Najpierw o "małych cudach".
Obudziłem się o ósmej, a do szkoły na 8.30.
Z szaloną prędkością i nawet bez wielu przekleństw, wybiegłem z domu "piętnaście po".
Wybiegając pomyślałem sobie, że "może by tak jakiś cud się zdarzył". Spojrzałem na zachmurzone niebo pytającym wzrokiem...
Zacząłem się jednak zastanawiać, co mogłoby się stać, bo jak już prosić o cud, to najlepiej o jakiś konkretny...
"Może by zatrzymał się samochód jakiegoś znajomego i ten zaoferował mi podwiezienie".
Ale kto by to mógł być? Nikt mi nie przyszedł do głowy, więc ten "cud" też ją opuścił.
"Może by tak coś się stało i jakiś autobus jechał dokładnie pod moją szkołę".
Z tym jeszcze gorzej, bo uliczki w centrum Rzymu są tak wąskie, że osobowe ledwo mieszczą się między budynkami.
Na spóźnienie profesora też nie ma co liczyć - on NIGDY się nie spóźnił od jakichś 150 lat, od kiedy uczy w naszej szkole.
"A gdyby tak, jakiś cud".
No właśnie, "jakiś". Bez pomysłu, co to mogłoby być usłyszałem bicie dzwonów oznajmiające, że oto: "Wpół-do-dzie-wią-tej!". Miałem jakieś 300 m do budynku. Zdążyłem jeszcze pomyśleć: "Żeby tylko winda była na parterze" i już wbiegałem do tejże windy. "Come on!, Move" zachęcałem ją w obcym języku. Korytarz, drzwi i... samotny Bonaventura wychodzi tłumacząc się, że "zapomniał, że profesor powiedział ostatnio, że lekcja dzisiaj jest odwołana i że po co on tak wcześnie wstawał i że pójdzie do biblioteki teraz chyba".
Zanim złapałem dech zdążyłem jeszcze wyszeptać: "Dzięki!", po czym spokojnie wróciłem do domu, wziąłem prysznic, zjadłem śniadanie, odmówiłem brewiarz, przeczytałem 2 artykuły na Donfrieda i wyszedłem na następną lekcję, która zaczynała się o normalnej porze (koło 11.00).
Były jeszcze inne cuda, ale nie mogę ich opisać, bo wydałoby się, że mnie na jeden dzień zmogła grypa żołądkowa (stąd też mój brak wiedzy na temat odwołanego wykładu, zresztą).

P.S. Zamykają ten serwis blogowy ok. 5 marca (chyba zbankrutowali), więc nie wiem jeszcze, co się stanie z tym blogiem. Pomyślę nad tym, jak będę miał trochę więcej czasu.
N, 26. lut. 2006, 21:34, von piotr | |Skomentuj czyli comment

 
pani_karka, N, 26. lut. 2006, 21:48
Żadnym sposobem nie udało mi się domyślić tej grypy... Jaka ja niedomyślna. Dobrze, że o niej dziś nie wspomniałeś, to się przynajmniej nie martwimy ;)

Nad blogiem pomyśl jak Scarlett O'Hara: jutro. Może jakiś polski serwisik, hę? Zaniechania pisania nie wyobrażam sobie wcale - a wyobraźnię mam bujną.

Link

 
slaweg, N, 26. lut. 2006, 23:27
Zasady, liturgista i blog...
Nie umiem prosić o konkretny cud - wydaje mi się wtedy - że ograniczam Cudotwórcę. Najczęściej proszę Go, aby zrobił to po Swojemu.

Taki prof. musi się mocno trzymać swoich zasad, ale przez to dużo szacunku studentom okazuje.
Jeśli chodzi o zasady ostatnio słyszałem dowcip od początkującego liturgisty:
"- Czym różni się liturgista od terrorysty?
- ?
- Z terrorystą można negocjować."

Mam nadzieję, że uda się księdzu coś wymyślić z blogiem i przenieść go w całości (ze wszystkimi wpisami) na inną stronę. Te wpisy wiele ukazują z życia osoby po tamtej stronie święceń i są ważne dla wielu osób.

Link

 
frytka, Pn, 27. lut. 2006, 00:31
Frytka
Osobiście proponuje serwis blogowy www.eblog.pl - moim zdaniem najlepszy - no i bezpłatny:)

Link

 
efcia, Pn, 27. lut. 2006, 01:54
Nie wyobrażam sobie braku tego bloga:)Wiec jakbyś mógł jednak coś w tek kwestii postanowić byłoby dobrze tymczasem podrawiam goraco:)

Link

 
jana, Pn, 27. lut. 2006, 13:11
Żal by było, gdyby go już nie było.
Może i teraz można poprosić o cud...

pozdrawiam

Link

 
malo_cierpliwa, Pn, 27. lut. 2006, 17:46
dziekuje za kartke z Betlejem, bylam bardzo zaskoczona:)

gdzie ksiadz mieszka w Rzymie? na Awentynie, blisko Circo Massimo?

pozdrawiam malo_cierpliwa z USA

Link