pi?tek, 17. wrze?nia 2010
Pada - nie pada.
W taką pogodę ludziom robi się źle. Dzisiejsza poranna wizyta w Domu Spokojnej Starości to, jak zwykle przy tak nisko wiszącym niebie, wzrost narzekań na bóle. Kręgosłupy, biodra, stawy łokciowe - przez całą noc nie pozwalały zapomnieć, że starość niekoniecznie musi być taka spokojna. Do tego mżawka miesza w głowach - najbardziej w tych już lekko zmąconych. "Widział Ojciec ile węży i krokodyli?" pyta mnie Rosa pokazując na drzwi od tarasu. "Łapią mnie tutaj i trzymają" - chwyta się za gardło.
Pożegnaliśmy Jana z 1 piętra. "Dobrze, że Pan go zabrał do siebie, bo to diabeł był" - stwierdza Emilia, naruszając logiczną zasadę niesprzeczności.
Chmury czołgają się po brukowanych uliczkach miasteczka. Ciężko uwierzyć, że gdzieś tam w górze jest słońce. Zakryte i dalekie, jak młodość i zdrowie czekających cierpliwie w Domu Św. Antoniego na "swoją kolejkę" do Pana...

Von piotr um 10:45h| 3 Kommentare |Skomentuj ->comment