... newer stories
pi?tek, 22. pa?dziernika 2004
Z orzełkiem na piersi
piotr, 02:06h
"-Masz być, jak Wściekły Byk!
-Będę!
-Masz być, jak Tomy Lee Jones w "Ściganym"!
-Będę!
-Masz bronić, jak Bęben, Boruc, Majdan i Dudek razem wzięci!
-Będę!"
I byłem! Broniłem, jak natchniony! W pięknym stroju, z orzełkiem na piersi i numerem 1. Mecz piłki nożnej Papieski Instytut Polski contra Kolegium Polskie jest zawsze, jak derby Rzymu: Roma-Lazio. Niebieskie stroje, niczym lazur bezchmurnego cielo d'Italia... Zielona, sztuczna trawa boiska, jakby igielit na skoczni narciarskiej w Pradazzo (latem oczywiście, bo zimą jest wszystko białe, a zwłaszcza skocznia). Wieczór, reflektory i olbrzymie piłkarskie emocje.
Pierwszą połowę rozpoczęliśmy od mocnego uderzenia. Takiego natarcia przeciwnik raczej się nie spodziewał. Prowadziliśmy już 3:0. Liczne strzały po groźnych kontrach fantastycznie wyciągał nasz bramkarz. "Czerwoni", jednak trochę ochłonęli i zdołali wyrównać na 3:3. Końcówka 1 połowy przypominała nieco obronę Jasnej Góry. Cudem nie straciliśmy bramki. Po przerwie znów zmasowany atak "Niebieskich" i prowadzenie 5:3 i nagle jakby niebo odwróciło się plecami do naszej drużyny. Czy winna była kondycja? Czy zabrakło sił? Błąd za błędem. Bramka za bramką. Stan meczu 11:6 dla rywali. W tym momencie zresztą jedyny błąd źle ustawionego bramkarza wykorzystał jeden z obrońców, popisując się pięknym lobem i golem. Końcowy wynik - 16:8, naprawdę nie pokazuje prawdy o tym meczu. Byliśmy co najmniej równym przeciwnikiem dla Kolegium. Ostatnie minuty, to jednak ich festiwal strzelecki, mimo znakomitej postawy bramkarza, który dwoił się i troił dokonując cudów, ratując nieraz przed utratą gola, podczas ataku 2 napastników, podczas, gdy obrońcy zostawali już minięci. Cóż... Niezły mecz... Jak powiedziałby Darek Szpakowski: "Szkoda, proszę państwa. Szkoda zmarnowanej szansy. `Zwycięstwo było w naszym zasięgu. Ale nie załamujmy rąk. Nie wszystko jeszcze stracone. Trzeba wyciąnąć wnioski przed kolejnym arcyważnym spotkaniem."
-Będę!
-Masz być, jak Tomy Lee Jones w "Ściganym"!
-Będę!
-Masz bronić, jak Bęben, Boruc, Majdan i Dudek razem wzięci!
-Będę!"
I byłem! Broniłem, jak natchniony! W pięknym stroju, z orzełkiem na piersi i numerem 1. Mecz piłki nożnej Papieski Instytut Polski contra Kolegium Polskie jest zawsze, jak derby Rzymu: Roma-Lazio. Niebieskie stroje, niczym lazur bezchmurnego cielo d'Italia... Zielona, sztuczna trawa boiska, jakby igielit na skoczni narciarskiej w Pradazzo (latem oczywiście, bo zimą jest wszystko białe, a zwłaszcza skocznia). Wieczór, reflektory i olbrzymie piłkarskie emocje.
Pierwszą połowę rozpoczęliśmy od mocnego uderzenia. Takiego natarcia przeciwnik raczej się nie spodziewał. Prowadziliśmy już 3:0. Liczne strzały po groźnych kontrach fantastycznie wyciągał nasz bramkarz. "Czerwoni", jednak trochę ochłonęli i zdołali wyrównać na 3:3. Końcówka 1 połowy przypominała nieco obronę Jasnej Góry. Cudem nie straciliśmy bramki. Po przerwie znów zmasowany atak "Niebieskich" i prowadzenie 5:3 i nagle jakby niebo odwróciło się plecami do naszej drużyny. Czy winna była kondycja? Czy zabrakło sił? Błąd za błędem. Bramka za bramką. Stan meczu 11:6 dla rywali. W tym momencie zresztą jedyny błąd źle ustawionego bramkarza wykorzystał jeden z obrońców, popisując się pięknym lobem i golem. Końcowy wynik - 16:8, naprawdę nie pokazuje prawdy o tym meczu. Byliśmy co najmniej równym przeciwnikiem dla Kolegium. Ostatnie minuty, to jednak ich festiwal strzelecki, mimo znakomitej postawy bramkarza, który dwoił się i troił dokonując cudów, ratując nieraz przed utratą gola, podczas ataku 2 napastników, podczas, gdy obrońcy zostawali już minięci. Cóż... Niezły mecz... Jak powiedziałby Darek Szpakowski: "Szkoda, proszę państwa. Szkoda zmarnowanej szansy. `Zwycięstwo było w naszym zasięgu. Ale nie załamujmy rąk. Nie wszystko jeszcze stracone. Trzeba wyciąnąć wnioski przed kolejnym arcyważnym spotkaniem."
... older stories