pi?tek, 24. wrze?nia 2010
Co się ksiądz, k*wa, taki poetycki zrobił ostatnio? - pyta "wrażliwy inaczej" czytelnik.
Chcąc - nie chcąc wyłączam na chwilę "delikatny" nastrój (zwany przez złośliwych mało-męskim). Nie będzie o kolorach nieba, smooth jazzie, włoskim jedzeniu, przemijaniu, sensie życia,
czerwonym winie, operze, górskich wędrówkach i innych cocker spanielach.
Będzie o...
No właśnie. O czym? Jakieś sugestie?

Von piotr um 13:49h| 12 Kommentare |Skomentuj ->comment

 

czwartek, 23. wrze?nia 2010
Z cyklu: "Są rzeczy, których nie można kupić".
Figi prosto z drzewa, winogrona prosto z krzaka, wrześniowe słońce prosto z nieba.

Von piotr um 08:24h| 2 Kommentare |Skomentuj ->comment

 

niedziela, 19. wrze?nia 2010
Z cyklu: "Są rzeczy, których nie można kupić".
Pół godziny drzemki przed śniadaniem.

Von piotr um 10:04h| 3 Kommentare |Skomentuj ->comment

 

pi?tek, 17. wrze?nia 2010
Pada - nie pada.
W taką pogodę ludziom robi się źle. Dzisiejsza poranna wizyta w Domu Spokojnej Starości to, jak zwykle przy tak nisko wiszącym niebie, wzrost narzekań na bóle. Kręgosłupy, biodra, stawy łokciowe - przez całą noc nie pozwalały zapomnieć, że starość niekoniecznie musi być taka spokojna. Do tego mżawka miesza w głowach - najbardziej w tych już lekko zmąconych. "Widział Ojciec ile węży i krokodyli?" pyta mnie Rosa pokazując na drzwi od tarasu. "Łapią mnie tutaj i trzymają" - chwyta się za gardło.
Pożegnaliśmy Jana z 1 piętra. "Dobrze, że Pan go zabrał do siebie, bo to diabeł był" - stwierdza Emilia, naruszając logiczną zasadę niesprzeczności.
Chmury czołgają się po brukowanych uliczkach miasteczka. Ciężko uwierzyć, że gdzieś tam w górze jest słońce. Zakryte i dalekie, jak młodość i zdrowie czekających cierpliwie w Domu Św. Antoniego na "swoją kolejkę" do Pana...

Von piotr um 10:45h| 3 Kommentare |Skomentuj ->comment

 

