czwartek, 20. listopada 2008
Pozdrowienia z Ziemi Uświęconej
Nie zaspałem. Wyprawa była udana. Wadi Kelt to jeden z piękniejszych wąwozów w Izraelu. Wędrówka jest niedługa, ale malownicza. W śrdoku pustynnego krajobrazu pojawia się strumień. Płynie w korytku, niczym starożytny akwedukt. Idzie się wciąż wzdłuż płynącej wody. W pewnym miejscu, przy uroczym wodospadzie trzeba zdecydować, czy iść szlakiem w wąwązie, czy jego prawym brzegiem. Pamiętałem sprzed trzech lat, że trasa w strumieniu była dość trudna (głazy, woda, etc.), więc ruszyliśmy prawym brzegiem. Gdy dotarliśmy do klasztoru św. Jerzego, prawosławny mnich nie pozwolił nam spędzić na modlitwie nawet kilku minut. "No prayer" krzyczał, a my posłusznie opuściliśmy kaplicę. Później wyjanił nam, że jak katolicy nie mamy prawa do modlitwy w tym świętym miejscu. Z moją niechęcią do instytucjonalizowania religii nie miałem problemu, czy zrobimy medytację w klasztorze, czy poza nim.
"Pewien człowiek schodził drogą z Jerozolimy do Jerycho..." Jezus opowiadając przypowieść mógł znać tę drogę. Mógł nią nawet przechodzić... Czy to ważne? Niekoniecznie. Tekst jest tak nasiąknięty treści, że wystarczy przyłożyć wargi i już można chłonąć Mądrość Odwieczną. "Co mam czynić, by odziedziczyć życie wieczne?" Dobre pytanie. Przymiotnik "wieczny" ma wartość ilościową. Jednak odpowiedź Jezusa zawarta w przypowieści może sugerować, że chodzi też o jakość. Niewykluczone, że w tym momencie włączam już swoje doświadczenie, ale życie wieczne nie zaczyna się po śmierci. Życie wieczne to życie żywe (w przeciwieństwie do życia martwego). "Idź i czyń podobnie", a zobaczysz, co to jest życie. Bo przemiana materii, wzrost, rozmnażanie się, oddychanie, poruszanie się i co tam jeszcze stanowi o biologii nie daje jeszcze życia żywego. Dopiero rozpoznanie, że bliźni to ten, kto potrzebuje - niezależnie od poglądów. Dopiero połączenie w jedno "świętej intuicji Boga" i "codziennnej obecności bliźniego".
Opowieści Kaludii o życiu wśród Beduinów pokazują jasno, co tracimy w naszej "bezpiecznej" Europie. "Jak można żyć w takich warunkach?" zapytałby niejeden z nas. "Przecież tu nie ma nawet internetu" (przesadziłem z ironią?).
I tutaj jednak wkrada się już bezduszna pogoń za brzękiem monet - przyniesiona przez turystów niczym zaraza. Ale wciąż jeszcze odkryć można, że najważniejsze rzeczy widać dopiero w prostocie. Przygniata nas koszmar kolorów, dźwięków i komplikacja pogoni za tym, co modne, popularne, "konieczne". Grzęźniemy coraz głębiej w swoich przyzwyczajeniach, upodobaniach, zwyczajach. Przestajemy zauważać, że "życie jest jak tramwaj - nadmiar bagażu utrudnia podróżowanie".
Prostota pustyni belitośnie deptanej naszymi stopami w markowych butach. O czym właściwie mówię? O materializmie, czy duchowej suszy, czy braku kontaktu z naturą? A może o miłości Boga i bliźniego?
Droga do Jerycho jest doświadczeniem zwyczajnej wędrówki. Po lewej stronie skała, po prawej - przepaść. Na horyzoncie majaczy oaza z ukrytym w niej miastem. Brzmi, jak codzienność życia. Tylko jak ją uświęcić?
Zamknąć oczy i przejść tą drogą. Zobaczyć poturbowanego człowieka. Dostrzec w nim światło. Ono jest dla każdego, kto chce je przyjąć - ogrzać się nim i oczyścić.
Z Jerycho bus i checkpoint (albo dwa) do Betanii. Skonstruowane przez ludzi mury, zasieki, kontrole mają chronić, a dzielą. Chaos pustyni zgwałcony przez normy społeczne. "Ja was tu nie chciałem. Nie w ten sposób."- mówi Bóg. Nikt nie słyszy. Przecież to pustynia...
Nie docieramy do domu Marty i Marii, ale w jakimś sensie Klasztor Elżbietanek na Starym Mieście, gdzie odprawiamy Mszę jest połązeniem służby potrzebującym i kontemplacji.
Nie możemy się rozstać (znowu). Różne narodowości, różna mentalność, ale duch ten sam (Święty?).
Kawa w Mamilla dodaje energii. Przypomina też, że dzień był zyskany. Tak wygląda krok w stronę życia wiecznego.
Ono ma się zaczynać każdego dnia...
"Znasz przykazania" mówił Jezus uczonemu w Piśmie.
To już dużo.
To jeszcze nic...

Von piotr um 23:16h| 4 Kommentare |Skomentuj ->comment