wtorek, 30. wrze?nia 2008
W przelocie przez Texas
Najbardziej nieamerykański lunch miałe w dzień wyjazdu. Pojechaliśmy na farmę ostryg. Za grosze kupiliśmy ich kilkanaście. Mieliśmy białe wino, cytryny i noże. Usiedliśmy przy siermiężnym stoliku nad laguną i zaczęliśmy się męczyć z otwieraniem ostryg. Trzeba trochę pomanipulować ostrym narzdziem, za to potem kilka kropel soku z cytryny i wsiorbanie stworzonka.
Delicje.
W takich "pierwotnych" warunkach ostrygi smakują sto razy lepiej niż w eleganckiej restauracji.
Zresztą większość lokali gastronomicznych w San Francisco kupuje je w "naszej" farmie nad Drake's Bay.
Niestety, władze Parku Narodowego planują zamknięcie tej hoowli. Trwają poszukiwania pretekstu, tworzy się podstawę prawną - że niby natura ma być naturalna, a hodowanie mięczaków jest sztuczne.
Ja tam podpisałem petycję do Gubernatora, żeby ocalć to miejsce. Czy Arnie Schwarzenegger lubi ostrygi?
To się chyba nie liczy. Tu w grę wchodzi polityka, wybory, głosy, lobby, etc.
Szkoda, bo każdemu, kto znajdzie się w Marin County polecam farmę ostryg przy Drake's Bay. Nie zapomnijcie zabrać noża, cytryn i białego wina. No i jeszcze kawałek ciasta dla sympatycznego psa rasy boxer, który tam się kręci.
Wystraszył mnie trochę, gdy byłem na farmie po raz pierwszy z M. Wskakiwaliśmy na moją ciężarówkę, a on chciał się tylko przywitać. Ale z takimi brytanami lepiej być ostrożnym.
Kończy mi jakiegoś gniazdka.
Lotnisko w Houston nie ma ich za wiele. Przynajmniej w moim najbliższym otoczeniu nic nie widzę.
No, bachory poszły z mamą na lot do Tampy. Będzie ciszej. Bo już się miałem przesiadać...
Gdzie te gniazdka mogą być?...

Von piotr um 17:10h| 0 Kommentare |Skomentuj ->comment