poniedzia?ek, 13. wrze?nia 2010
"Nierządnica Babilonu" spotyka "ocalonego od ognia".
Nie lubię dyskusji "doktrynalnych" w miejscu i czasie nieodpowiednim. Dlatego, gdy pojawiłem się w sali gimnastycznej, żeby przywitać uczestników "Święta Osób Starszych", nie wciągałem się w zbędne spory, tylko zaprosiłem chętnego do nawrócenia mnie pana na plebanię. Nazajutrz wspomniany pan przyszedł punktualnie, zasiedliśmy w biurze i otworzyliśmy nasze Biblie. Po tradycyjnej wymianie cytatów na temat bóstwa Jezusa, Trójcy i 144 tysięcy, zaczęliśmy rozmawiać o nieco bardziej praktycznych sprawach. Już prawie widziałem błysk zrozumienia w oczach mojego gościa, kiedy mówiłem, że "gramy w tej samej drużynie" i "powinniśmy działać razem, by przyciągnąć do Jezusa jak najwięcej spoganiałych mieszkańców miasteczka". Niestety, kiedy poprosiłem, żebyśmy razem pomodlili się, usłyszałem, że to nie ma sensu. "Mogę pomodlić się, żebyś odkrył całkowicie prawdę i dołączył do prawdziwych Świadków" - brzmiała jego ostateczna decyzja. Wszelkie próby jakiegoś pokojowego zakończenia naszego spotkania rozbijały się o mur. Wreszcie przymknąłem oczy i zacząłem spontanicznie modlić się na głos: "Boże. I ja i Franco uznajemy, że jesteś naszym Ojcem. Obaj wierzymy w Twoją Wszechmoc. Obaj wyznajemy, że Jezus Chrystus, Twój Syn jest jedynym Zbawicielem. Razem chcemy teraz prosić Cię za naszych braci siostry, którzy Ciebie nie znają. Pomóż im odnaleźć drogę do Ciebie i Twojego Syna. Pomóż wyrwać się z zaklętego kręgu niewolnictwa pracy, przyjemności, długów, pieniądza - życia bez nadziei i radości, życia powierzchownego, bez potrzeb duchowych. Prosimy Cię w imię Jezusa, bo wierzymy, że gdzie dwaj lub trzej zebrani są w Jego imię, tam i On jest z nimi. Obydwaj stajemy teraz przed Tobą, naszym Ojcem i prosimy za naszych braci i siostry. Pomóż im narodzić się na nowo. Prosimy przez Chrystusa, Pana naszego". Tutaj liczyłem na jakieś "Amen" ze strony Franco, ale usłyszałem tylko, że wprawdzie wydaję się być dość szczerym człowiekiem, poszukującym prawdy, to jednak będąc członkiem "diabolicznej organizacji" jestem "zatruty" i modlitwa ze mną "nie ma sensu". Nieco podłamany fiaskiem mojego przedsięwzięcia ekumenicznego, odprowadziłem mojego gościa do drzwi. Grzecznie podziękowałem za miły, książkowy prezent "Prawda, która prowadzi do Życia Wiecznego", ukrywając moje rozczarowanie, co do jakości papieru i ilustracji (gdzie się podziały te piękne, kolorowe rysunki na kredowych, błyszczących kartkach? Czyżby kryzys finansowy dotarł na Brooklin?). W drzwiach stanął wędrowny sprzedawca drobiazgów - jeden z licznych, domokrążnych braci muzułmanów. I wtedy stał się "cud". Grymas na twarzy mojego rozmówcy zmienił się w niedowierzanie i zmieszanie, kiedy posługując się cytatami z jego własnej doktryny, zacząłem przekonywać go do zakupu paska. Mimo, że akurat paska nie potrzebował, a i cena nie była jakoś specjalnie atrakcyjna, argumenty o "miłości bliźniego" zdawały się wywierać na niego wpływ. Z dziwnym wyrazem twarzy (prawie uśmiechem) wyjął w końcu 15 Euro, wykłócił się o resztę, a ja odbierając pełne wdzięczności spojrzenia sprzedawcy, przekonywałem wszystkich, że "razem, w pokoju i wzajemnym szacunku zawsze żyje się lepiej niż walcząc i nienawidząc". Zapowiadało się na całkiem przyjemne rozwiązanie, gdy nagle Franco wyskoczył z filozoficznym stwierdzeniem , że "ci muzułmanie są całkiem blisko Królestwa Bożego, bo zakorzenieni w Pięcioksięgu rozumieją o wiele więcej niż Ty i Twoja diaboliczna organizacja". No i masz...
Tak skończył się mój ekumenizm z Franco - członkiem "prawdziwych i jedynych Świadków Jehowy", jak czasem zapominając się mówił o sobie.

Von piotr um 21:04h| 3 Kommentare |Skomentuj ->comment

 

pi?tek, 10. wrze?nia 2010
Jakieś pomysły?
Co można zrobić z okazji Światowego Dnia Zapobiegania Samobójstwom?

Von piotr um 11:50h| 4 Kommentare |Skomentuj ->comment

 

