niedziela, 18. stycznia 2009
List otwarty do Gideona Levy'ego
Drogi Gideonie,
Pamięszasz, że w ostatnich latach dzwoniłem do ciebie okazjonalnie, by pochwalić cię za twoje artykuły i teksty o złu wyrządzonym Palestyńczykom w administrowanych terytoriach, czy to przez armię, czy przez osadników. Zło fizyczne, wywłaszczenia ziemi, akty przemocy, przewrotność wymiaru sprawiedliwości i tak dalej. Mówiłem ci, że bardzo trudno się czyta twoje teksty, z powodu ich ciężaru dla naszego sumienia, ale też, że praca, którą wykonujesz i głos, który z niej wybrzmiewa są niezwykle ważne. Martwiłem się również o twoje fizyczne bezpieczeństwo, wiedząc, że ryzykujesz życie odwiedzając tak wrogie miejsca.
Nie pytałem cię, dlaczego nie odwiedzisz Izraelskich szpitali, by opowiedzieć bolesne historie naszych obywateli rannych w atakach terrorystycznych. Akceptowałem twoje stanowisko, że wielu innych dziennikarzy to robi, a ty podjąłeś się misji opowiadania historii cierpienia drugiej strony, naszych dzisiejszych wrogów i jutrzejszych sąsiadów.
W związku z powyższym, to właśnie ze względu na szacunek, jaki mam dla ciebie czuję, że powinienem odpowiedzieć na twoje ostatnie artykuły o wojnie, w jaką obecnie jesteśmy zaangażowani, tak byś mógł zachować w przyszłości moralną wartość swojego zacnego głosu.
Kilka lat temu, gdy rodzina Hatuel – matka i jej czwórka dzieci – zostali zabici na drodze do jednego z osiedli w Gush Katif, uważałem, że ta straszna śmierć dotknęła cię tak, jak nas wszystkich, ale że jak wielu z nas, myślałeś sobie: Dlaczego ci Izraelczycy narażają na niebezpieczeństwo swoje dzieci, mieszkając w sposób prowokacyjny, beznadziejny, niebezpieczny i niemoralny w Gush Katif? Jakim prawem 8000 Żydów zawłaszcza znaczący obszar w gęsto zaludnionym rejonie Gazy, by zbudować kwitnące wioski tuż przed oczami setek tysięcy uchodźców, żyjących w nieludzkich warunkach? Byłeś zły, tak samo, jak ja, na rodziców i tych, którzy ich wysłali. Ale pomimo, że, jak sądzę, czułeś ten sam ból, co my wszyscy wobec zabitych dzieci, nie nazwałeś liderów Hamasu „zbrodniarzami wojennymi”, jak to zrobiłeś z szefami Izraelskiego Rządu i nie wzywałeś do postawienia ich przed międzynarodowym trybunałem.
Kiedy po opuszczeniu Gazy przez osadników żydowskich pytałem cię, dlaczego oni wciąż strzelają do nas rakietami, odpowiedziałeś, że chcą, byśmy otworzyli przejścia graniczne. Spytałem, czy naprawdę wierzysz, że jeśli strzelają, to przejścia zostaną otwarte, czy odwrotnie i czy naprawdę wierzysz, że to jest słuszne i sprawiedliwe, żeby otworzyć przejścia graniczne do Izraela tym, którzy otwarcie deklarują, że chcą zniszczyć nasz kraj. Nie dostałem od ciebie odpowiedzi. Ale nawet pomimo, że przejścia były w rzeczywistości otwierane wiele razy i od nowa zamykane, ze względu na ataki rakietowe, ciągle nie widziałem, żebyś twardo bronił tego punktu widzenia, który mówi: Teraz, mieszkańcy Gazy, po tym, jak wydaliliście Izraelską okupację ze swojego kraju, co było sprawiedliwe, musicie wstrzymać swoje ataki.
Nachodzą mnie czasem smętne myśli, że to nie o dzieci z Gazy, czy Izraela tak naprawdę ci chodzi, tylko o swoje własne sumienie. Bo jeśli naprawdę przejmujesz się śmiercią naszych i ich dzieci, zrozumiałbyś obecną wojnę, która nie jest po to, by wykorzenić Hamas z Gazy, ale by zmusić jego zwolenników do zrozumienia, że muszą jednostronnie wstrzymać ogień, zaprzestać wysyłania rakiet w gorzkiej i beznadziejnej walce, by zniszczyć Izrael, a przede wszystkim, zrozumiałbyś wojnę dla przyszłości ich dzieci – żeby nigdy już nie musiały umierać w kolejnej bezsensownej potyczce.
W zasadzie właśnie teraz, po raz pierwszy w historii Palestyny, po Imperium Otomańskim, Brytyjskim, Egipskim, Jordańskim i zdobyczach Izraela, część Palestyńczyków dostała pierwszy i mam nadzieję nie ostatni kawałek ziemi, na którym mogą zatrzymać pełny i niezależny rząd. I jeśli zaczną budować, rozwijać i chronić wysiłki społeczne, nawet według Islamskiego prawa religijnego, udowodnią całemu światu, a szczególnie nam, że w momencie, w którym zakończymy okupację, oni będą gotowi do pokojowego współżycia z sąsiadami, wolni, tak jak tego pragną, ale i odpowiedzialni za swoje czyny.
Jest coś absurdalnego w porównaniach, które robisz, o liczbie zabitych. Jeśli pytasz, jak to możliwe, że zabicie trojga naszych dzieci powoduje, że my zabijamy sto pięćdziesiąt. Wniosek, jaki można by wyciągnąć jest taki, że gdyby oni zabili setkę naszych dzieci ( na przykład rakietami Qassam, które uderzały w szkoły i przedszkola w Izraelu, na szczęście puste), bylibyśmy usprawiedliwieni w zabiciu setki ich dzieci.
Innymi słowy, to nie samo zabijanie cię obchodzi, ale liczby.W tym świetle ktoś mógłby cynicznie odpowiedzieć ci, że kiedy na Bliskim Wschodzie będzie 200 milionów Żydów, to moralnie dopuszczalne będzie porównywanie liczby ofiar po obu stronach. Ale to jest, oczywiście bezsensowny argument. W sumie ty, Gideonie, który mieszkasz wśród ludzi, wiesz, że nie jesteśmy skrzywieni w zabijaniu Palestyńskich dzieci, by pomścić śmierć naszych. Wszystko, co próbujemy zrobić, to zmusić ich liderów do zatrzymania tej bezwzględnej i nikczemnej agresji i że tylko na skutek tragicznego, ale przemyślanego związania bojowników Hamasu z ludnością cywilną, niestety giną dzieci. Faktem jest jest, że od czasu naszego wycofania się z Gazy Hamas strzelał tylko do cywilów. Nawet w tej wojnie, ku mojemu rozczarowaniu, widzę, że Hamas nie celuje w skoncentrowane przy granicy wojska, ale wciąż w skupiska ludności cywilnej.
Zachowaj, proszę autorytet moralny i troskę jakie posiadasz oraz swój szlachetny głos. Będziemy potrzebować ich w przyszłości, która zapowiada dalsze ciężkie próby na drodze do pokoju. Tymczasem, najlepsze dla wszystkich – dla nas i Palestyńczyków, jak i reszty świata- byłoby naśladowanie prostego Kantowskiego imperatywu moralnego: „Czyń tylko według takiej zasady, którą mógłbyś widzieć jako stającą się prawem powszechnym”.
W przyjaźni zawsze
A.B. Yehoshua

Tłum. własne.

Von piotr um 00:13h| 0 Kommentare |Skomentuj ->comment