czwartek, 4. grudnia 2008
Sobą być... czyli kim?
Jakimś trafem znalazem się w poniedziałek na sympozjum na temat "Kościół Katolicki w Polsce a Żydzi i Izrael".
Wśród wielu prelegentów najbardziej podobał mi się Rabbi Dr Alon Goshen-Gottstein. Ze śwetnym poczuciem humoru nawiązał do ciekawej teorii autodefiniowania własnej osoby. Na pierwszym poziomie, ja jestem mną, bo nie jestem tobą. Nie jestem też nim, ani nim. Definiuję siebie przez to, kim nie jestem. Drugi poziom to określenie siebie przez własne czyny: ja jestem mną, bo robię to, czy tamto. Wreszcie trzeci poziom to wielowarstwowa struktura mnie: jest tu miejsce dla ciebie, jego i jego. Ja jestem sobą, ale relacje sprawiają, że włączam w to, co mnie stanowi także kawałek ciebie, jego i jego.

W praktyce dialogu międzyreligijnego można pozostać na poziomie pierwszym: jestem Żydem, bo nie jestem gojem; jestem chrześcijaninem, bo nie jestem poganinem. Można wejść na poziom drugi: jestem Żydem, bo zachowuję Szabat, jem koszernie; jestem chrześcijaninem, bo wychwalam Jezusa, wyznaję, że jest moim Panem. Trzeci poziom jest "tylko dla orłów". Jak zostawić miejsce dla "innego" w sobie samym bez popadnięcia w indyferentyzm religijny i bez rozmycia własnej tożsamości? Jak być Żydem, czy Chrześcijaninem, który w swoich relacjach osobowych "oddaje" kawałek siebie i "dostaje" kawałek drugiego, a jednak nie jest przy tym mniej sobą?
Ten ostatni akapit to wprawdzie już nie Rabbi Goshem, lecz moje przemyślenia, ale może jest to materiał na jakąś medytację...

Von piotr um 23:36h| 4 Kommentare |Skomentuj ->comment