wtorek, 16. wrze?nia 2008
W imię Jezusa...
Larry jest sierżantem policji.
Był przez wiele lat członkiem jakiegoś bezdenominacyjnego kościoła charyzmatycznego. Kiedy poznał swoją żonę spotkał nagle katolicyzm i nawrócił się.
Po dwudziestu latach studiowania Biblii pod okiem swojego pastora (znanego, podróżującego po świecie z wykładami kaznodziei) i pod swoim okiem, stwierdził, że wszystko, w co wierzy jest katolickie.
Jego doświadczenie odkrycia, że pełnia Prawdy jest w Kościele Katolickim jest dla mnie cennym źródłem informacji.
Nasze dyskusje są zawsze ciekawe.
Lubię też opowieści Larrego z jego pracy w policji.
Taka scena na przykład.
Dom w podłej dzielnicy, dysfunkcyjna rodzina, alkohol, dragi, przemoc.
Wezwany na interwencję oficer widzi młodą kobietę: długie włosy w nieładzie, tatuaże z symbolami satanistycznymi, czarne paznokcie, łańcuchy... W pewnym momencie kobieta zaczyna dzwnie się uśmiechać patrząc na coś za plecami policjanta. Funkcjonariusz odruchowo się odwraca i widzi, że tuż za nim stoi mężczyzna podobny do swojej dziewczyny (wyznawca ciemnej strony mocy), trzymając w uniesionych rękach duży kamień, którym chce rozwalić mu czaszkę.
Policjant bez wahania krzyczy: "W imię Jezusa, nakazuję ci wyjść z niego!"
Mężczyzna opuszcza kamień, pada na podłogę i zaczyna się dusić.
Kobieta stoi jak słup i nie może uwierzyć, temu co przed chwilą zobaczyła - oficer w mundurze, z bronią w ręku rozkazuje złym duchom.
A co najlepsze: te złe duchy posłusznie czmychają przed imieniem Jezusa.
Uwilebiam opowieści Larrego.
Bo to prawdziwe historie - to on był tym policjantem...

Von piotr um 09:12h| 4 Kommentare |Skomentuj ->comment