poniedzia?ek, 6. grudnia 2004
Był Mikołaj.
Najpierw u Albertynek, które prowadzą Dom Spokojnej Starości. Potańczył, pośpiewał, popajacował, łamaną włoszczyzną (przecież nie jest Włochem) czarował babcie.
Potem chodził po Instytucie. Chwilę po północy. Razem z Krasnoludkiem pomocnikiem. Odwiedził tylko tych, których się nie bał, że czym w niego rzucą. I tak ktoś na koniec wyskoczył w gaciach na korytarz i rzucił... tekstem.
Na szczęście rano, wszystko się wyjaśniło. Jak napisałaby prasa: "Nieszczęsny nocny incydent potraktowany został przez wszystkich, których dotyczył z należytym zrozumieniem." Mikołaj i Krasnal zrozumieli, że "Gość w bokserkach" wrócił późno, a rano musiał wcześnie wstać. "Gość w bokserkach" przeprosił, że nakrzyczał na Mikołaja i Krasnala i żałował, że nie dostał cukierka. Wszystko pięknie, tylko spać się chce, a nie ma kiedy, bo egzamin w czwartek...

Von piotr um 16:32h| 4 Kommentare |Skomentuj ->comment

 

sobota, 4. grudnia 2004
Zapaliliśmy drugą świeczkę na wieńcu adwentowym, odmawiając wspólnie Nieszpory.
Artur, już tradycyjnie, rozpoczyna "proces przysposabiania wypranej odzieży do użytku", który to proces zwany jest potocznie "prasowaniem".

Wczoraj w Liturgii Godzin przeczytałem fragment Proslogionu św. Anzelma (whatever it is) na tyle inspirujący, że aż zacytuję:
"Obym Cię szukał swym pragnieniem,
obym Cię pragnął szukając,
obym Cię znalazł kochając,
a kochał znajdując".

8.12. - Śluby Wieczyste siostry Francis Pio od Dobrych Pragnień. Artur poznał ją kiedyś na parafii, w której pracował, a teraz ona jest w Rzymie i w środę złoży śluby w Zgromadzeniu Sióstr Misjonarek Miłości.
Te biało-niebieskie siostry, zainspirowane Ewangelią w życiowej interpretacji Matki Teresy, zamieniają swą wiarę w konkret, czym mnie (i chyba nie tylko mnie) ciągle zawstydzają.
A to HYMN DO ŻYCIA Matki T. z Kalkuty: http://www.piotr.zelazko.webpark.pl/hymn.htm

Von piotr um 22:37h| 1 Kommentar |Skomentuj ->comment

 

pi?tek, 3. grudnia 2004
Dzięki za modlitwę, udało się...
Najpierw napisałem maila do Karmelitanek, potem do Uczennic Krzyża. Wreszcie wszystkich, kogo tylko spotkałem (rzeczywiście lub wirtualnie) prosiłem o modlitwę.
W przeddzień egzaminu jeszcze przez Skype'a pogadałem z kilkoma księżmi (m.in z Luckiem, Szymkiem (Fiodorem), Leśnym, Młodym, Szatkiem, Dudkiem, ks. Czarkiem)...
Każdy obiecywał, że westchnie i...
Pan Bóg dał mi łaskę spokoju. 2 dni przed egzaminem minął cały stres. Wyluzowany (aż sam siebie nie poznawałem) podszedłem i zaliczyłem tak nieźle, że aż nie napiszę, bo ktoś to odczyta jako chwalenie się. W każdym razie połowa (hebrajski) już za mną. Teraz grecki - 09.12. Wracam więc do nauki, bo materiału sporo.
P.S. Artur poszedł na Nieszpory z Kolegium Kardynałów do Kaplicy Sykstyńskiej.
P.S.2. Wczoraj byliśmy na Nieszporach w papieskiej prywatnej kaplicy. Ciekawe mozaiki - dzieło tego samego autora, który ozdobił kaplicę w naszym domu.Polecam Zwiedzanie wirtualne:
http://www.vatican.va/redemptoris_mater/index_en.htm

Von piotr um 21:30h| 4 Kommentare |Skomentuj ->comment

 

?roda, 1. grudnia 2004
Stare, ale jare...
Wchodzi trzech mężczyzn do restauracji i zamawiają:
- Dla Helmuta Cola, dla Frantza Kawka a dla Andrzeja Mleczko.

