Morning Glory
Po nocy spędzonej na lotnisku wsiadłem do busika, żeby wreszcie dojechać do mojego miejsca zamieszkania.
Trasa z Tel Avivu do Jerozolimy nie jest zbyt malownicza. Przynajmniej początkowo. Podróżny wychodząc z supernowoczesnego lotniska, gdzie w hli przylotów witają go kaskady wodne ma wrażenie, że wjechał do bogatego kraju. Autostrada, z której widać błyszczące szkłem i aluminium dachy potwierdza status ekonomiczny stolicy Izraela. Wschodzące słońce bardzo szybko podnosi się znad horyzontu. Szybko też zmienia swój kolor: z czerwonego staje się podobne do rozgrzanej do białości stali, w końcu nie można już na nie patrzeć. Droga z pięciopasmowej zmniejsza się nieco. Podobnie krajobraz za oknem: nikną klimaty wielkiego miasta, zaczyna się robić bardziej skaliście.
Tenwjazd traktuję dość symblicznie, więc zamiast szumu silnika wolę posłuchać muzyki nawiązującej do tego, co właśnie się dzieje.
Kończy się wschód słońca i kończy się Morning Glory.
Zaczynam przegldać biblitekę na moim soniaczu i dobieram piosenki według tytułów. "Here I Am", Coming Back to You, Is This What You Wanted, "I Tried To Leave You", Came So Far for Beauty - wszystko Cohen.
Wreszcie najbardziej symboliczne If It Be Your Will i monotonne kołysanie busika usypiają mnie na kilkanaście minut.
Kiedy się budzęę jesteśmy już wśród zakurzonych budynków Jerozolimy. Zwiedzamy jakieś nieznane mi dzielnice wysadzając kolejnych podróżnych. Ja zostaję jako przedostatni. Dojeżdżamy na Emil Botta Street, płacę 15 $ za przejazd, wyciągam walizkę i popycham odważnie furtkę.
W uszach brzmi mi jeszcze Tonight will be fine, will be fine, will be fine for a while...
Pn, 6. pa?. 2008, 11:07, von piotr | |Skomentuj czyli comment