poniedzia?ek, 26. stycznia 2009
No dobrze, ten film jest głupi, prosty i płaski.
Ale śmieszny!
Akcent Izraelczyków i Palestyńczyków, zdrowy dystans do konfliktu prezentowany przez tych, którzy mieszkają za Oceanem, absurd, tak duży, że czasem aż nie-do-wytrzymania, Mariah Carey i John McEnroe grający siebie samych i jeszcze raz AKCENT, akcent, akcent!
Dlaczego wspominam Zohana właśnie dzisiaj?
Bo jedząc wieczorem hummus, przymniałem sobie scenę z gaszeniem pożaru tą właśnie półpłynną papką.
I wyszło szydło z worka! Przy obiedzie dyskusje na temat największych arcydzieł kina niemego, powrotu wątków egzystencjalnych do filmu skandynawskiego i antycypacji społeczeństwa ponowoczesnego w twórczości Kurosawy, a wieczorem: "My Name Is Earl", "Jak Poznałem Waszą Matkę" i bzdety typu "You Don't Mess With The Zohan".
W temacie jedzenia w Izraelu, jeszcze się wypowiem kiedyś, a tymczasem zerknijmy na trailer tych bzdur o Zohanie:

Von piotr um 00:01h| 2 Kommentare |Skomentuj ->comment