wtorek, 1. lutego 2011
Wieczór w salonie
Anielskie głosy z naszego salonu: salotto (wma, 746 KB) . Pełne błędów, ale autorska kompozycja B. Zamiast relaksacyjnej partii z Chess Titans (na 4 levelu zawsze wygrywam), wieczorek z próbą śpiewów na Jutrznię. Taki hymn ktoś nagrał przypadkowo ;)

P.S. Tak wrzuciłem, bo nie ma natchnienia. Muzy zaprzęgnięte w kierat pisania doktoratu, pierwszy rozdział gotowy, a na blogu nie powiem czym wieje.

Von piotr um 22:00h| 2 Kommentare |Skomentuj ->comment

 

poniedzia?ek, 24. stycznia 2011
Nowy Rok Drzew.
Tu BiShvat świętowaliśmy podwójnie. Najpierw siedząc przy czerwonym Tuborgu na Górze Oliwnej i oglądając Jerozolimę i księżyc w pełni. C. ćwiczył karate, L. robił zdjęcia, a mi było zimno, ale ponieważ sam to wymyśliłem i zorganizowałem (włącznie z taksówką i Tuborgiem), więc nic nie mówiłem. Następnego dnia po mszy wynieśliśmy do ogródka drzewo cytrynowe, żeby posadzić je uroczyście, ze śpiewem i tańcami. Starsze parafianki dostały lekkiej zadyszki pląsając z młodszymi księżmi, ale same to wymyśliły i zorganizowały (włącznie z drzewem cytrynowym i łopatą), więc nic nie mówiły.
Oczywiście, Nowy Rok Drzew ma kabalistyczną wymowę. Wszystkie te owocowe historie, wino, czekanie na wiosenne przełamanie się pogody, kwitnące migdałowce (w tym roku spóźnione). Ale przecież równowaga i balans człowieka z naturą to czyste Tao.
C. nauczył mnie pisania znaku "Ła" - mopem na podłodze kuchennej, kiedy zmywaliśmy. Po Japońsku "Ła" oznacza wszechbalans, to "co" jest teraz i "jak" jest teraz. "Nie przerywaj ŁA!" można rozwinąć do rozmiarów: "Nie czekaj na coś innego, nie spodziewaj się niczego, nie rozwalaj równowagi".
Wracając do przyrody - urbanizacja ogałaca nas z potrzeby oddychania czystym tlenem, brudzenia rąk ziemią, ogrzewania się od ciepłej skały, czy chłodzenia wodą ze strumienia. Gwiazd nie widać, hałas mechaniczny, beton, sztuczne światło i klimatyzacja (ten ostatni wynalazek akurat kocham) - jednym słowem: "bezduszna" egzystencja.
Ciąg dalszy taoistyczno-kabalistycznego świętowania Tu BiShvat musiał więc nastąpić w gorących źródłach. Śmierdziało siarką, jak zwykle, ale gwiazdy, skały i skrzydełka kurczaka (ciągle jeszcze ciepłe) zrekompensowały niemiłe wonie. Ze skrzydełkami było tak. Kupiliśmy je z B. jeszcze w listopadzie. Leżały zamrożone, aż przyszło mi na myśl, żeby je upiec. Telefon do mamy, konsultacja na temat rozmrażania (potem drugi telefon z pytaniem o technikę usuwanie resztek pierza), chwila pracy i gotowe. Wrzuciliśmy wszystko do garnka, zawinęliśmy w ręcznik i umieściliśmy w bagażniku (obok gitary C.). W gorącym źródle absurdalność sytuacji dostrzegł Izraelczyk siedzący ze swoją dziewczyną i nami w tej samej jamie. Po kilkunastu minutach stwierdził: "Nikt by mi nie uwierzył, że w środku zimy, leżę w w nocy w wodzie, gdzieś wśród pustynnych skał, obok mnie Polak, Węgier, Włoch, Białorusin i lekarz z Wenezueli, rozmawiamy po hebrajsku, zajadamy skrzydełka kurczaka z pływającego po powierzchni garnka, a obok pływa sobie pokrywka, na którą rzucamy kości".
Absurdalnie pięknie.

