niedziela, 28. listopada 2004
Sraluchy
Jakiś taki mało męski się zrobiłem: o ptaszkach piszę...
Dziś o ptaszkach od drugiej strony, czyli o "sraluchach".
Już we wrześniu Daniel opowiadał mi, że "gdy na północy Europy się zrobi chłodniej - do Rzymu przylecą stada sraluchów". Mają tu przystanek w drodze do ciepłych krajów.
I rzeczywiście - przyleciały.
Piazza Cavour, mimo wielu ławeczek świeci pustkami.
Nikt nie spaceruje pod malowniczymi palmami, ani tym bardziej pod nimi nie siada. Powodem stado rozwrzeszczanych ptaszydeł. Swoją nazwę - sraluchy - zawdzięczają efektowi ubocznemu przemiany materii. W dużych ilościach wygląda to jak deszcz, tylko przejść się nie da w odległości mniejszej niż 100 m.
Inne siedlisko jest przy Zamku Anioła. W czwartek przyjechała nawet ekipa z bronią palną i hukiem płoszyła kilkutysięczne stada. Potem druga ekipa z myjkami pod ciśnieniem próbowała "wykersierować" chodnik, murek i pnie drzew. Trochę im się nawet udało, z tym że sraluchy wróciły już w sobotę.
Nikt nie stawia samochodu pod drzewami, nikt nie spaceruje ani nawet się nie zbliża. Jeśli ktoś zapomni, nie wie lub jest nieuważny - zmienia kolor na biały (nawet nie w cętki).
Czemu jeszcze nie odlatują? Bo tu mają na razie ciepły kraj. Dziś wybrałem się na Anioł Pański. Przewietrzyłem płaszcz - od lipca wisiał w worku foliowym, jeszcze miał metki z pralni. Niestety, albo na szczęście, bolała mnie ręka od trzymania przez cały czas płaszcza. Temperatura tak wysoka, że w krótkim rękawku gorąco było. Ale "włosiaki" mieli płaszcze (trzymali je na ręku, oczywiście). Nie tylko "włosiaki" - jeszcze paru innych "dziwolągów", jak ja na przykład...
Zapaliliśmy pierwszą świeczkę w wieńcu adwentowym. Niestety, nigdzie nie znalazłem Adventskalendar (z czekoladkami na każdy dzień), ani Gluhwein (do zrobienia na ciepło). Może chociaż Adventstee (pomarańczową z cynamonem) gdzieś znajdę...

Von piotr um 22:08h| 6 Kommentare |Skomentuj ->comment