czwartek, 9. wrze?nia 2010
Z zainteresowaniem pochłaniałem sobie codzienną dawkę porannych dylematów, typu: czy rosyjski miliarder kupi Naomi wenecki pałac Desdemony, czy Festiwal Filmowy jest przejawem hipokryzji - zachwyty krytyków i gwizdy na sali lub odwrotnie, czy skaczący z 4 piętra podczas próby ucieczki złodziej ma zapłacić koszty leczenia, czy przyspieszone wybory w pogrążonej w kolejnym politycznym kryzysie Italii to dobry pomysł, czy stwierdzenie, że "niektóre parlamentarzystki to prostytutki" jest obrazą, czy raczej gorzką prawdą, czy szpital, który zapłacił mężczyźnie odszkodowanie w wysokości 300 tys. Euro za spowodowanie "częściowej niezdolności do seksu" powinien zapłacić drugie tyle jego żonie, jako "dotkniętej problemem męża", czy nowy Milan ma "najsilniejszy", czy "najbardziej przepłacony" atak Europy, i tym podobne, arcyważne sprawy tego świata, gdy nagle widzę po raz pierwszy w historii nazwę "Szczecin" w mojej porannej gazecie. Wprawdzie z błędem (Settino, zamiast Stettino), ale JEST! Przy okazji czytania artykułu o tym, że większość zimowych turystów zagranicznych w Dolomitach to Polacy, dowiaduję się, że region ma ruszyć z kampanią promującą w niektórych miastach naszego kraju. Wymienione są Varsavia, Cracovia, Poznan, Breslavia, Danzica i SETTINO. Pal licho literówkę! Piszą o nas! No takie śniadanie od razu inaczej smakuje...
A swoją drogą, nie wiedziałem, że aż tylu rodaków przyjeżdża na narty w Dolomity. Benvenuti.

Von piotr um 20:37h| 0 Kommentare |Skomentuj ->comment

 

wtorek, 7. wrze?nia 2010
"Rigoletto a Mantova" 2010
Miało być
wydarzenie 10-lecia: transmisja do 138 krajów (potencjalnie miliard widzów), 4 studia reżyserii dźwięku, każde ze stu kanałami cyfrowego zapisu, 70-osobowa orkiestra RAI (pod dyrekcją legendarnego Zubina Mehta), bajkowe wnętrza zamku w uznanym przez UNESCO za dziedzictwo kulturalne ludzkości mieście Mantova, gdzie zamknięto ulice, by zmnimalizować hałas tła, za zdjęcia odpowiedzialny trzykrotny laureat Oscara – Vittorio Storaro, gwiazdorska obsada (z Placido Domingo w roli głównej).
Była
zaskakująco niska oglądalność w Italii (Akt I: 2,66 mliona widzów – 14,30 %), dziesiątki komentarzy na temat tenora Domingo wybranego do roli barytonowego książęcego błazna tylko „ze względów marketingowych”, zarzuty wobec techniki mikrofonowej, która bezlitośnie obnażyła wszelkie minimalne nawet niedociągnięcia (nie wspominając o kaszlu pod koniec II aktu), narzekania na „przewidywalność” reżysera preferującego zbliżenia twarzy śpiewaków dla pokazania emocji.
W sumie
średnia oglądalność wszystkich trzech aktów (ok. 10%) nie zblizyła się nawet do kultowych już dzisiaj przedsięwzięć „Tosca w Rzymie” z 1992 r. (19%), „Traviatta w Paryżu” z 2000 r.(21%). Przemówienie Prezydenta Napolitaniego, poprzedzające widowisko („una tradizione italiana della quale andare orgogliosi”) oglądało więcej osób (3,5 mln) niż sam spektakl. Trwa dyskusja, czy aby powodem nie jest „kulturalne ubożenie” społeczeństwa, ale powszechnie cytowane jest ostre jak brzytwa stwierdzenie z „L’Osservatore Romano”, że „lepiej oglądać operę kicz niż sam tylko kicz”.
Dla mnie
bomba, ale w związku z tym nie wiem, czy nie jestem "zubożały kulturowo", skoro taki kicz mi się podoba...

Wprawdzie znajomi z Krakowa donoszą, że i u nas można było obejrzeć „na żywo” w TVP Kultura, ale gdyby ktoś (nie daj Boże) przegapił, zapraszam na You Tube, a komu ta jakość nie wystarcza, ten musi poczekać na DVD, które ukaże się w USA jeszcze przed Bożym Narodzeniem).

Von piotr um 19:26h| 0 Kommentare |Skomentuj ->comment

 

sobota, 4. wrze?nia 2010
Z cyklu: "Są rzeczy, których nie można kupić".
Zapach Dolomitów o poranku.

Von piotr um 03:34h| 2 Kommentare |Skomentuj ->comment

 

poniedzia?ek, 30. sierpnia 2010
Miałem się na ten temat nie wypowiadać...
...ale nie wszyscy są na FB.