Humor przed egzaminem mi dopisuje.
Zbaczymy jutro...

Von piotr um 22:12h| 2 Kommentare |Skomentuj ->comment

 

wtorek, 30. listopada 2004
Jeden temat!
W czwartek o 9.00 egzamin z hebrajskego.


Do tej pory zawsze się śmiałem powtarzając słynne:
"Nie musisz umieć wszystkiego, tylko to, o co cię zapytają"...
Teraz też się nie przejmuję.
Dość ma dzień swojej biedy...

Von piotr um 20:22h| 2 Kommentare |Skomentuj ->comment

 

niedziela, 28. listopada 2004
Sraluchy
Jakiś taki mało męski się zrobiłem: o ptaszkach piszę...
Dziś o ptaszkach od drugiej strony, czyli o "sraluchach".
Już we wrześniu Daniel opowiadał mi, że "gdy na północy Europy się zrobi chłodniej - do Rzymu przylecą stada sraluchów". Mają tu przystanek w drodze do ciepłych krajów.
I rzeczywiście - przyleciały.
Piazza Cavour, mimo wielu ławeczek świeci pustkami.
Nikt nie spaceruje pod malowniczymi palmami, ani tym bardziej pod nimi nie siada. Powodem stado rozwrzeszczanych ptaszydeł. Swoją nazwę - sraluchy - zawdzięczają efektowi ubocznemu przemiany materii. W dużych ilościach wygląda to jak deszcz, tylko przejść się nie da w odległości mniejszej niż 100 m.
Inne siedlisko jest przy Zamku Anioła. W czwartek przyjechała nawet ekipa z bronią palną i hukiem płoszyła kilkutysięczne stada. Potem druga ekipa z myjkami pod ciśnieniem próbowała "wykersierować" chodnik, murek i pnie drzew. Trochę im się nawet udało, z tym że sraluchy wróciły już w sobotę.
Nikt nie stawia samochodu pod drzewami, nikt nie spaceruje ani nawet się nie zbliża. Jeśli ktoś zapomni, nie wie lub jest nieuważny - zmienia kolor na biały (nawet nie w cętki).
Czemu jeszcze nie odlatują? Bo tu mają na razie ciepły kraj. Dziś wybrałem się na Anioł Pański. Przewietrzyłem płaszcz - od lipca wisiał w worku foliowym, jeszcze miał metki z pralni. Niestety, albo na szczęście, bolała mnie ręka od trzymania przez cały czas płaszcza. Temperatura tak wysoka, że w krótkim rękawku gorąco było. Ale "włosiaki" mieli płaszcze (trzymali je na ręku, oczywiście). Nie tylko "włosiaki" - jeszcze paru innych "dziwolągów", jak ja na przykład...
Zapaliliśmy pierwszą świeczkę w wieńcu adwentowym. Niestety, nigdzie nie znalazłem Adventskalendar (z czekoladkami na każdy dzień), ani Gluhwein (do zrobienia na ciepło). Może chociaż Adventstee (pomarańczową z cynamonem) gdzieś znajdę...

Von piotr um 22:08h| 6 Kommentare |Skomentuj ->comment

 