Von piotr um 13:58h| 2 Kommentare |Skomentuj ->comment

 

sobota, 15. stycznia 2011
Żyjemy!
- Czyja to walizka? - zawołał nagle nieco niepewnie jakiś głos. Odwróciłem się, ale nie uznałem za stosowne przejąć się tym zbytnio. Do mojego numero pozostało jeszcze kilka minut czekania.
- Mispar "566" zgłosi się do okienka numer "szalosz". - obojętny, komputerowy głos poinformował, że zanim zapłacę zaległy mandat, sześć innych osób załatwi swoje pocztowe sprawy.
- 573, 573... - powtarzałem w myślach, chcąc przyspieszyć nieco pracę urzędniczek.
- Czyja to walizka? Do kogo należy ta walizka? - tym razem głośniej zabrzmiało i nagle wszyscy, jak jeden mąż zwrócili się w kierunku wołającego.
- Czyja to walizka? - ubrany w niebieską koszulę ochroniarz nie przestawał pytać:
Wymienił kilka słów z najbliższym mężczyzną, po czym oddalił się kilka kroków w stronę drugiego pomieszczenia, mówiąc coś do swojego walkie-talkie.
Walizka była czarna, pękata i stała sobie pod ścianą. Za trzema rzędami krzeseł - niemal niewidoczna dla klientów zwróconych w stronę okienek, bezczelnie niczyja, jakby śmiała się z całego świata.
- 567 do okienka 5, 568 do okienka 3 i zaraz 569 do okienka 12- na ekranach ciągle jeszcze zmieniały się numery.
- No tak - pomyslałem - blondynka z trójki pracuje najszybciej - już czterech klientów obsłużyła, w czasie gdy pozostałe z Bliskowschodnim spokojem się opieprzają.
- Czyja to walizka? - wszyscy już chyba zrozumieli, że za chwilę trzeba będzie ewakuować obiekt. Na wszelki wypadek odszedłem aż do ostatniego okienka.
- 570 - objaśnił komputerowy głos i kobieta z różową reklamówką poderwała się z krzesła z wyraźnym uśmiechem.
- Stuk, stuk, stuk - rytmiczne uderzanie jej szpilek o podłogowe lastryko świadczyło o niezwykłej gorliwości i zaangażowaniu w dotarcie do okienka.
- Czyja to walizka - ochroniarz był niezmordowany.
- No nie, zostały trzy osoby do mojego numerku, a oni zaraz zamkną pocztę z powodu głupiej walizki, w której pewnie i tak nie ma bomby - pomyślałem.
- Proszę już nie podchodzić - pan z okienka nr 12 był wyraźnie szczęśliwy z powodu nieoczekiwanej przerwy.
- Bez przesady, stoję tu od godziny. Mam tylko przekaz do odebrania. A poza tym, jeszcze nie jest zamknięte - młody Arab stanowczo zażądał swoich praw i o dziwo, pan z okienka ustąpił. Zaczął go obsługiwać, nie ukrywając jednak radości z faktu, że za chwilę wypali spokojnie papierosa w czasie pracy, albo zje kanapkę, czy może poflirtuje z blondie, siedzącą na trójce.
- Czyja to walizka? - powtórzył ochroniarz, a ja zakląłem pod nosem i nie za bardzo do niego, raczej do samego siebie mruknąłem:
- Może by tak po angielsku spytać?
Jakby na potwierdzenie tych słów, od jednego z okienek odeszła mała Filipinka i zbliżając się do ochroniarza w niebieskiej koszuli, z rozbrającym uśmiechem powiedziała:
- Oh, this suitcase? It's mine!
- 573 do okienka 9! - zabrzmiało w głośnikach i niemal w tym samym momencie wykrztusiłem:
- Szalom, efszar leszalem duach tnua?
- Betach, sze ken - nie wiedziałem, czy pani uśmiecha się do mnie, czy z powodu niezręcznego sformułowania, ale nie miało to znaczenia. Walizka nie eksplodowała, ani nie zamknęli poczty tuż przed moją kolejką. Przez moment nawet zdawało mi się, że ta druga perspektywa jest jakby nieco trudniejsza do zaakceptowania.
- Ale ja jestem głupi - skarciłem się w myślach i już z rozpromienioną twarzą zapłaciłem 100 szekli mandatu.
- Co się pan tak cieszy? Mandat to nic miłego - pani próbowała przywołać mnie na ziemię realizmem sytuacji.
- Lama lo? Kol sze kore, ze tow. Haim!
Właśnie. Żyjemy. Czy coś może zagłuszyć tę radość?

Von piotr um 00:45h| 4 Kommentare |Skomentuj ->comment

 

czwartek, 6. stycznia 2011
Jeszcze o bezczelnej wolności.
Obejrzałem "Des Hommes Et Des Dieux".
I wszystko jasne...
Słowa: "Nie boję się śmierci. Jestem wolnym człowiekiem" muszą brzmieć bezczelnie.



Z testamentu Ojca De Cherge:

"Jeśli pewnego dnia - a może to nastąpić w każdej chwili - przyjdzie mi stać się ofiarą terroru, który wydaje mi się, zaczyna być kierowany przeciw wszystkim obcokrajowcom mieszkającym w Algierii, to chciałbym, żeby moja wspólnota, mój Kościół i moja rodzina nie zapomnieli, że oddałem życie Bogu i temu krajowi.
(...)
Kiedy będą myśleć o mojej śmierci, chciałbym, żeby pomyśleli również o rzeszach bezimiennych ludzi, którzy tak samo zginęli. Moje życie nie jest więcej warte niż życie innych. Nie jest też, oczywiście, warte mniej. W każdym razie, nie byłem niewinny jak dziecko. Żyłem dostatecznie długo, aby wiedzieć, że mam swój udział w złu, które, niestety, zdaje się przeważać na świecie i które bijąc na oślep może mnie także uderzyć.

