... newer stories
niedziela, 16. listopada 2008
Studencki relaks
piotr, 22:00h
Jak nazwać sytuację, gdy zaplanowany wyjazd do Aquaparku zaczyna się półtoragodzinną jazdą autobusem, a na miejscu okazuje się, że właśnie wczoraj rozpoczęto renowację obiektu?
Z czynnych atrakcji zostały: pełen emerytów basen pływacki, jacuzzi i sauna. Ta ostatnia zresztą dość ciekawa. Temperatura chyba troszkę wyższa niż zazwyczaj w Europie, w tureckiej para tak gorąca, że trzeba ręcznik na głowę założyć, bo twarz zamienia się w rozżarzoną blachę po kilku sekundach, a łaźnia "gorący tyłek", jak ją nazwaliśmy, to marmurowe, rozgrzane do niemożliwości ławy, na których jest ciężko wysiedzieć dłużej niż minutę. Sytuację uratowało trochę słońce - nie ma to jak wyjść w połowie listopada na taras, rozłożyć się na leżaczku i poopalać. Ale mamy nauczkę na przyszłość, żeby nie kierować się jedynie informacjami zamieszczonymi w angielskim tłumaczeniu strony internetowej, ale dzwonić i pytać. To jest jednak Bliski Wschód.
Od jutra znowu biblioteczne potyczki z nauką, a w czwartek solidna wędrówka po Wadi Kelt z Lectio Divina w przyklejonym do ściany wąwozu prawosławnym klasztorze św. Jerzego i niepewnym powrotem z Jerycha.
P.S. Tylko dwie porządne kawy uratowały moje trzy godziny hebrajskiego dziś wieczorem. Ale jak tu teraz zasnąć?
Z czynnych atrakcji zostały: pełen emerytów basen pływacki, jacuzzi i sauna. Ta ostatnia zresztą dość ciekawa. Temperatura chyba troszkę wyższa niż zazwyczaj w Europie, w tureckiej para tak gorąca, że trzeba ręcznik na głowę założyć, bo twarz zamienia się w rozżarzoną blachę po kilku sekundach, a łaźnia "gorący tyłek", jak ją nazwaliśmy, to marmurowe, rozgrzane do niemożliwości ławy, na których jest ciężko wysiedzieć dłużej niż minutę. Sytuację uratowało trochę słońce - nie ma to jak wyjść w połowie listopada na taras, rozłożyć się na leżaczku i poopalać. Ale mamy nauczkę na przyszłość, żeby nie kierować się jedynie informacjami zamieszczonymi w angielskim tłumaczeniu strony internetowej, ale dzwonić i pytać. To jest jednak Bliski Wschód.
Od jutra znowu biblioteczne potyczki z nauką, a w czwartek solidna wędrówka po Wadi Kelt z Lectio Divina w przyklejonym do ściany wąwozu prawosławnym klasztorze św. Jerzego i niepewnym powrotem z Jerycha.
P.S. Tylko dwie porządne kawy uratowały moje trzy godziny hebrajskiego dziś wieczorem. Ale jak tu teraz zasnąć?
... older stories