czwartek, 25. listopada 2004
Jakiś czas temu znowu pojechałem do Franciszkanek za obwodnicę. To był czwartek - dzień bez szkoły, a ja wstałem o 5.20 i w tym deszczu na przystanku: brrr... Pan kierowca jechał powoli, więc nie byłem pewien, czy zdążę na drugi autobus z Tiburtiny. Zdążyłem... zobaczyć, jak odjeżdża. Rzuciłem się w pogoń przez kałuże i otworzył mi drzwi.
Zziębnięty i przemoczony dotarłem do domu Sióstr.
Warto było...
Podczas Mszy Św., po czytaniu z Ewangelii usiadłem na chwilę ciszy i... usłyszałem PTAKI.
Śpiewały sobie, jak zwykle o poranku. Nie byłoby w tym nic dziwnego, tyle że w centrum, gdzie mieszkam ,w ogóle nie słychać ptaków. Może po prostu ich niema?
Nie dziwię się im: w takim hałasie trudno wytrzymać.
My mamy okna plastikowe i możemy choć odrobinę wyciszyć mieszkanie - one nie mogą zamknąć okien w swoich mieszkaniach (gniazda ze swej natury raczej okien nie posiadają).
Są obok nas gołębie (czy turkawki), bywa, że wieczorem przeleci nad tarasem nietoperz (ssak, ale "ptakowaty"), czasem mewa zaskrzeczy. Ale śpiewu nie ma (trudno wymagać treli od gołębi, nietoperzy, czy mew).
A pod Rzymem ćwierkały, kwiliły, zawodziły i gwizdały sobie w najlepsze.
Dobrze, że mogłem pojechać do Franciszkanek...

Von piotr um 23:54h| 5 Kommentare |Skomentuj ->comment

 

?roda, 24. listopada 2004
Cud narodzin
"Wszystkie dzieci rodzą się śpiewając Imię Boga" - to z piosenki Shinead O'Connor.

Albo:
"The first time ever I saw your face
I thought the sun rose in your eyes
And the moon and stars were the gifts you gave
To the dark and the empty skies..."
Przecież tak pewnie myśli Bóg, widząc niemowlę...

Niby zwyczajna, codzienna sprawa - ktoś się rodzi - a jednak, to nie takie proste. Cudów nie da się zrozumieć. Można się do nich "przyzwyczaić" i ich nie zauważać, ale czy warto?

Niebo nad Rzymem błękitne, mamy z wózkami wychodzą na spacery, ale dzieci rodzą się na całym świecie.
Dobra wiadomość od zaprzyjaźnionej rodziny z Polski: "Urodził się nam syn".
Takie wieści mogę dostawać codziennie...

Nie pytałem o zgodę na publikację tej fotki, ale chyba warto zobaczyć, jak mały puszcza "oczko"...

Von piotr um 17:07h| 3 Kommentare |Skomentuj ->comment

 

sobota, 20. listopada 2004
Przyszedł do mnie e-mail, który zaintrygował mnie nieco. Otóż, w pewnym kościele rzymskim miałby się rzekomo znajdować obraz Jezusa w kapeluszu. Nazwa kościoła, miejsce - wszytko było podane: tylko się wybrać i zobaczyć na własne oczy. Niestety, brak czasu, brak energii koniecznej do wykonania spaceru i duuuużo nauki sprawiły, że znalazłem ten obraz w internecie (tzn. Artur znalazł).
Marcello Venusti "Noli me Tangere".
Zanim jednak moje oczy ujrzały tę reprodukcję , wyobrażałem sobie, że Jezus na krzyżu będzie miał na głowie kapelusz podobny do tego, jaki nosił Bono. Potem logika zaczęła podpowiadać, że pewnie będzie Jezus z uczniami - wszyscy w nakryciach głowy z piórem a'la "Szwedzi w Warszawie".
Tymczasem, obraz mnie zaskoczył. Nie dość, że Jezus ma czerep niczym hełm niemieckich żołnierzy, to jeszcze w ręku szpadel, czy łopatę...
To w sumie w jakiś sposób jest nawet logiczne: ma sprzęt, bo podkopał kamień, żeby wyjść. Maria M. z rzymskim nosem (Po czym poznać Rzymiankę? Po nosie - jak pali paierosa, to się jej cały pod nim mieści.), do tego w rogu jakiś pastor w białym kołnierzu, z twarzą Janusza Korczaka.
Wspominałem, że na sztuce się nie znam, a dziś wyraźnie nie jestem w nastroju do obcowania z malarstwem. Wracam do greki, bo głupoty wypisuję. Chyba, że jest jakaś ciekawsza interpretacja tego dzieła...

