Jordania
Wróciłem. Nie było to łatwe ze względu na powódź. Trzeba mieć naprawdę pecha, żeby przyjechać na pustynię i trafić na powódź, która zdarza się raz na 25 lat. Akurat nam się trafiło. Szczęście w nieszczęściu nasz obóz zmienił się w środku nocy w jezioro, ale odrzuciliśmy ofertę ewakuacji (no bo gdzie uciekać?) i przetrwaliśmy. Sąsiedni obóz nie miał tyle szczęścia.
Potem była jazda jeepem po pustyni, która była jeziorem, próba wydostania się z zalanego regionu, gdzie z drogą stało się to samo, co z pustynią, hotelik z zamarzającą Japonką, Petra - 7 cud świata, Namia - nastoletnia rozwódka, każdy próbuje cię oszukać, zamknięta granica i konieczność podróży do stolicy, fasolka z puszki utargowana dopiero po pokazaniu szkaplerza, ciepły prysznic po trzech dniach, etc.
Długo by opowiadać, a ja muszę sie pakować...
Jutro home via Budapeszt (10 godzin) i Berlin.
Wt, 7. lut. 2006, 00:02, von piotr | |Skomentuj czyli comment

 
mateusz, Wt, 7. lut. 2006, 00:27
Dobrze, że nic wam się nie stało.

Link

 
slaweg, Wt, 7. lut. 2006, 01:05
Pustynny deszcz...
Świat jest jak pustynia, ale gdy rusza na niego człowiek, to topi się w deszczu Bożej łaski.

Budapeszt :)

Link