Za blogiem Siostry Małgorzaty Chmielewskiej:

"Niniejszym proponuję, aby tragiczną śmierć 96 osób w katastrofie lotniczej pod Smoleńskiem, z których większość pełniła najważniejsze obowiązki w Państwie, pozostali zaś byli osobiście dotknięci zbrodnią NKWD sprzed lat, uczcić poprzez wybudowanie hospicjum dziecięcego- pomnika owego wydarzenia i chwili jedności jaką wszyscy Polacy odczuli w dniu wypadku i zaraz po nim.
Pomnik ów powinien być wybudowany ze składek społecznych. Proponuję, aby stał w Warszawie, w pobliżu Świątyni Opatrzności Bożej. W skład komitetu budowy pomnika powinni wejść członkowie rodzin zmarłych tragicznie osób i ludzie godni zaufania społecznego. Ugoda społeczna powinna zagwarantować spokojny wybór projektu i realizatora drogą konkursu, a po podjętych decyzjach- ich akceptację przez ogól tak, aby pomnik nie stał się zarzewiem kolejnych konfliktów. Niech Krzyż niesiony przez chore dzieci i ich rodziny zjednoczy Polaków bez względu na ich przekonania, a następne pokolenia niech mają przykład jak śmierci nadać sens, a miłością i służbą pokonywać cierpienie. Stojący obecnie przed pałacem prezydenckim krzyż postawiony przez młodzież mógłby wtedy nabrać znaczenia jakie sam w sobie nosi- pojednania i zwycięstwa nad śmiercią."

Dopisek z 2 września: Nic z tego nie będzie: kilk

Von piotr um 13:12h| 1 Kommentar |Skomentuj ->comment

 

sobota, 28. sierpnia 2010
Stoję przed bankomatem. Nagle otwierają się za mną drzwi. Odruchowo odwracam się i widzę małego chłopczyka. "Da mi pan na bułkę?" pyta. "Nawet sam ci ją kupię" odpowiadam. "Ale ja nie jestem tak jak inni, co dla rodziców zbierają albo na papierosy. Ja naprawdę chcę na bułkę." "Ok, pójdziemy i kupię ci bułkę." - kończę operację wypłaty i widzę, jak mały zabiera się do wyjścia. "To co? Nie chcesz, żebym ci kupił bułkę?" nalegam. "Nie, nie, ja zaczekam na pana." Bankomat grzecznie pyta, czy chcę wydrukować rachunek, klikam "Tak" i po 30 sekundach wychodzę. A na zewnątrz... ani śladu małego cwaniaka. "Jednak nie chcesz tej bułki?" wołam w kierunku postaci skulonej za żywopłotem. Zamiast odpowiedzi, chłopak pochyla się niżej, tak że staje się niewidoczny z ulicy. Kiedy kilka minut póżniej wyjeżdżam z parkingu, widzę, jak stoi przed kolejną klientką bankomatu z zadowoleniem inkasując parę złotych "na bułkę".
Życie...

Von piotr um 22:08h| 2 Kommentare |Skomentuj ->comment

 