Bardzo chciałbym, kiedy przyjdzie mój czas, zdobyć się na moment jasności umysłu, żeby prosić o przebaczenie Boga i moich braci w człowieczeństwie, i żeby wybaczyć z całego serca temu, kto mnie dopadnie.

Nie pragnę takiej śmierci. Myślę, że ważne jest, żebym to wyznał. Nie mógłbym przecież cieszyć się z tego, że na ten naród, który kocham, spadnie odpowiedzialność za moją śmierć. To zbyt wysoka cena za coś, co ktoś może nazwie "łaską męczeństwa". Nie chciałbym zawdzięczać jej żadnemu Algierczykowi, kimkolwiek by nie był, zwłaszcza jeśli uzasadniałby swój czyn wiernością islamowi.
(...)
Może się wydawać, że moja śmierć potwierdza opinie tych, którzy uważali mnie za naiwnego idealistę. "No i co teraz powiesz?"

Chcę, żeby ci wszyscy dowiedzieli się, że nareszcie będę mógł zaspokoić swoją ciekawość i znaleźć odpowiedź na pytanie, które dręczyło mnie całe życie. Bo jeśli Bóg zechce, zanurzę się w Jego ojcowskim spojrzeniu i razem z Nim zobaczę Jego dzieci - także muzułmanów - tak, jak On je widzi, otoczone chwałą Chrystusa, odkupione Jego męką, obdarowane Duchem Świętym, którego głęboka radość zawsze przywraca jedność, mimo różnic.

Dziękuję Bogu za to stracone życie - całkowicie moje, ale także należące w całości do nich, które wydaje mi się, że stworzył dla tej jedynej radości Ducha na przekór wszystkiemu i pomimo wszystko.

W tym dziękczynieniu zawieram całe moje życie, i was, moi dawni i obecni przyjaciele, was, moi bliscy z tych stron, moi rodzice, bracia, siostry, oczekując na plon stokrotny, tak jak było obiecane!

I ciebie także, przyjacielu mojej ostatniej chwili, ty, który nie będziesz wiedział, co czynisz. Tak, za ciebie również chcę dziękować, i chcę, ci powiedzieć "Do zobaczenia wkrótce!", "Z Bogiem!".

Niech nam - jak dobrym łotrom - będzie dane odnaleźć się, w raju, jeśli tak zechce Bóg, nasz Ojciec - twój i mój.
Amen!
Inch'Allah!"

Von piotr um 17:59h| 1 Kommentar |Skomentuj ->comment

 

wtorek, 4. stycznia 2011
"Trzech Króli" świętowaliśmy w niedzielę.
Najbardziej podoba mi się bezczelność z jaką Mędrcy pytają króla: "gdzie jest król?".
Trochę to podobne do ludzi, którzy "wkurzają" świat swoją wolnością. Potrafią powiedzieć wszystko, potrafią śmiać się ze wszystkiego i są po prostu bezczelnie szczęśliwi. Niby odpychający, aroganccy, wydają się płytcy, a jednak jakoś przyciągają, fascynują. Jest w tym nuta szaleństwa, ale jak mawiał Cioran: "Bezczelność jest do przyjęcia tylko u wariatów". Kocham ten stan!

Von piotr um 21:56h| 2 Kommentare |Skomentuj ->comment

 

pi?tek, 24. grudnia 2010
Wesołych...

Von piotr um 23:16h| 5 Kommentare |Skomentuj ->comment

 

sobota, 27. listopada 2010
Wrzucam w google tłumacza zdanie po hebrajsku i wyskakuje mi: Wychowany w petycji zawsze podany pretty - prawo do ucieczki od - kolejny hit i były gotowe do Ben - Human.
I wszystko jasne.

Von piotr um 18:45h| 5 Kommentare |Skomentuj ->comment

 

wtorek, 26. pa?dziernika 2010
Po Synodzie.
Proszę przeczytać przesłanie do wiernych całego świata.

Von piotr um 15:28h| 1 Kommentar |Skomentuj ->comment

 

czwartek, 14. pa?dziernika 2010
A nowy proboszcz w Rzymie: Synod dla Bliskiego Wschodu a sprawa katolików języka hebrajskiego.

Von piotr um 11:46h| 1 Kommentar |Skomentuj ->comment

 

czwartek, 14. pa?dziernika 2010
Przeprowadzka.
Na szczescie tylko z pokoju do pokoju obok.
Ale roboty huk.

