poniedzia?ek, 9. maja 2005
Festa del PIB
W sobotę - 96 rocznica powstania PIB.
Najpierw wspólna Eucharystia - przygotowana przez grupy hiszpańską i portugalską, ale czytanie (piękną greczyzną) przeczytała Miljenka (szefowa grupy Europy Środkowowschodniej, czyli naszej- Wow!) a psalm (niemniej piękną hebrajszczyzną) zaśpiewał Marcin (przedstawiciel tej samej grupy, co Miljenka, czyli naszej -Wow!).
Bardzo mnie ucieszyło, gdy świeżoupieczony doktor nauk biblijnych z Puerto Rico wspominając lata spędzone na PIB powiedział, że rok propedeutyczny był najtrudniejszym rokiem jego życia. Czyli potem już było łatwiej!
Później Pani "Dyrektor 3 Muzeów" miała wykład pt. "Sztuka a Biblia", czy może "Biblia a sztuka". Nawet dość ciekawie zaczęła omawiać KAŻDY fresk z Kaplicy Sykstyńskiej. Po godzinie i 10 minutach (była mniej więcej w połowie) ktoś delikatnie zasugerował, że "czas się kończy". Zapalono światło, odsłonięto okiennice i tylko odciśnięte ławką ślady na twarzy Libora (i wielu innych, w tym piszącego te słowa) świadczyły, że nie wszystkim się dłużyło (nie ma to jak drzemka na siedząco)...
Posiłek (kanapeczki-mniam) i część artystyczna odbyły się już na wirydażu Ojców Jezuitów. W cieniu pomarańczowych drzew, w chłodzie fontanny posłuchałem portugalskich piosenek studenckich, zobaczyłem taniec japoński z wachlarzami, próbowałem zagadywać sympatyczną siostrę zakonną z Hiszpanii (w jej rodzinnym języku, w którym potrafię powiedzieć tylko "Dzień Dobry. Jak się masz?") i popijałem zimną colę.
Nasza grupa (Europa Środkowowschodnia) nauczyła wszystkich czeskiej piosenki o "myslivecku, co pasaul jeleni na ty louce zeleni" (pod dyrekcją Antonina - eksperta od czeskiego języka, w końcu jest Prażan).
Tak sobie dzionek mijał, ale zauważyłem, że niektórzy już nie mogli wytrzymać - 6 godzin bez nauki w sobotę - za trudne dla wielu cyborgów kochanych.
Jeszcze Padre Donald (zwany Trolem) - kiedy po ostatnim punkcie programu - tańczącej z wazonem na głowie Paragwajce - wszyscy pomagali sprzątać, wziął kilka krzeseł, które miał zanieść, położył sobie na głowie i rozkładając szeroko ręce tanecznym krokiem szedł ku wyjściu. Niezły z niego fikoł. Dobrze, że z nim nie mam hebrajskiego...

Von piotr um 19:06h| 3 Kommentare |Skomentuj ->comment