Von piotr um 00:50h| 8 Kommentare |Skomentuj ->comment

 

?roda, 17. listopada 2004
Student Augustianum jedzie autobusem. Wygląda na mocno zmęczonego: wiadomo, patrologia - ciężkie studia. Jego stan musi być chyba dość mizerny, bo nagle z jakiegoś siedzenia podnosi się staruszka i mówi:
- Proszę sobie usiąść.
- Nie, dziękuję bardzo - grzecznie odpowiada student.
- A może chociaż płaszcz pan położy - proponuje staruszka.
- To nie płaszcz, to mój kolega z Biblicum.

Opowiedziałem tą anegdotę Victorowi - koledze z Węgier (siedzi ze mną i Olegiem na grece), a on na to:
"Tylko co student Biblicum robi w autobusie? Gdzie on jedzie? Nie uczy się?"

Hehehe. Do nauki!

Von piotr um 00:50h| 4 Kommentare |Skomentuj ->comment

 

poniedzia?ek, 15. listopada 2004
Kolejna anegdota o PIB
Po 10 latach studiowania na Biblicum doktor nauk biblijnych wraca do Polski. Zamawia taksówkę i mówi do kierowcy:
-Proszę mnie zawieźć na lotnisko. Tylko niech pan jedzie obok Colosseum, Bzyliki Św. Piotra i jeszcze kilku jakichś słynnych miejsc, bo nie miałem okazji ich jeszcze zobaczyć.


Wracam do nauki...

Von piotr um 15:54h| 3 Kommentare |Skomentuj ->comment

 

niedziela, 14. listopada 2004
Miał zaistnieć cykl "Moje ulubione miejsca".
Niestety, tylko Campo di Fiori i Kościół 4 Męczenników zostały przeze mnie opisane. Nie zanosi się na więcej. Czasu brakuje. Ciągle nauka i nauka.
Zresztą, wyjaśnieniem niech będzie anegdotka o Biblicum.

Mówi się, że, kto studiuje na Anselmianum - zwiedzi całe Włochy.
Kto studiuje na Gregorianie - cały Rzym.
A kto na Biblicum - la sua camera (swój pokój).

Znam więcej anegdotek o mojej Uczelni, ale przyjdzie na nie czas...

P.S. Artura rodzice mają dziś 28 rocznicę ślubu, więc mimo, że w poniedziałek sprawdzian z 20 jednostek z greki, chyba zdrowie jubilatów jakimś czerwonym winem wzniesiemy. 28 lat... Pięknie...
A jutro - do południa się nie uczę (niedziela, wow), a potem trzaskam grekę i hebraja... :)

Von piotr um 03:09h| 5 Kommentare |Skomentuj ->comment

 

