły w sutannach - ale już w sąsiednich miejscowościach (czyli przy okazji w sąsiedniej diecezji, bo jesteśmy na granicy;) ) już rzadziej się to zdarza. Przeważają koszule z koloratkami. Trochę szkoda.
Pozdrawiam.
ot,
So, 10. wrz. 2005, 17:58
statua wolności, emipire state, madison squere garden, broadway... ale dla mnie i tak Gdynia jest najpiękniejszym miejscem na świecie.
Pozdrawiam.
Pozdrawiam.