wtorek, 23. wrze?nia 2008
Widziałem też lwa górskiego. Albo przynajmniej tak sądziłem, aż dowiedzałem się, że powionien mieć długi ogon i być wielkości pumy czy jaguara. Ten "mój" był wielkości dwa razy dużego kota i miał pędzelkowaty, krótki ogon. Czyli nie mountain lion, ale zwykły żbik, czy jak go tam nazywają.
A dzisiaj PRAWIE widziałem wieloryby. Byłem na urwisku zaledwie kilka minut po tym, jak stado ok. 10 sztuk przepłynęło sobie w całkiem bliskiej odległości od brzegu.
Niestety, o tej porze roku to rzadkość. Wieoryby pojawią się na dobre w marcu. Te tapety do Windows z wynurzającym się z wody płetwiastym ogonem są pstrykane w moich stronach.
Może jeszcze się uda...
Jutro spróbuję zobaczyć wschód słońca na Pacyfiku. Jeśli nie zaśpię, powinno się udać...
Fotek nie będzie. To moje prywatny seans. Niektórzy ludzie chwalą się, że mają w domach salę kinową. Ja mam jutro pokaz najlepszego reżysera.
"The Stwórca Show".
Najlepsze miejsce w pierwszym rzędzie, megagigantyczny ekran panoramiczny, tryliony kolorów, rozdzielczość najwyższa możliwa do uchwycenia gołym okiem, etc.
Szkoda tylko, że to niemy film...

Von piotr um 10:48h| 1 Kommentar |Skomentuj ->comment