Von piotr um 00:52h| 2 Kommentare |Skomentuj ->comment

 

poniedzia?ek, 4. pa?dziernika 2010
Ruszyli.

Von piotr um 10:31h| 2 Kommentare |Skomentuj ->comment

 

niedziela, 3. pa?dziernika 2010
Za Siostrą Miriam:
WOLONTARIAT MODLITEWNY W JEROZOLIMIE
Adoracja Najświętszego Sakramentu w intencji pokoju w Ziemi Świętej i na całym świecie.
Warunki są następujące: osoba przylatuje na własny koszt, za mieszkanie na czas wolontariatu nie płaci, natomiast, co do posiłków i dodatkowych wydatków - utrzymuje się samodzielnie. Sam wolontariat może trwać teoretycznie od miesiąca do trzech, jednak zawsze można to z nami uzgodnić. Wolontariat obejmuje modlitwę o pokój, która odbywa się przed Najświętszym Sakramentem w krypcie IV Stacji Drogi Krzyżowej (Kościół Ormian - Katolików). Chodzi o objęcie jednej, lub więcej godzin adoracyjnych, na zmianę z innymi osobami, każdego dnia. Wystawienie Najśw. Sakramentu rozpoczyna się o godz. 8.00 i kończy się modlitwą Nieszporami o godz. 17.30. Dodatkowo wolontariusze współpracują z nami (siostrami) w utrzymaniu czystości w kościele i czuwają nad klimatem modlitwy (zachowanie ciszy, zwracanie pielgrzymom uwagi na godne zachowanie i odpowiedni strój). Oczywiście przydatna jest znajomość języków obcych (najbardziej angielskiego), aczkolwiek nie jest to absolutnie konieczne. Co do możliwości podróży po innych miejscach niż Jerozolima, czy czasu na zwiedzanie samej Jerozolimy lub na modlitwę w innych Sanktuariach, jest to jak najbardziej możliwe i do wspólnego uzgodnienia. Jednak priorytetem jest zapewnienie ciągłości modlitwie Adoracyjnej o pokój.W przypadku odpowiedniej ilości osób będzie możliwość podjęcia modlitwy w nocy, z intencją także wynagradzającą. Kontakt: s.Miriam, tel.kom. 054 343 0436 (Izrael), tel.kom. 514 970 277 (Polska) , e-mail: shalom.miriam.pd@gmail.com

Von piotr um 18:19h| 1 Kommentar |Skomentuj ->comment

 

pi?tek, 1. pa?dziernika 2010
Zimnoooooooo!
Ktoś powiedział, że cztery klasyczne pory roku mają swój urok. Zgadzam się. Pod warunkiem, że zima nie trwa od października do kwietnia. Na szczęście w Jerozolimie 27 stopni. Jeszcze chwila i sweter, kurtka, szalik i tupanie nogami staną się tylko niemiłym wspomnieniem.
Poza tym, z Bułgarią TRZEBA wygrać!

Von piotr um 19:42h| 5 Kommentare |Skomentuj ->comment

 

poniedzia?ek, 27. wrze?nia 2010
Nie ma M. (w PRL-u siedzi), więc nikt nie zgadł. Miało być o piłce. Nie pamiętam, czy o LM, Serie A, czy Ekstraklasie. Wszędzie się dzieje sporo. Przed chwilą dramatyczny tie-break z Niemcami z Garbarkiem i Hilliardami w tle (można). Do tego F1 i żużel, a ja już powoli pakuję walizkę - jutro po raz ostatni popatrzę na skały i w drogę.
Próbowałem sobie jakoś podsumować ten miesiąc w miasteczku. Pierwsze, co mi przyszło do głowy, to sporo zajęć. Wbrew pozorom wrzesień mimo braku bachorów (w lipcu się mnożą) wcale nie jest leniwym miesiącem. To tak tylko wygląda - figi, winogrona, góry, tv. W rzeczywistości sporo spotkań, rozmów, kazań, wyjazdów, odwiedzin, dyskusji, odczytów, etc. A to Odnowa z sąsiedniej parafii poprosi, a to śluby wieczyste zaprzyjaźnionego Canossianina, a to wspólnota modlitewna w oddalonym o 100 km mieście, a to do szkoły opowiedzieć o relacjach palestyńsko-izraelskich, a to burmistrz, siostry, filie, Dom Spokojnej Starości (Casa di Riposo), szkoła modlitwy, podlewanie kwiatów, animatorzy, itd.
Jednym słowem ruch. Jak dodać takie wieczory, jak wczoraj w elektrowni wodnej, na tamie, przy pizzy, w przemiłym towarzystwie, to można wspominać ten miesiąc, jako udany.
A jutro... ROMA. Strrrrrasznie się stęskniłem.

Von piotr um 01:39h| 5 Kommentare |Skomentuj ->comment