Em Pick
Wizyta w pełnokulturalnym Megastore jest zawsze hołdem dla klasy średniej konsumentów sztuki. Dział "Muzyczne DVD" powala niewielkimi rozmiarami i brakiem np. klasyki. Zamiast rozkoszy oglądania pudełek i zastanawiania się nad niesamowicie bogatym wyborem oper Mozarta (eeech Roma...), można podziwiać Agę Zaryan i Cohena Live in London (pławiących się w błękicie reflektorów, bo taki styl jest teraz obowiązkowy), wszechobecną Osiecką (już chyba wszyscy nagrali płyty z jej piosenkami), Smooth Jazz Cafe (cz. 428) i inne krainy łagodności. Dla mniej wymagających słuchaczy jest powrót na scenę Edyty Bartosiewicz i Budka Suflera (mająca 4 płyty na Top 50). W dziale książek, jak zwykle szlag trafia, że wszystko, co chce się kupić jest w twardych okładkach, przez co cenowo (i wagowo - w samolocie) nieatrakcyjne. Zastanawia mnie też popularność literatury podróżniczej, a właściwie jej przyczyna. Są chyba dwie możliwości: albo Polacy masowo rzucili się na backpackerskie wyprawy do najodleglejszych zakątków świata i chłoną książki napisane przez pionierów takich wypraw, by zaczerpnąć z doświadczenia "Pałkiewiczów naszego wieku", albo (ci sami Polacy) zmęczeni kieratem pracy, spłacaniem rat, wybieraniem kafelek do łazienek, paneli do przedpokoi, polbruku na podjazd i środków odglaniających oczka wodne, polubili siedzenie przy kominku, popijanie Chilijskiego Cabernet Sauvignon ("Najlepsze jest to z Doliny Maipo, kochana, do tego niedrogie - 50 zł za butekę") i rozkoszowanie się przygodami "blondynek na krańcach świata".
Poza tym, koniecznie trzeba odwiedzić zakątek prasowy, do którego nie mam zastrzeżeń, poza może umieszczaniem w dziale "Społeczno-politycznym" tytułów nadających sie bardziej na półkę z magazynami dla panów. W ogóle podejście do tematu równouprawnienia jest tutaj nieco ryzykowne. Dlaczego niby mianem "prasy męskiej" określa się czasopisma motoryzacyjne, elektroniczno-komputerowe i te, w których (przynajmniej na okładkach - nie sprawdzałem zawartości) królują panie? Feministki powinny stanowczo zaprotestować przeciwko pogłębianiu stereotypów za pomocą klasyfikowania jako "kobiece" wszystkiego, co dotyczy kulinarów, ploteczek ze świata gwiazd, zakupów, mody i urody. Faceci na motolotnie, survival i do elektronicznych gadżetów, kobiety do kuchni, kosmetyczki i plotkowania o celebrytach. Protestuję, łącząc się w bólu oburzenia z wszystkimi paniami, które czują się dotknięte seksistowskim aparthaidem w Empiku.

P.S. Kupiłem płytę Waglewskich, książkę o podróżowaniu z plecakiem przez świat, Tygodnik Powszechny i jakąś biograficzną powieść w twardej okładce. Splunąłem z oburzeniem w stronę zaściankowo podzielonego działu prasy męsko-kobiecej i poczułem się inteligenckim konsumentem sztuki klasy średniej. Idę po butelkę czerwonego wina za pięć dych.

Von piotr um 02:58h| 2 Kommentare |Skomentuj ->comment

 

pi?tek, 27. sierpnia 2010
Po prostu muszę to napisać.
Jak już Hapoel dostał się do Ligi Mistrzów, to oczywiście trafił w grupie na jakieś śmieszne drużyny. Można było zobaczyć na żywo w Tel Awiwie gwiazdy, ale nie - nic z tego! Na mecz z Lyonem można iść, albo na Benfikę. Nagrodą pocieszenia - szansa na przyjazd Raula z Schalke. A miało być tak pięknie... Real miał być, Barca, Milan, Inter, Chelsea, Bayern, Manchester, Arsenal, Valencia albo Roma. Czy to tak wiele - chcieć zobaczyć jedną z dziesięciu największych drużyn LM? Niestety! Nie będzie ŻADNEJ. Będzie Lyon, Benfica i Raul z Schalke. A gwiazdy zobaczymy w TV. Jedyna szansa w tym, że Hapoel wyjdzie z grupy, ale w to, to chyba nawet rabin- kapelan druzyny nie wierzy. Nic, trzeba będzie uwierzyć... Wbrew nadziei...

Von piotr um 03:24h| 0 Kommentare |Skomentuj ->comment

 

?roda, 11. sierpnia 2010
13 (!) maili z pytaniem, czy to powolny początek końca tego bloga.
Odpowiedz zbiorowa: NIE!
Wkrótce nowa odsłona.
Cierpliwości...

Von piotr um 21:13h| 4 Kommentare |Skomentuj ->comment

 

sobota, 24. lipca 2010
Wróciłem z kolonii dla naszych dzieciaków.
Zmęczony, ale szczęśliwy....
Tak było: kilknij.

Von piotr um 00:20h| 3 Kommentare |Skomentuj ->comment