czwartek, 11. listopada 2004
Ciekawy problem wypłynął na powierzchnię sobie.
Otóż na zajęciach z greki był sprawdzian (jak codziennie zresztą) i zdanie do tłumaczenia było z Ewangelii Marka o szabacie (Mk 2, 28). Przetłumaczyłem słowo "dia" (nie ma czcionki greckiej na blogu) jako "z powodu". Było to dla mnie jakoś logiczne. Wprawdzie "dia" z genitivem oznacza również inne sprawy, ale w tym miejscu jest wyraźnie z accusativem: "dia ton antropon" (jak już wspominałem: nie ma czcionki greckiej na blogu), a więc: "z powodu człowieka". Większość ludzi przetłumaczyła jako "per", czyli "dla", co koresponduje z włoskim (i polskim) tłumaczeniem. Profesor nie uznawał tłumaczenia "dla", ponieważ: "Trzeba odróżniać znaczenie casualne od finalnego". I zaczęło się grzebanie po greckich gramatykach: różni autorzy, różne podejście. Niby drobiazg, ale jakże inaczej brzmi. Zamiast: "To nie człowiek został stworzony dla szabatu, ale szabat dla człowieka" - byłoby: "To nie człowiek został stworzony z powodu szabatu, ale szabat z powodu człowieka". Interpretacja się nie zmieni, ale akcent nieco przesunie.
Ktoś powie: "Ale macie problemy". To tylko wynik miesiąca studiowania "bez studiowania". Brzmi to kuriozalnie, ale przez najbliższy rok mam się uczyć tylko greckiego i hebrajskiego. Nie ma mowy o prawdziwym studiowaniu. Jest tylko kucie, sprawdziany (codzienne) i w sumie 10 egzaminów (ostatni w czerwcu). A tu taki mały problemik językowy wyzwolił tłumione chęci dyskutowania i poszukiwania. Oczywiście rzecz dotyczy moich doktorów (wspominałem, że dwóch mieszka obok mnie i razem studiujemy). To ciekawe, że mając doktoraty z Pisma Świętego, zaczęli studia licencjackie na Biblicum. Jeden z nich wykładał w Seminarium, drugi jest autorem podręczników, a siedzą teraz ze mną w ławce i kują i zaliczją testy i razem na kawie rozmawiamy o słowach greckich i hebrajskich. W ogóle ciekawa rzecz, że jak się spotykamy rozmowa zawsze (ale to zawsze) zejdzie na temat słów, konstrukcji gramatycznych, wyrażeń. W najlepszym razie omówimy ostatnie zajęcia i pośmiejejmy się z Pabla (włosiaka), który ma "pytania z kosmosu". Jeśli będzie okazja, to opiszę niewątpliwe "zjawisko", jakim jest Pablo i w ogóle zajęcia z hebrajskiego. W każdym razie Artur, gdy widzi, że jesteśmy razem z doktorami i Adamem (który studiuje z nami i tak jak ja jest tylko "magazynierem") już robi minę oznaczającą: "pewnie o greckim i hebrajskim rozmawiają". Zapewniam go, że inaczej się nie da. Ilość czasu spędzonego nad tymi językami przekracza nieraz 10 godzin na dobę (wliczając lekcje i drogę do szkoły, podczas której pytamy się wzajemnie ze słówek i omawiamy problemy gramatyczno-leksykalne). To musi mieć wpływ na nasze rozmowy. Tym trzeba żyć, żeby to przejść...


Wystarczy tego komputerowania na dziś. Wracam do biurka.
Skrzynki mailowej nie otwierałem od ponad tygodnia. Jeśli ktoś na mnie klnie i psioczy, to niech wie, że nie mam komputera, czasem korzystam z laptopa Artura, ale główny powód brzmi: Brak czasu! Słaba wymówka? Możliwe, ale prawdziwa i szczera. Nie mam czasu. Lecę...

Von piotr um 00:00h| 5 Kommentare |Skomentuj ->comment

 

wtorek, 9. listopada 2004
Ziąb. 12 stopni dziś było pod wieczór!!!
"Włosiaki" już chodzą w szalikach i kurtkach na "watolinie".
Artur przemarzł na przystanku.
Nam dziadek Ploz dwie jednostki lekcyjne na jednej godzinie zrobił, więc gorąco było od ilości materiału do nauczenia na jutro.
Rano żałowałem, że nie mam czapki. Pójdę w czwartek na bazar i kupię jakąś w czarnych barwach, bo ta, którą mam, z czerwonego polaru trochę by się za bardzo rzucała w oczy. Ktoś ją zostawił poprzedniej zimy w moim samochodzie. Wyprałem i mam. Ale bije po oczach swą jasną czerwienią.

Od (przeziębionego, moim zdaniem) Artura:
Franciszek i Klara pozdrawiają.
Cholernie zimno jest.
Jutro rocznica poświęcenia Bazyliki na Lateranie.
Uniwersytet Lateraneński powinien to uczcić, a tu nic. Trzeba normalnie do szkoły iść...

W środę wykład Inauguracyjny na Arturowej Uczelni wygłosi prezydent L. Wałęsa.

Von piotr um 00:37h| 2 Kommentare |Skomentuj ->comment