sobota, 29. listopada 2008
Sobotni wyjazd do West Bank
Wyprawa do Ramallah (grób Arafata) i do Nablus (starożytne Sychem) nauczyła mnie jednego: nie ma po co jeździć do Autonomii Palestyńskiej.
Nie jest to może narażanie życia (chociaż dzieci rzucały w nas kamieniami), ale w Izraelu jest tyle miejsc, wartych zobaczenia, że podróż do strefy, w której traci moc wszelkie ubezpieczenie zdrowia, życia i od nieszczęśliwych wypadków staje się po prostu nierozważne.
O szczegółach może jutro...
Pewnie któregoś dnia będę musiał się zmierzyć z problemem Jassira Arafata, przez jednych zwanego terrorystą, czy w łagodnej wersji "professional troublemaker", przez innych uważanego za męża stanu, czy wręcz za opatrznościowego wojownika.
Na razie zostawiam piosenkę:

Von piotr um 23:29h| 0 Kommentare |Skomentuj ->comment